Rozdział 2. Spojrz za siebie.

928 58 14
                                    

Następnego dnia Butters dalej był wstrząśnięty wcześniejszą sytuacją w szkole.
Z każdym krokiem zbliżającym go na przystanek autobusowy czuł lęk i niepokój.
*Na pewno nie zapomnęli...* -pomyślał.
Zaczęły napływać mu łzy, lecz po chwili przypomniał sobie o Kennym, który mu wczoraj pomógł.
*On jest taki... wspaniały. Jego cudowny zapach kiedy byliśmy wtuleni na pożegnanie i jego delikatne usta na moim czole... CHWILA* - po chwili zamysłu się otrząsnął.
*O czym ja myślę. Przecież nie jestem gejem! Cholera... Muszę się ogarnąć*
Butters starał się zastąpić myśli czymś innym podczas drogi na autobus.

Kenny ocknął się jak zwykle w swoim łóżku. Nie wzruszony ubrał się jak gdyby nigdy nic i poszedł na autobus. Jedna myśl nie dawała mu spokoju.
Czemu wczoraj jego myśli pochłonęły się blondynem przez co wpadł pod samochód.
Doszedł na miejsce i nawet przez chwilę nie miał spokoju
- Siema Biedaku, jak tam twoja księżniczka? - "przywitał" się Cartman
Kenny spojrzał tylko na niego, ale nic nie powiedział. Przywitał się jedynie z Kyle'm i Stan'em.
Zirytowany ignorancją Cartman powtórzył:
- Pytam się jak tam twoja księżniczka BIEDAKU
Kenny dalej nic nie odpowiedział.
- Daj mu spokój Grubasie - wtrącił Kyle
- Zamknij się żydzie, nie z tobą rozmawiam
- Ale Kenny nie ma ochoty na rozmowę z tobą. Wczoraj przesadzileś wiec nie dziw się, że jest na ciebie wkurwiony - dodał Stan
- No dobra, już dobra.
Cartman uspokoił się na miarę swoich możliwości.
Chłopcy dojechali do szkoły, lekcje mijały tak jak zawsze - nudno.
Butters nie miał nawet chwili spokoju. Ludzie dalej wytykali go palcami.
Poleciały mu łzy.
Pech chciał, że widział to szkolny psycholog pan Mackey.
- Oh Butters, zapraszam cię do mojego gabinetu, mkey.
Butters wszedł.
- Widzę, że cała szkoła ma z ciebie niezłą polewkę. Opowiedz mi co się stało, mkey. Bo jedyne co wiem to to, że paradowaleś wczoraj w samej spodniczce.
- To nie tak jak pan myśli!
- Spokojnie. Dlatego mi opowiedz co się stało, mkey.
Butters opowiedział to co się wczoraj wydarzyło w szkole.
- Współczuję ci chłopcze. Nie chciałbym być na twoim miejscu, mkey.
- Widzi pan. Nie wiem co mam robić panie Mackey. Boje się, że ludzie nie zapomną.
- Bo nie zapomną, ale z czasem im się to znudzi, mkey. A co zrobić tego nie wiem. Ja na twoim miejscu pewnie bym się zemscil czy coś... Eee, znaczy nie powiedziałem tego, mkey. Cóż, niewiele mogę tu zdziałać, ale jakbyś chciał porozmawiać to wiesz gdzie mnie znaleźć, mkey.
*ZEMSTA! TO JEST TO! PORA NA PROFESORA CHAOSU!* pomyślał Butters.
- Jasne jasne, żadna zemsta, wiem gdzie pana spotkam, dowiedzenia!
Butters wyszedł i wrócił na lekcje obmyslajac swój plan zemsty.
Po szkole szybko wrócił do domu i przebrał się w swoje ubranie po czym zawołał swojego pomagiera Generała Bajzela.
- Generale! Marsz do sklepu kupić dużo papieru toaletowego! Pora zemścić się na Eric'u Cartmanie! Ha! Hahahaha! Mwahahah!
Generał wykonał polecenie Profesora.
Profesor Chaos udał się w nocy z asortymentem pod dom Cartmana.
Rozejrzał się, czy aby na pewno nikt nie ma zamiaru mu przeszkodzić.
Zaczął obrzucac dom Erica papierem toaletowym.
W pewnej chwili na drzewie niedaleko domu Cartmana pojawiła się zakapturzona, ciemna postać w masce.
Profesor Chaos nie zauważył tego, że ktoś się właśnie mu przygląda.
Postać nie przeszkadzała Profesorowi w działaniu tylko ukradkiem obserwowała to co się dzieje.
Po skończonej pracy, Profesor Chaos powiedział pod nosem:
- A masz za to co zrobiłeś Eric!
Postać uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
*Uroczy...* - pomyślała i ruszyła za nim.
Profesor Chaos zatrzymał się na chwilę nad stawem. Popatrzył się na swoje odbicie w jeziorze.
*Jestem beznadziejny... Obrzucenie domu srajtaśmą to jedyne co potrafię...* pomyślał i posmutnial.
Zakapturzona postać zeskoczyla i powoli zbliżała się do chłopaka.
Profesor usłyszał szelest, szybko się obejrzał za siebie i się przestraszył. Odsunął się ze strachu i prawie nie wpadł do jeziora, lecz postać w ostatniej chwili go złapała.
- Aaa, kim jesteś?!
Postać nie odpowiedziała.
Profesor przyjrzał się mu dokładnie. Zakapturzony, a na kapturem miał symbol. Znak zapytania.
- Mysterion?!
- Cii - postać starala sie uciszyć profesora Chaosu
- Tak, to ja - odparł
- Co ty tu robisz?
- Obserwowałem cię jak niszczysz dom tego dzieciaka - powiedział Mysterion
- Należało mu się! On.. on...
- Tak wiem. Wiem wszystko dlatego ci nie przeszkadzalem.
Nadeszła chwila ciszy.
- Wygladales tak... uroczo - przerwał ciszę Mysterion
- Że co..?
*Nie umiem dłużej czekać* - pomyślał Mysterion po czym przyciągnął Profesora Chaosu do siebie.
- Powiedziałem, że wygladales uroczo - powtórzył po czym pocałował chłopaka w usta.
Profesor Chaos był zaskoczony tą sytuacją. Zarumienil się bardziej co spowodowało namietniejsze pocałunki, które... odwzajemnial.
- Tak uroczo wyglądasz lecz niestety nadeszl czas pożegnania. Nie martw się. Nie powiem Grubasowi, że to byłeś Ty. - Powiedział i przytulił chłopaka.
- Zaczekaj..!
Lecz po chwili Mysterion znikł.
Żaden ślad po nim nie został.
Jedynie uczucie i smak jego ust na ustach Profesora Chaosu.
Profesor cały czerwony ocknął się i szybko uciekł do domu.
Przebrał i położył się do łóżka.
*Te usta, były tak gorące, namiętne i czułe, ale choćbym juz kiedyś je czuł... Nie, to niemożliwe, wydaje mi się. Chwila... Znowu to robie! Nie jestem gejem!* - pomyślał po chwili zasnął ze zmęczenia i wrażeń.

Kochając Śmierć Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz