Przyszła z ciemnością, wydając nieznośny hałas. To zabawne, ponieważ nie powinno być słychać nic. Przecież to cisza. Dla niektórych była ukojeniem . Kiedy nastawała wszystko wydawało się trwać wiecznie. Jakby nagle cały świat się zatrzymał. Mijały minuty, ale czas wydawał się nie istnieć. Dla Newt'a takie momenty nie były ukojeniem. Czuł się wtedy bezradnie. Mimo tego jak bardzo był zmęczony wciąż nie mógł zmrużyć oczu. Kiedy tylko je zamykał ukazywał mu się obraz ostatnich wydarzeń. Natłok myśli sprawiał, że czuł się jakby jego głowa miała zaraz eksplodować. Razem z innymi streferami leżeli na pogorzelisku. Nie było to najwygodniejsze, piasek był zimny i wszędzie się przyklejał. Przekręcił się na drugi bok, a jego prześcieradło podwinęło się do góry. Poczuł dotyk dłoni na swoim policzku. Mimo panującego mroku wiedział kto to był. Tylko Thomas dotykał go w tak troskliwy sposób. Wszystko wydawało się wtedy takie banalne, a cisza nie była już taka męcząca. Newt usłyszał szelest. Thomas zbliżył się do niego i pocałował go w skroń. Ten gest był czuły i jednocześnie prostu.
Nie musiał nic mówić. On doskonale rozumiał.
*•.
Pierwsze promienie słoneczne oznaczały koniec odpoczynku. Znowu musieli iść cały dzień. Nie było czasu na postoje. Szli zwięzłą grupą starając się nie spotkać poparzeńców. Tym razem przewodził Minho. Thomas szedł z tyłu. Newt przyglądał mu się od czasu do czasu, starając się aby go na tym nie przyłapał. Był dzisiaj jakiś małomówny. A może tylko mu się tak zdawało? Jednak mógł poczuć narastający niepokój w jego sercu. Miał nadzieje, że to chłopak wkrótce poczuje się lepiej. W jego głowie pojawiało się coraz więcej pytań. Nie chciał mu się narzucać. Prawda jest taka, że zależało mi na nim. Może nawet bardziej niż na pozostałych. Nawet bardziej niż na Minho. Starał się więc walczyć z własnymi myślami. Te jednak stawały się coraz bardziej nachalne. Postanowił iść wolniej żeby zrównać krok z Thomasem. Gdy tylko znaleźli się obok siebie go nawiązali kontakt wzrokowy. Żaden z nich nie zamierzał go przerwać. Może po prostu nie chcieli. W końcu Thomas speszony odwrócił wzrok i oblał się rumieńcem. Czuć było między nimi napięcie. Nie było jednak ono nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie. Żaden z nich nie umiał tego wytłumaczyć. Może nie znaleźli odpowiednich słów. Newt uśmiechnął się. Nie był to zbyt szeroki uśmiech, ale dawał Thomasowi nadzieję. Podnosił go na duchu. I za to był mu wdzięczny. Że zawsze go wspierał i był przy nim.
*•.
Kiedy dotarli do najbliższego miasta, postanowili, że się gdzieś zatrzymają. Byli zbyt zmęczeni by myśleć racjonalnie. Nie mieli takiego przywileju, jednak wciąż zaciągali dług u czasu. Natrafili na blok. Był to prawdopodobnie jeden z tych biurowców. Jakaś ważna firma pracował tam nad nowym produktem. Mogli się tylko domyślać. Gdy sprawdzili czy w środku nie ma żadnych ludzi weszli do środka. Wciąż czuli nie pokój. Nigdy nie wiadomo czego mogą się spodziewać. Budynek miał conajmniej dziesięć pięter. Pewnie w latach świetności był wspaniałym miejscem pracy. Teraz powybijane szyby i zdarta, wyblakła farba nie wyglądały kusząco. Można powiedzieć, że nie wiele lepiej od nory poparzeńców. Newt przechadzał się po korytarzach. Chociaż był zmęczony starał się znaleźć sobie jakieś zajęcie. Wyjrzał przez okno. Było duże i ukazywało panoramę miasta. Zawalone budynki, o które nikt nie dbał, wszędzie było brudno. Po za nimi nie było to żywej duszy. To było straszne. To miejsce z pewnością kiedyś tętniące życiem umierało. Jak cały świat. A ocalenie go zależy jedynie od dobroduszności DRESZCZu.
-Ciekawe jak wyglądało życie przed tym wszystkim... - Newt podskoczył na dźwięk głosu Thomasa. Pogrążył się w myślach tak bardzo, że nawet nie usłyszał jego kroków.
-Lepiej. - odrzekł spokojnie. Z pewnością tak było. Nikt nie wstawał rano z myślą, że to może być ostatni dzień jego życia. Wszystko było takie beztroskie... Nie mówili już nic. Po prostu patrzyli przez okno. Cisza nastała ponownie. Tym razem niosąc ze sobą desperację i smutek. Newt dostrzegł stary bilbord, z ledwo widocznym symbolem tęczy. Nawet nie wiedział czemu, ale instynktownie spojrzał na Thomasa. Patrzył w to samo miejsce. Światło padające na jego twarz, sprawiało, że widział iskierki w jego oku. Był piękny. Nie wie czemu o tym pomyślał. Obrócił powoli głowę w jego stronę. Zrozumiał, że oboje myśleli o tym samym. Chcieli tego od bardzo dawna. Usta Thomasa były takie jak Newt myślał. Mimo, że popękane i tak były miękkie. Ich wargi idealnie pasowały do siebie. Tylko to nie byl ten czas i nie to miejsce.