Rozdział 1

649 51 7
                                    

7 lat później... - Wyspa Berk - POV: Czkawka

Wyspa Berk... Położona 10 dni drogi na północ od Beznadziei i rzut beretem od Zamarzniesz na Śmierć... Taki równoleżnik, gdzie wszystko równo lezy... Z wyjątkiem mojej osady, która stoi... Od siedmiu pokoleń z reszta... A mimo to wszystkie budynki są nowe... Mamy tu ryby, owce i malownicze zachody słońca... Jedyny problem to szkodniki... Gdzieniegdzie są to zwykle myszy, względnie jakieś robaki... A my mamy... Smoki... Inni by się już dawno z tond wynieśli... Ale nie my! Jesteśmy wikingami... Bywamy nieelastyczni... Jakby nie wystarczało nasze "nienaganne" zachowanie... A tak w ogóle, to jeszcze się wam nie przedstawiłem... Mam na imię Czkawka... Tak, wiem super... Ale mogło być gorzej... Nasi rodzice uważają że głupie imiona odstraszają gnomy i trole... Nosze imię, które nadawane jest najsłabszemu, nie bez powodu... Wyglądem w ogóle nie przypominam wikinga... Jestem, jak to mówią wszyscy, chodzącym rybim szkieletem... Mam szmaragdowe oczy i brązowo - rude włosy... Jeśli w swoim życiu nie upolowałeś i zabiłeś żadnego smoka, to jesteś zerem... Więc na wyspie jestem popychadłem i osobą, na której można się bezkarnie wyżyć... Tak przynajmniej robi banda Smarka i mój ojciec... A... Zapomniałem wam powiedzieć... Moim ojcem jest... wódz klanu Wandali... Niektórzy już dawno by skakali ze szczęścia, ale nie ja... Kiedy wchodzę do domu, ojciec nie zaszczyca mnie ani jednym spojrzeniem, albo obrzuca mnie wzrokiem pełnym nienawiści i pogardy... Zdarza się też że wraca później, ale wtedy jest upity w trzy dupy i zaczyna mnie bić oskarżając za wszystkie zło na tym świecie... Czasami się zastanawiam czy jakby moja mama tu była, to czy byłoby inaczej... Kiedyś zawsze mnie broniła... Ale teraz... Kiedy jej już nie ma... Zostałem sam... Tata powiedział mi że została zabita przez smoki, kiedy miałem osiem lat... Ale ja w to nie wierzę... Uważam że smoki są dobre... To my, ludzie jesteśmy bardziej bezduszni od nich... Zabijamy je, a one się tylko bronią... Całymi dniami przesiaduję w lesie... A szczególnie w moje urodziny... Wtedy w ogóle nie pojawiam się w wiosce... Chodzę nad Krucze Urwisko lub inne miejsce o którym nikt nie wie, wyjmuję notes oraz węgiel i zaczynam rysować będące w pobliżu smoki... Co, nie przechwalając się, wychodzi mi bardzo dobrze... Moim największym marzeniem jest znalezienie sobie prawdziwego przyjaciela, z którym nie rozstanę się nawet po śmierci... Ale to chyba nie możliwe... Z moim wyglądem i zachowaniem, nikt mnie nie zechce polubić, a co dopiero się ze mną zaprzyjaźnić... Czasami mam wrażenie jakbym stracił cztery lata ze swojego życia... Z tamtego okresu mam w głowie, o dziwo, zupełną pustkę... Zapewne zastanawiacie się, dlaczego powiedziałem, o dziwo... Otóż dziwnym trafem pamiętam wszystko, co się wydarzyło w mojej przeszłości, naturalnie oprócz wspomnianych powyżej czterech lat... Pamiętam moment swoich narodzin... Pamiętam dokładnie każdą chwilę... Nikomu o tym nie mówiłem... No bo po co... Żebym był jeszcze większym pośmiewiskiem? Już to sobie wyobrażam...

' - Tato, wiesz... Mam taki problem...

- Tak? A jaki?

- A... No wiesz... Pamiętam wszystkie momenty z mojego życia... Nawet te, które wydarzyły się jak byłem jeszcze niemowlęciem...

- I ty myślisz że ci uwierzę? Nigdy nie umiałeś kłamać... Hahahahaha...'

Nie dzięki... Nie skorzystam z tej propozycji... Teraz jestem w domu i szykuję się do wyjścia do kuźni... Jestem tam uczniem i pomocnikiem Pyskacza, który jest tutejszym kowalem... Jak zwykle zaraz po wyjściu zauważyłem bandę Smarka zmierzającą w moją stronę...

'Czyli jednak najpierw pójdę do Gothi...'

Nie patrząc na nich szedłem przez siebie i udawałem że ich nie widzę...

- Ej! Patrzcie kogo my tu mamy! - wykrzyknął Sączysmark do reszty - Przecież to nasza ulubiona wioskowa ciamajda, Czkawkuś!

- No widzę, co nie brat? - zapytała Szpadka.

- Tak... Ale co? - odpowiedział Mieczyk.

- Czkawkusia, brat, Czkawkusia... - powiedziała bliźniaczka.

- No pewnie że widzę... - załapał bliźniak - Przecież zobaczyłem go jako pierwszy... Więc jak mógłbym go nie widzieć!

- A właśnie że nie! - wykrzyknęła jego siostra.

- Tak! - odkrzyknął, zaczynając kłótnię.

- Nie!

- Tak!

- Nie!

- Ta... - urwał Mieczyk - A o co my się właściwie kłócimy?

- Sama nie wiem brat... - powiedziała Szpadka i rzuciła się na brata z pięściami.

Po prostu czasami jak na nich patrzę mam ochotę się roześmiać... Ale dostałoby mi się za to od nich jeszcze bardziej... Tak w ogóle to w bandzie Smarka jest pięć osób:

Sączysmark - szef bandy, wielkie ego, marnie walczy, uwielbia się nade mną znęcać i podrywać Astrid.

Mieczyk - zero mózgu, kocha się bić z bratem, bije mnie razem ze Smarkiem.

Szpadka - kocha się bić z bratem, czasami jest od niego trochę mądrzejsza, naturalnie również mnie bije.

Śledzik - chodząca księga smoków, nie bije mnie tylko wyśmiewa wraz z Astrid.

i Astrid - piękna blondynka z niebieskimi oczami, nie bije mnie tylko wyśmiewa oraz okłada Smarka za podrywy.

W tej ostatniej skrycie się podkochuję, ale nigdy jej tego nie powiem bo mnie wyśmieje...

- A ty Czkawkuś co tak cicho jesteś!? - krzyknął do mnie Smark, ale ja zamiast odpowiedzieć zmieniłem kierunek z miejsca do którego miałem iść, na las. A dokładniej na klif, który leży tuż obok wioski... W pewnym momencie poczułem uderzenie w głowę, ale nadal uparcie dążyłem do celu... Gdy już doszedłem nad urwisko stanąłem i się odwróciłem w ich stronę... Patrzyli się na mnie ze zdziwieniem wymalowanym w oczach, które szybko zamaskowali pogardą... Podniosłem brwi do góry i zeskanowałem ich wzrokiem... Stali kilka metrów dalej więc nie zdążyliby jakkolwiek zareagować... Popatrzeli się na mnie pytającym wzrokiem a ja nic nie mówiąc wyskoczyłem do góry, nie wiem jak, zrobiłem idealne salto i spadałem w kierunku morza, rozmyślając nad swoją niedaleką śmiercią...

POV: Astrid

On skoczył... Nie mogę w to uwierzyć... I do tego zrobił salto... Szczerze, to nawet ja takiego nie umiem... Podbiegliśmy do końca klifu i zaczęliśmy wypatrywać ciała Czkawki, no bo na pewno już nie żyje... Każdy by umarł po skoku z tak wysokiego klifu... Ale nie czas na rozmyślanie nad tą ofermą... Trzeba zawiadomić wodza... Albo może nie, bo możemy mieć problemy...

- Chodźcie... - powiedziałam do reszty paczki - Zbieramy się z tond...

- A gdzie moja Misiu? - zapytał ten idiota Smark.

- Do wioski... - podeszłam do niego i powiedziałam ostrym tonem - I nie jestem Misią, a tym bardziej twoją... - wykręciłam mu szybko rękę i walnęłam w plecy końcem topora - Idziemy. No już! - krzyknęłam.


Siemka!


1.Będę wstawiała rozdziały mające trochę ponad 1000 słów, czasami 1500.

2.Będą się pojawiały co, około kilku dni do tygodnia.

Jeśli się spodobało - gwiazdka i komentarz ;)


Pozdro!

'Shadow'

Smoczy jeździec - Smocza Dusza, Serce Wodza...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz