rozdział dziewiąty

3.3K 123 21
                                    

       Drobna sylwetka poruszała się miękko pomiędzy drzewami. Dziewczyna była ubrana w jasnoszary płaszcz i biało-niebieskie buty. Nie wyróżniała się dosłownie niczym, była jedynie kolejną osobą, która przechodziła przez park ze spuszczoną głową i z myślami, które znała tylko ona. A mimo tego, zwracała uwagę wielu osób. 

       Tak, dobrze myślicie. Brooke znowu płakała. Właściwie, trudno było nazwać to płaczem. Łzy same spływały jej po policzkach. Gdyby pominąć ten fakt, blondynka sprawiałaby wrażenie niezwykle spokojnej. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, usta były zaciśnięte, oczy przymrużone ze wzgląd na późnoletnie słońce. Zdradzały ją tylko łzy. Być może, gdyby ktoś się odważył i do niej podszedł, zauważyłby jej zagubienie w oczach. Ale, przecież to było takie oczywiste, nikt się nie zainteresował tym na tyle, aby chcieć dowiedzieć się, co takiego się stało. Wszyscy, którzy zauważyli jej łzy, uśmiechali się smutno, zapewne licząc, że Brooke to zauważy i w jakiś magiczny sposób podniesie ją to na duchu. Inni szturchali łokciem osoby, które siedziały obok nich i kiwali głową w stronę blondynki. Szeptali coś między sobą.

      I na tym kończyło się zainteresowanie zapłakaną, drobną i zagubioną dziewczyną w parku. 

       Brooke właściwie o tym nie myślała. Nie oczekiwała, że ktoś podejdzie. Jej myśli zajmował pan Malik i chęć jak najszybszego dotarcia do domu. Przyzwyczaiła się do tego, że nikt nie potrafi jej pomóc. A właściwie nie chce, bo wystarczyłoby wzbudzić jej zaufanie i porozmawiać. Dlatego też, nie zauważyła nawet, że wzbudziła tak duże poruszenie wśród innych osób, które przebywały w parku. 

      Do domu dotarła po godzinie osiemnastej. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jest tak późno. Dopiero po przekroczeniu progu domu uświadomiła sobie, że ma przechlapane. A właściwie tak sądziła. Miała wracać od razu po lekcjach, czyli w domu, codziennie, mogła być najpóźniej o siedemnastej. Chyba, że wcześniej uprzedziła ojca i macochę, że przyjdzie później. I tak zazwyczaj musiała się wykręcać projektami i prezentacjami, które musiała z kimś robić. Niekiedy, gdy Judy miała dobry humor, Brooke mogła chodzić na noc do Mayi. Zdarzało się to jednak dosyć rzadko. 

    — GDZIE BYŁAŚ? — Ojciec pojawił się w korytarzu, gdy Brooke zdejmowała płaszcz;  niemal od razu skuliła się w sobie. Spuściła głowę i nie powiedziała nic. Nie potrafiła. Język stanął jej kołkiem i nie była w stanie wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa. Tak okropnie się bała, że jak najchętniej chciała zniknąć. Ale również i nogi odmówiły jej posłuszeństwa; nie była w stanie się ruszyć. Stała tylko, cała spięta, czekając na kolejny ruch ojca. Była niemal, że pewna, iż ten się jeszcze bardziej zdenerwuje faktem, że Brooke milczy. Ona jednak nie potrafiła nic na to poradzić. 

    — Nie będę powtarzał trzeci raz. Gdzie BYŁAŚ?! — Brooke odetchnęła ciężko, próbując wymyślić sensowną wymówkę. 

    — Pisałam artykuł do gazetki. Z.... Z P-panem Malikiem — wyjąkała, a ojciec podszedł do niej i zacisnął dłoń na ramieniu blondynki; z łatwością objął je całe. Brooke jęknęła głośno, a w jej oczach pojawiły się łzy bólu i strachu. Tak bardzo bała się, że ojciec coś jej zrobi, że już po chwili rozpłakała się. Wpadła w panikę i zaczęła się wyrywać. Ojciec krzyczał coś do niej, ale była tak zdenerwowana i zrozpaczona, że nie słyszała nic. Mężczyzna zdążył ją jeszcze uderzyć w twarz, po czym poszedł do salonu i rozkazał Brooke iść do swojego pokoju i tam zostać.

       Miała dość. Ta sytuacja, a właściwie cały dzień doprowadził ją do takiego stanu, że nie potrafiła racjonalnie myśleć. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, co ojciec byłby w stanie zrobić, gdyby została w domu. Nim zdążyła to dokładnie przemyśleć, wyjęła po cichu portfel z plecaka, zabrała kilka banknotów ze słoika, który stał w przedpokoju i założyła na siebie czarną bluzę z kapturem. 

daddy ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz