Rozdział 1. Parszywa gra.

1K 78 11
                                    

Dopiero środek tygodnia.
Chłopcy spotykają się tam gdzie zawsze, czekając na autobus.
- Siema Kabany - odrzekł Cartman
- Cześć - odpowiedziała zaspanym głosem reszta
- Wiecie, mam zajebisty pomysł!
- Co znowu wymysliles grubasie? - spytał zobojętniałym głosem Kyle
- Jeszcze raz mnie nazwiesz grubasem jebany żydzie, to przysiegam, nie ręcze za siebie i zmienię swój plan! - odparł Cartman
Kyle nic nie powiedział, lecz złość i irytacja widniała na jego twarzy.
- Planuje upokorzyć Butters'a na oczach całej szkoły!
- Cartman, nie wydaje ci się już to nudne? - powiedział Stan
- Hmm... daj mi pomyśleć... Ah, już wiem! NIE!
- Więc... co planujesz gru... Cartman...
- No, widzę, że szybko się uczysz Kyle. Mniejsza. Chcę namówić go do ubrania spódniczki pod pretekstem jakiegoś mojego przedstawienia i jeśli nie będzie widzieć zabrać mu i schować rzeczy. Będzie musiał chodzić po całej szkole w samej spodniczce! Ha! Hahahaha!
Cała reszta milczała, tylko Kenny odrzekł:
- Nie przesadzasz aby? Może zostawilbys go w końcu w spokoju?
Niczym ci nie zawinił, a kiedy potrzebowales go do swoich durnych pomysłów zawsze przy tobie był.
- Oh, Kenny. Co tak nagle moralność się w tobie obudziła? Jeszcze niedawno nabijales się razem ze mną z tej pierdoły.
- Może kiedyś to było śmieszne, może po prostu doroslem. Szkoda mi go trochę.
- Patrzcie państwo. Może się zakochales? Jesteś pedałem? Mniejsza, powiem tyle. Ryby, dzieci, kobiety, zydzi i biedni głosu nie mają!
Kenny nic nie odpowiedział.
Wszyscy prócz Cartmana, który z podniecenia swoim planem nucil pod nosem czekali na szkolny autobus, który właśnie podjeżdżał.
Chłopcy dojechali do szkoły i poszli do sali lekcyjnej.
Lekcje mijały dość chaotycznie przez Erica, który ciągle dawał się we znaki.
Nadeszła długa przerwa. Podniecony Cartman zawołał Butters'a do ubikacji.
- Hej, Butters! Butters! Jesteś mi potrzebny!
- Hej Eric. O co dokładnie chodzi?
- Chciałbyś wystąpić w moim przedstawieniu eee... Jezioro Łabędzie?
- Robisz przedstawienie? Kurde, z wielką chęcią!
- Masz, przebierz się tylko w to! Chcę zobaczyć jak będziesz wyglądać.
Butters, jeszcze nie wiedział co go czeka. Zgodził się. Przebierajac się nucil pod nosem. Nawet nie zauważył tego, kiedy Cartman zabrał mu ubrania. Pod pretekstem rozmowy z nauczycielem wyszedł z ubikacji z ubraniami Butters'a. Po chwili wrócił.
- I jak wygladam? - spytał się Butters
Starając się powstrzymać śmiech Cartman odpowiedzial:
- Em.. Świetnie! Masz tą rolę! Słuchaj, zaraz będzie dzwonek na lekcje, ja będę spierdalac.
- Rajuśku, jak się ciesze! Dobrze, do zobaczenia później Eric'u!
Butters chciał przebrać się z powrotem niestety nigdzie nie umiał znaleźć swoich ubrań. Cały zaplakany szukał ich wszędzie. Nagle do ubikacji weszli chłopcy ze starszej klasy. Widząc Butters'a w samej różowej spodniczce wysmiali go, wyzwali od transzjebów i pedałów po czym wygonili go z toalety skazujac go na publiczne upokorzenie. Widząc w takim stanie Butters'a cala szkoła zaczęła się z niego śmiać. Najgłośniejszy był oczywiście nie kto inny niż Eric Cartman.
Butters cały zaplakany wybiegł ze szkoły. Pobiegł za szkołę gdzie aktualnie nie było nikogo. Usiadł na schodku i płakał...
Po chwili podszedł po cichu do niego zakapturzony w pomarańczowej kurtce chłopak. To był Kenny. Ściągnął kurtke i okrył półnagiego Butters'a po czym usiadł w milczeniu obok niego.
- K-Kenny? Co ty tu robisz? Co ty robisz? Czemu dałeś mi swoją kurtke? Odejdź, zanim ktoś cię tu ze mną zobaczy... - odparł zdziwiony z leciutkim rumieńcem na twarzy
- Nie obchodzi mnie to.
Butters patrzył się ukradkiem na blondyna dalej cicho lecz lżej szlochajac.
- D-dziękuję ci...
- Zaraz wrócę - odparł Kenny i poszedł.
Szukał wszędzie Cartmana, którego po chwili znalazł. Cartman śmiał się i opowiadał wszystkim o tym co zrobił.
- Musimy porozmawiać
- Nie teraz Ken, mam tyle do opowiedzenia
- Musimy porozmawiać TERAZ - odparł stanowczo
- Eh, dobra dobra, chodźmy.
Odeszli w kąt by mogli w spokoju porozmawiać.
- Co jest?
- Przegiąłeś grubasie! Mów w tej chwili gdzie dałeś rzeczy Butters'a!
- Uuu, rycerzowi zrobiło się szkoda. A chwila, gdzie twą zbroja rycerzu? Ah, no tak, jesteś biedakiem!
Eric nawet w tej chwili nie potrafił zachować powagi i musiał wtrącić swój komentarz na temat Kennego.
Kenny przepuścił mimo uszu to co Eric o nim powiedział. Złapał go za kurtke i przyciągnął Cartmana do siebie.
- Pytam jeszcze raz. Gdzie dałeś ubrania Butters'a?
Cartman uśmiechnął się szyderczo lecz odpowiedział na pytanie.
- Spokojnie, masz okres czy co? Są w schowku woźnego.
Kenny puścił Erica i poszedł do schowka woźnego po ubrania dla blondyna.
Znalazł je i wrócił do Butters'a.
Usiadł kolo niego.
- Jak się czujesz? - spytał
- Źle. Kurewsko źle... Znowu zostałem pośmiewiskiem całej szkoły...
- Wiem coś o tym... No prawie bo faktycznie jestem wyzywany przez Grubasa, ale nie jestem w takiej sytuacji jak ty. Ale wiem coś o pechu...
Mniejsza. Powiedz mi. Czemu tak się dajesz temu dupkowi?
- Ericowi? Bo go mimo wszystko lubię i mam chociaż małą nadzieje, ze się kiedyś zmieni. Nie chce skreślać ludzi.
- Lubisz? Takiego dupka? On tylko tobą manipuluje i wyśmiewa. Nadzieja matką głupich...
- ... Ale każda matka kocha swoje dzieci. Oczywiście nie mówimy o tych psychicznie chorych.
Kenny zdziwiony tak pozytywnym nastawieniem mimo dzisiejszego wydarzenia blondyna patrzył ukradkiem na niego. Uśmiechnął się i obiął go kładąc rękę na dalsze ramię Butters'a.
- Nie płacz juz. Jeśli chcesz, odprowadze cie do domu.
- A-ale ja nie mam swoich ubrań. Dostanę szlaban jeśli tak wrócę...
Kenny wyciągnął z plecaka ubrania chłopaka.
- Skąd ty to...
- ... Nie ważne. Ubierz się i idziemy.
Butters przebrał się w swoje ubrania i oddał kurtkę Kennego.
Poszli do domu.
Kenny doprowadził Butters'a do domu. Uśmiechnął się.
- D-dziękuję! - odparł Butters przytulając się do Kennego
Kenny zaskoczył się zachowaniem Butters'a, lecz po chwili obiął go również. Pocałował go w czoło. Widząc rumieńce na twarzy niższego blondyna uśmiechnął się szeroko i odszedł.
Butters z bijącym szybko sercem pobiegł do domu do swojego pokoju.
Położył się na łóżku.
*Co się dzieje? Czemu tak szybko bije mi serce? Kenny mi pomógł, ale czemu?*
Myślał jeszcze długo nim na chwilę zasnął.
Kenny zbliżał się już do domu. Myśląc o chłopaku nie zauważył rozpędzonego samochodu który w niego wjechał.
- Kenny, uważaj! - krzyknęli Kyle i Stan, którzy również wracali do domu.
Przez ułamek sekundy Kenny widział samochód po czym poleciał parę metrów dalej od uderzenia ginąc na miejscu.
- Mój Boże! Zabili Kennego!
- Wy sukinsyny!
O ironio, jak inaczej mógł się zakończyć dzień Kennego jak nie śmiercią? Tak, Kenny McCormick znowu jest zmuszony na spotkanie ze Śmiercią...

Kochając Śmierć Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz