Kristian
- Janek, no i gdzie jest Alex? - byłem mocno zdziwiony tym, że jej tu nie było. Chyba mnie odwiedzała podczas śpiączki.
- Nie wiem, nie odbiera. Dziwne. - chłopak wzruszył ramionami, po czym jeszcze raz zadzwonił do dziewczyny.
- Martwię się o nią. - posmutniałem. - Właśnie! Zapomniałbym... a gdzie są rodzice?
- Szczerze mówiąc to ja ich tutaj nie widziałem ani razu, może coś przeoczyłem. - powiedział blondyn. - A Ty Jaś?
- Byłem tutaj troche rzadziej niż Misha, ale ja też ich nigdzie nie zauważyłem. Pamiętasz może numer do nich, Kris?
- Tak, podam Ci do mamy.
- Proszę zadzwoń. - brunet podał mi telefon, a ja wcisnąłem zieloną słuchawkę w celu zadzwonienia do rodzicielki.
[K] Halo? Mamo?
[M] Kto mówi?
[K] No przecież to ja, Kristian. A kto inny mógłby mówić do Ciebie mamo męskim głosem?
[M] Chwila, skoro to mówisz Ty, to znaczy, że się wybudziłeś! O Jezusie! Chodź tutaj! Posłuchaj nasz syn się wybudził! Nie mogę w to uwierzyć, tak się cieszę! Zaraz będziemy w szpitalu. Do zobaczenia. Kochamy Cie.
Rozłączyłem się. Dawno nie słyszałem tak szczęśliwej mamy. Jestem nawet w stanie odrazu wybaczyć im to, że mnie nie odwiedzali...
Alexandra
Nie wierzę w to, Kristian nie żyje... mój przyjaciel... Przez taki krótki okres czasu tak się do niego przywiązałam.
- Boże! Dlaczego odebrałeś mi go?! - wykrzyczałam i upadlam na kolana. Tęsknie... Nie rozumiem. Bóg pozwala żyć tym wszystkim bandytom i najgorszym mordercom, a odbiera życie chłopakowi, który i tak już dużo przeszedł w swoim krótkim żywocie. Nie pogodzę się z tym nigdy. Łzy spływały po moich policzkach, a ja błąkałam się po odludziu.
Siegnęłam do kieszeni kurtki.
- Cholera. - syknęłam. Jak biegłam to musiał wypaść mi telefon. Lepiej być nie może. I co ja mam ze sobą zrobić? Szczerze mówiąc nie zamierzam wracać, boje się mojego ojca - tyrana. On znęca się nade mną psychicznie, jak i fizycznie... jakoś to wytrzymywałam... w sumie aż do teraz. Przed wyjściem do szpitala, uderzył mnie czymś twardym w plecy. Ciągle czuje ten okropny ból w dole. Mam tam duzo siniaków. Problemem jest przebieranie się na codzień na wf. Muszę to robić osobno w toalecie żeby dziewczyny czegoś nie zauważyły.
Moim oczom ukazało się przepiękne drzewo - dorodna wiśnia z różowymi kwiatami. Był wieczór, więc tuż za nim widoczny był zachód wiosennego słońca. Promienie światła prześwitywały przez gałęzie. Bez zastanowienia się usiadłam pod konarem i obserwowałam zjawisko. Odrazu przypomniała mi się ta cała sytuacja, moje życie było szare i smutne jak stary pień drzewa. Jednak pojawiło się coś, a raczej ktoś kto zmienił wszystko. Rozkwitłam, widząc go na swojej drodze stałam się szczęśliwa, moje serce rozświetliło się. A on... on był tym słońcem, on rozpromienił moją duszę. Zachód słońca powoli zachodził, wstałam i odsunęłam się od drzewa, w mgieniu oka stało się szare, tak jakby energia, która utrzymywała go przy życiu wyparowała. To właśnie ja, te słońce - Kris, umarło, zaszło. Ja stałam się znowu smutna, stałam się samotnym konarem. Osobą, która nigdy nie zazna szczęścia.
Przepraszam Was, że prawie miesiąc nie było rozdziału, ale było to spowodowane brakiem czasu, mam bardzo dużo nauki. Ale ważne, że już jest kolejny, mam nadzieje, że zrozumiecie ten rozdział, a szczególnie ostatni akapit ❤
CZYTASZ
Przyjaciel Gej || Kristian Kostov, JDabrowsky and Misha Maksimov
FanfictionKristian przeprowadza się do nowej szkoły w Londynie. Poznaje tam chlopaka, ktory rowniez jest gejem jak on sam. Koledzy z klasy drecza ich psychicznie, jak i fizycznie. Po paru dniach od rozpoczecia roku szkolnego do ich klasy trafia Jaś - biseksua...