Rozdział 13

9.9K 348 13
                                    

Od dziś jestem na urlopie macierzyńskim, ponieważ mój kochany szef stwierdził, że to nie powinnam pracować w dziewiątym miesiącu ciąży. Przecież ja umrę z nudów, a do rozwiązania mam jeszcze dwa tygodnie. Jest godzina 13, a ja już trzy razy byłam na spacerze z Lessy ten pies to mnie znienawidzi. No, ale nie ważne.
Mój ojciec chyba naprawdę się zmienił, od kilku miesięcy siedzi w Polsce. Z tego, co ostatnio mówił to planuje przenieść siedzibę główna tutaj, żeby być bliżej mnie i Vanessy. Jego postawa naprawdę się zmieniła, wspiera mnie jak może i już po prostu nie może doczekać się narodzin swoich wnuków.
Moje rozmyślanie przerywa dzwonek telefonu. Kiedy na niego patrzę moje serce staje. Ashton. Nie proszę, nie teraz, miałeś zniknąć. Postanawiam, że dopóki nie odbiorę, mogę udawać, ze wcale nie było tego telefonu. Ale wiem, że on nie odpuści. Dzwoni jeszcze kilka razy po czym słyszę dźwięk przychodzącego esemesa.

Nie ignoruj mnie. Musimy
porozmawiać.

Ignoruje jego wiadomość. Po godzinę wraca Kori, a ja dostaje kolejną wiadomość.

Jeśli nie chcesz ze mną
rozmawiać, to będziesz
musiała się ze mną
spotkać.

Z tego stresu zaczyna boleć mnie brzuch, a po chwili czuję jak coś mokrego spływa po moich udach.
O Boże nie teraz.
- Korii!!! - krzyczę i mam wrażenie, że na moim brzuchu zacisnęła się metalowa obręcz.

Nie wiem jak udaje nam się dotrzeć do szpitala, ale po dziesięciu minutach leżę na porodówce. Jezu boli ja cholera. Mam wrażenie, że zaraz połamane rękę Korii, która koniecznie chciała zostać.
- Dasz radę - dopinguje mnie Korii co w tym momecie mnie bardziej wkurza niż motywuje. - Tylko oddychają.
- Sama se kurwa odd... - nie kończę, bo czuję kolejny skurcz. Boże w tym momencie to mam po prostu ochotę zabić Hudson'a.

Po godzinie jest już po wszystkim, a ja mogę wreszcie przytulić moje dzieci.

***

- Jakie słodziaki - po godzinie zawaliła mi się cała rodzina na głowę. A ja tylko czekam, żeby się ich pozbyć i iść spać, ale najpierw muszę pogadać z ojcem.
- Tato możesz na chwile zostać - pytam, kiedy jakąś sympatyczna pielęgniarka przegoniła moich gości.
- Tak, ale nic się nie stało?
- Właściwie to tak. Ashton dzwonił i chyba tu przyjedzie.
- Rozmawiałaś z nim?
- Nie, kiedy nie odebrałam to napisał mi esemesa, że jeśli nie chce z nim rozmawiać, to będzie musiała się z nim spotkać.
- Nikola na razie nie panikuj, jeśli przyjedzie to, z nim pogadamy. A teraz odpocznij?

***

Po trzech dniach wychodzę ze szpitala razem z Larysą i Nikolasem.
Moja córka tak bardzo przypomina mi kto jest ich ojcem. Te same czekoladowe oczy, te same usta. A Nikolas wdał się we mnie.
Tak bardzo się bałam, a teraz nie wyobrażam sobie, żeby miałoby ich nie być. Nawet przez chwile nie jestem sam, jak nie tata to mama, jak nie Korii to Kaja. I tak w kółko. Jakby sądzili, że sama sobie nie poradzę.

Na szczęście dziś poniedziałek, więc wszyscy będą w pracy, a ja będę miała święty spokój. Za myślenia wyrywa mnie płacz, kiedy wchodzę do pokoju bliźniąt Larysa śpi, a Nikolas płacze, no najwyraźniej charakter też po mnie odziedziczył. Po tym, jak go przebrałam i nakarmiłam znów zasnął.
Słyszę dźwięk dzwonka i idę otworzyć jednocześnie zastanawiam się kto tym razem. Ale tego, kogo zabaczyłam za drzwiami na pewno się nie spodziewałam.

Nikolas

Nikolas

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Larysa

Larysa

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Daj mi szansę ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz