Rozdział czterdziesty pierwszy

842 64 1
                                    


Brunet postanowił, że mnie odprowadzi, uparł się, że poniesie moją torbę z notesami oraz laptopem. Idzie bardzo blisko mnie przez co, co chwilę dotykamy się przez przypadek rękoma albo ramionami. Za każdym razem trochę się spinam co go bardzo bawi.

- No więc. - Odwrócił głowę w moją stronę mierząc mnie spojrzeniem. - Znalazłaś już jakiś strój na halloween? - Uśmiechnął się głupio a ja wywróciłam oczami.

- Masz na myśli do jakiego słowa dodałam przymiotnik 'seksowny'? 

- Dokładnie. - Zaśmiał się pokazując zęby. - Choć muszę przyznać, nawet teraz mógłbym opisać cię tym przymiotnikiem. - Podrapał się po brodzie. - Zdecydowanie, powinnaś częściej chodzić w moich ciuchach. 

Spłonęłam rumieńcem ale nie opuściłam wzroku na swoje stopy tylko pozostawiłam je utkwione w jego błyszczących brązowych oczach. Lubię je oglądać w takim świetle, widać wtedy jaśniejsze plamki na jego źrenicach. Przy takim słońcu widać również te kilka piegów na jego nosie przez co jest jeszcze bardziej uroczy. To ogromna szkoda, że zaczyna się pora roku, kiedy ciemno zaczyna robić się po południu a słoneczny poranek graniczy z cudem.

- Może jak cię odwiedzę to zawędruję do twojej garderoby, z walizką. - Odparłam lekko zawstydzona. Dałam mu własnie do zrozumienia, że mogłabym do niego zawitać. Jeszcze pół godziny temu zamierzałam uciec jak najdalej aby trochę pomyśleć a teraz sama mu się podsuwam. Nie nadążam za tym co się dzieje w mojej głowie. 

- Nie mam nic przeciwko, możesz brać wszystko co ci wpadnie w ręce. - Wzruszył ramionami jakby miał to gdzieś, ze obrabuje go z najlepszych ciuchów a następnie posłał mi uśmiech. Tak piękny uśmiech, że aż poczułam jakby przez mój brzuch przeleciało stado motyli. 

- Nawet jeśli zabrałabym wszystko i nie miałbyś w czym chodzić? - Uniosłam brew patrząc na niego pytająco. 

Ponownie wzruszył ramionami jakby to po nim spływało. 

- Zacząłbym chodzić nago.

Widząc moją minę wybuchnął głośnym śmiechem zwracając na nas uwagę kilku osób znajdujących się na dziedzińcu. Zatrzymał się i palcem wskazującym zamknął mi buzię. Jego kciuk przesunął się po mojej twarzy zahaczając o usta. To pewnie głupie ale czuję się jakby czas zwolnił a ludzi dookoła nie było. Przymrużyłam lekko oczy skupiając się na jego dotyku. 

- Widzę, że na samą myśl pociekła ci ślina. - Po raz kolejny wybuchnął śmiechem a ja strzepnęłam obrażona jego głupią rękę. Nasza magiczna chwila przeminęła szybciej niż się zaczęła.

Ruszyłam szybszym krokiem zakładając ręce na piersi. Muszę w tym momencie wyglądać jak obrażone dziecko. Oczywiście nie musiałam długo iść sama ponieważ Bieber ma dwa razy dłuższe nogi od moich i nie musiał się za bardzo wysilać aby zrównać ze mną kroku.

Z jego twarzy nie zniknęło rozbawienie przez co zrobiło mi się jeszcze głupiej.

- Nie masz się czego wstydzić Brooklyn, ja też się ślinię na myśl o tobie bez ciuchów. - Czwarty raz, czwarty raz jestem dzisiaj cała czerwona, a nawet jeszcze nie ma wieczora. Jak tak dalej pójdzie to w ogóle moja skóra przestanie wracać do normalności. 

- Uważaj żebyś nie spowodował przypadkiem powodzi. - Burknęłam pod nosem.

Położył sobie dłoń w miejscu, w którym znajduje się jego serce.

- Postaram się ale nie mogę nic obiecać. 

Let me love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz