Rozdział pięćdziesiąty pierwszy

803 64 2
                                    


Zapakowałam się z Pinnock do samochodu, która zamiast wybrać drogę prowadzącą na moje osiedle to odbiła do centrum. 

Spojrzałam na nią z uniesioną brwią na co uśmiechnęła się szeroko. 

- Nie pozwolę ci wrócić do domu w takim stanie. - Powiedziała z lekko zatroskaną miną. - Dzisiaj mamy dzień dla siebie. Zabieram cię na zakupy i do spa. 

- Leigh, ja... 

- Żadnych sprzeciwów Harlow. - Wcięła mi się w pół zdania. - Zero wymówek. 

Zrezygnowana opadłam plecami na fotel, doskonale zdaje sobie sprawę, że z nią lepiej nie wchodzić w dyskusje. 

Chcąc zająć czymś myśli zwiększyłam głośność radia i zaczęłam razem z Shawnem śpiewać ostatnio ulubioną piosenkę There's nothing holdin' me back.

Już po chwili usłyszałam obok siebie śpiew Leigh przez co teraz mkniemy ulicami Bostonu drąc się tak, że jutro za pewne będą nas boleć gardła. Ale pieprzyć to, uśmiechnęłam się delikatnie patrząc na przyjaciółkę, która uchyliła własnie okna kiedy zatrzymałyśmy się na czerwonym świetle. 

Spojrzałam w bok słysząc krzyk dziewczyny z samochodu obok nas: 

- Macie dobry gust muzyczny. - Pokazała kciuki w górę na co się roześmiałam i podziękowałam kontynuując śpiewanie. 

W radiu zaczęły lecieć reklamy a ja mimowolnie zerknęłam na wyświetlacz swojego iphona, na którym wyświetla się jedna wiadomość za drugą. Zassałam powietrze biorąc urządzenie w dłonie aby wszystko przeczytać. 

Justin: Dlaczego Robby cię zastępuje? 

Justin: Źle się poczułaś?

Justin: Coś się stało? 

Zaśmiałam się gorzko pod nosem czując jak resztka dobrego humoru ulatnia się gdzieś wysoko niczym para wodna. 

Justin: Jesteś na mnie zła? 

Justin: Odpowiesz mi na jakiekolwiek pytanie?

Zabrałam się już za odpisywanie na esemesa czy też może za nową powieść pod tytułem 'Dlaczego Justin Bieber jest idiotą' kiedy telefon został mi wyrwany z rąk. 

- Konfiskuje to na resztę dnia. - Powiedziała Leigh chowając urządzenie na co głośno jęknęłam. 

Rzuciłam jej spojrzenie zbitego psa ale niestety nawet jej to nie ruszyło. Na takie zagranie prawdopodobnie ulega tylko Charlie ale kto by nie odpuścił małej słodkiej dziewczynce ze smutnymi oczami i ustami wygiętymi w podkówkę? Przy mnie jest niczym duży zimny kamień. 

 Po chwili już wjechałyśmy w podziemia na parking galerii handlowej. 

- Trzeba ci kupić coś seksownego. - Oznajmiła ciemnoskóra na nowo odwracając się w moją stronę. - Mam już dość patrzenia na te twoje wszystkie za duże bluzy, które zazwyczaj zalane są kawą. 

- Przecież ciepła duża bluza to coś pięknego na zimnej uczelni. - Mruknęłam na co Pinnock wywróciła oczami. 

- Nie zamierzam cię zaraz wbić w jakąś miniówę i bluzkę z dekoltem, z którego będą ci się wylewały cycki. - Obiecała. - Znajdziemy ci coś co będzie wygodne i praktyczne a przy okazji będziesz wyglądała tak, że większość populacji uczelni zarówno męskiej jak i damskiej nie będzie potrafiła oderwać od ciebie oczu. 

- Bez przesady. - Mruknęłam po raz kolejny pod nosem co wywołało u mojej przyjaciółki tą samą reakcje tyle, że teraz oprócz wywrócenia oczami dostałam również głośnie westchnięcie.

- Czasami się zastanawiam czy ty masz w domu lustro Brooklyn albo jeszcze lepiej, czy może przypadkiem nie masz problemów ze wzrokiem. Jesteś jedną z najbardziej pożądanych dziewczyn na uniwerku. - Uniosła dłoń do serca. - Wierz mi, mój chłopak jest kapitanem drużyny hokeja, jeśli miałabym ci mówić o wszystkim co o tobie mówią te przepełnione testosteronem bydlaki to zapewne twoja twarz była by w czerwonym kolorze przez następny miesiąc.

Zaczynając od dzisiejszego dnia, pomyślałam patrząc w lusterko.


Odpadło mi ucho od okularów prze co czuję się jakbym była pozbawiona jednego ze zmysłów. Nawet nie wiecie jak blisko monitora trzymałam twarz aby napisać ten rozdział. <<<<<<

Let me love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz