Tytuł oryginalny: Sometimes I Lie
Autor: Alice Feeney
Data premiery: 23 października 2017
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 400PIERWSZE ZDANIE:
Zawsze lubiłam moment zawieszenia między snem a jawą.
OPIS:
Bożonarodzeniowego wieczora Amber Reynolds trafia do szpitala. Kobieta jest w śpiączce, ale częściowo zachowuje świadomość, więc, choć nie może zdobyć się na żadną reakcję, przysłuchuje się rozmowom toczonym w jej sali. Słyszy, że brała udział w wypadku samochodowym, a jej obrażenia wskazują na prawdopodobieństwo użytej przeciwko niej przemocy fizycznej. Słyszy, że jej mąż Paul, który nagle stał się wyjątkowo wrogo nastawiony do siostry Amber, jest jednym z głównych podejrzanych. Na oddziale pojawia się też osoba, której Amber nie widziała od wielu lat, a ciało kobiety instynktownie reaguje na jej obecność paniką. O co w tym wszystkim chodzi? Amber, aby się dowiedzieć, musi powrócić do swoich zamazanych amnezją wspomnień ze swojej przeszłości...OPINIA:
Po Czasami kłamię sięgnęłam będąc pod wpływem fali pozytywnych opinii, jakie ta powieść zbierała. Zaintrygowała mnie już gdy zobaczyłam jej zapowiedź, jednak poczekałam na pierwsze recenzje, które ostatecznie przekonały mnie do przeczytania tej książki. Wydawało mi się, że idealnie wpasuje się ona w mój gust czytelniczy, bo faktycznie thrillery psychologiczne w stylu Lokatorki są tym, co zbiera u mnie wysokie noty. Czy powieść Alice Feeney spełniła moje oczekiwania?Od samego początku ja i Czasami kłamię gdzieś się mijałyśmy - niby czytałam treść z uwagą, ale zawsze byłam gdzieś obok, nie potrafiąc całkiem zaangażować się w lekturę. Prawda jest taka, że większość powieści, a szczególnie pierwsze rozdziały, były dla mnie boleśnie neutralne i nijakie. Brakowało mi elementu napięcia i unikalnego klimatu, który jest obowiązkowym składnikiem każdego dobrego thrillera. To był ten rodzaj nikłego zainteresowania książką, kiedy podczas czytania wasze myśli ulatują we wszystkich kierunkach, niekoniecznie związanych z fabułą powieści.
Ale żeby nie było tak całkiem negatywnie, Feeney wplotła w swoją historię kilka fragmentów, które były niespodziewane i naprawdę uderzające. Chociaż mam za sobą już całkiem sporą liczbę przeczytanych kryminałów i thrillerów, w których przeróżne formy tortur, morderstw i okaleczeń można wybierać jak najlepsze dania z karty w restauracji, to rzadko zdarza mi się czuć niepokój i odrazę, czytając o nich. Tym razem autorka Czasami kłamię złapała mnie kilka razy natotalnym osłupieniu mieszającym się z niedowierzaniem. Były to momenty znacznie wyróżniające się spośród zwykle płaskiej i nijakiej fabuły, które witałam z otwartymi ramionami. Szkoda jednak, że przychodziły tak rzadko...
Historię Amber poznajemy w zasadzie z trzech różnych źródeł. Rozdziały pojawiają się na przemian z perspektywy Amber leżącej w szpitalnym łóżku oraz Amber sprzed tygodnia, która jeszcze nie wie, co ją czeka. Dodatkowo śledzimy dzienniki Amber z czasów jej dzieciństwa i to właśnie one pozwalają nam stopniowo poznawać prawdę o bohaterce. Taki zabieg rozdzielenia fabuły na trzy różne perspektywy czasowe był bardzo dobrym pomysłem, ponieważ pozwalał dawkować napięcie przed punktem kulminacyjnym. Krok po kroku zbliżaliśmy się do rozwiązania zagadki, tym samym mając szansę samodzielnego do niej dojścia.
Jeśli już mowa o końcówce książki, trzeba przyznać, że finał faktycznie jest szokujący, jednak mnie wydał się za bardzo zagmatwany. Wyglądało to tak, jakby autorka próbowała namieszać czytelnikom w głowie zawiłym rozwiązaniem, jednak nie wypadło to dobrze - ja czułam się po prostu skołowana, i to nie w ten pozytywny sposób.
Nie chcę całkiem skazywać tej powieści na ścięcie, ponieważ nie zasługuje na aż tak wielką krytykę, jednak prawdą jest, że nie sprostała moim oczekiwaniom. Może moim błędem było to, że jeszcze przed rozpoczęciem lektury miałam tak ogromne nadzieje na coś wybitnego. Ciężko powiedzieć, czego konkretnie tu zabrakło - może umiejętności wprowadzania napięcia, może klimatu, który sprawiałby, że miałabym ciarki na plecach, może bohaterów, którzy wzbudzaliby większe emocje, a może wszystkich tych rzeczy naraz. Czasami kłamię miała być wyjątkowym thrillerem, a stała się tylko jednym z wielu.
PODSUMOWANIE:
Alice Feeney stworzyła powieść, która miała ogromny potencjał. Intrygująca fabuła miała być tym, co wywiodłoby tą historię na szczyt, jednak, ku mojemu rozczarowaniu, większa część książki była wyprana z emocji i płytka. Kilka fragmentów zdołało poruszyć moje serce, ale na czterystu stronach książki było ich zdecydowanie za mało. Mogę polecić Wam Czasami kłamię, jeśli szukacie lekkiego thrillera do poczytania wieczorami, z kubkiem herbaty w dłoni. Na takie okazje jest dobrą lektura, jeśli jednak szukacie czegoś więcej, możecie nie być do końca usatysfakcjonowani.booksofsouls.blogspot.com
CZYTASZ
RECENZJE KSIĄŻEK
De TodoRecenzje książek nastoletniej dziewczyny zakochanej w czytaniu i Harrym Potterze. Jej miejscem w Internecie, gdzie umieszcza wszystkie swoje teksty i przemyślenia, jest jej blog - booksofsouls.blogspot.com.