'Read the tattoos on my face
Imma die young but I get cake'
~ Lil Peep (Smokeasac feat. Lil Peep & Lil Tracy- Overdose)
Wolałabym napisać w końcu coś pozytywnego, ale ciężko myśleć o tym co dobre, kiedy życie rzuca kłody pod nogi. Nie wdając się w szczegóły ten tydzień był dla mnie apogeum mojego życiowego pecha, a najgorszym wydarzeniem, które jako ostatnie z tych wszystkich rozłożyło mnie już totalnie na łopatki była śmierć Peepa. 15.11. 2017. Chciałabym zrobić cokolwiek, aby uczcić jakoś tego człowieka i nie mam na razie lepszego pomysłu niż napisanie o nim paru zdań. Pewnie pomyślicie sobie, że to nie aż takie straszne, bo przecież to nikt z moich bliskich, że przedawkował więc to jego wina, że przecież chciał umrzeć i że są gorsze rzeczy, że nie powinnam się przejmować. Problem zaczyna się w tym miejscu, że nie mam obecnie nikogo kogo mogłabym nazwać bliskim. Bliska jest mi sztuka, którą się interesuje i taka z którą potrafię utożsamić swoje emocje, taka, która towarzyszy mi w złych chwilach. Kiedy nie ma nikogo jest tylko ona. I taka była między innymi muzyka Lil Peepa. Nie będzie więc kłamstwem kiedy powiem, że był on dla mnie jak ktoś bliski. Dlatego też jego śmierć bardzo mnie dotknęła. Taki już urok artystów.
Lil Peepa znałam już około rok. Pierwszy raz z jego muzyką spotkałam się na playliście jakiegoś użytkownika Youtube (szczegółów na jego temat nie pamiętam). Był to całym album HELLBOY, który w tamtym momencie nie spodobał mi się na tyle, aby wrzucić chociaż jedną piosenkę do mojej playlisty. Po tamtym czasie krótka cisza i za jakiś czas twórczość Gustava znowu pokazała się moim życiu. Byłam wtedy, powiedzmy fanką Ahusa. Ogólnie to śledziłam jego aktywność w każdej postaci, bo niesamowicie go uwielbiałam i wystalkowałam tak, że znalazłam jego inne konto, które nazywało się 'zainwestuj w biznes'. Nic wielkiego, głupkowate filmiki i memy, które wtedy mnie śmieszyły (dziś chyba już nic tam się nie pojawia), na początku też muzyka, którą tworzył Kacper, później przeniesiona na inny kanał. W każdym razie jednym z tych filmików była przeróbka piosenki 'giving girls cocaine'. Ta, w oryginalnej wersji, już zdecydowanie bardziej mi się podobała niż wszystkie te, które słyszałam poprzednio. Aż nie mogłam uwierzyć, że mają tego samego autora. Pokochałam duet Lil Peepa z Lil Tracym. Szybko znalazłam wiele podobnych piosenek autorstwa Peepa. Można powiedzieć, że to od nich zaczęła się moja przygoda z cloud rapem. W sumie to już wcześniej zdarzało mi się słuchać Yung Leana i Tommy Casha, ale ich piosenki gubiły się pomiędzy wieloma innymi z różnych gatunków na mojej playliście. Po poznaniu Lil Peepa większa część z nich szybko zamieniła się w cloud rap, resztę stanowił witch house i dosłownie kilka piosenek z innych różnorakich gatunków (chyba rockowych czy coś w tym stylu, nie jestem w stanie określić). Więc nawet jeżeli Lil Peep nie był moim ulubionym raperem to dzięki niemu poznałam właśnie tych których teraz uwielbiam, więc mam ogromny szacunek i uznanie dla tego człowieka.
Muzyka Lil Peepa najbardziej chyba pomogła mi podczas pobytu w szpitalu. Jest ona bowiem typową muzyką na leczenie smutku, ale też na poprawienie humoru o tyle ile to możliwe. Słowa 'znam twój ból' są znacznie skuteczniejsze i pomagają bardziej niż 'będzie dobrze, idź do przodu i nie poddawaj się'. A w wielu piosenkach potrafiłam właśnie ten ból odnaleźć. Kiedy byłam w szpitalu czułam się tak okropnie i byłam tak przybita jak prawie nigdy wcześniej. Byłam tam sama przez większość czasu. Rano miałam badania, a całe popołudnie byłam zamknięta w tym okropnym budynku. Na dodatek badania zaczynały się o bardzo wczesnych godzinach, więc czas płynął dwa razy dłużej, miałam wtedy wrażenie, że trwa wieczność. Na szczęście miałam ze sobą na telefonie piosenki, które udało mi się ostatnio znaleźć. I głównie były to właśnie utwory Lil Peepa i duża część takich, których autorem jest Pharaoh. Wszystkie je kochałam i kiedy tylko zakładałam słuchawki i puszczałam te piosenki czułam wielką ulgę. Byłam w okropnym miejscu z cudowną muzyką i zawsze jest to coś lepszego niż gdybym tej muzyki nie miała. Wtedy prawdopodobnie uciekłabym stamtąd albo zrobiłabym coś gorszego. Może brzmi to głupio, ale ja na prawdę nienawidzę szpitali, obcych ludzi i samotności i było mi wtedy ciężko. Rozpłakałam się w tym miejscu wiele razy i czułam tak chujowo, że prawie wcale nie jadłam, bo nie umiałam nic przełknąć. Po prostu chciałam stamtąd wyjść albo odlecieć, a nie miałam wtedy ze sobą nic poza muzyką.