6.

258 15 6
                                    

Byliśmy przed drzwiami mojego domu dokładnie o 18:58. Dziesięć minut przed dziewiętnastą wpadliśmy na genialny pomysł. Jakimś cudem przekonaliśmy w pięć minut moją ciocię i rodziców Bena, żeby nasze rodziny spędziły Wigilię u nas, a Boże Narodzenie w domu Bena.

Usiedliśmy wszyscy przy wigilijnym stole.

Rodzice Bena byli rozwiedzeni, ale jego mama, Gayle, miała nowego partnera, Johna. Ben miał też przyrodniego brata w naszym wieku, Rotha. Jeśli o wygląd chodzi, byli całkowitym przeciwieństwem: Roth był blondynem mojego wzrostu o brązowych oczach.

Jeśli o moją rodzinę chodzi, byli tu moi rodzice - Stephanie i Rick, ciocia Annie i jej córeczka Kelly, która pokochała Bena od pierwszego wejrzenia i nie odstępowała go na krok (zaczęłam się robić zazdrosna), mój ojciec chrzestny David z narzeczoną Ally oraz moje rodzeństwo: młodszy brat Noel i rok młodsza siostra Holly.

Łącznie było nas dwanaścioro. Ten dom zazwyczaj nie witał w swoich progach takiej ilości ludzi.

Moja mama od razu złapała wspólny język z mamą Bena. Roth dokuczał mojej siostrze. John dyskutował z Davidem o wojnie secesyjnej. Idealnie.

Mój tata odchrząknął po długim mierzeniu Bena wzrokiem i zapytał:

- Rozumiem, że jesteś nowym chłopakiem Jenny?

- Tak. Bardzo się cieszę, że zrobiła mi ten zaszczyt i zgodziła się zostać moją dziewczyną - odpowiedział Ben z uśmiechem na twarzy, nie okazując ani trochę zdenerwowania.

- A Marcus?

- Może nie jestem tak idealny jak on, ale nie zmienia to faktu, że będę ją traktował o wiele lepiej niż on - powiedział stanowczo.

- Źle ją traktował? - mój tata zmarszczył brwi.

- Jak dodatek. W ogóle się nią nie interesował - wyjaśnił Ben.

- Yhm. Do jakiej chodzisz szkoły?

- Jenkins, czwarta klasa.

- Jakie masz oceny?

- Przeciętne, ale jestem kapitanem szkolnej drużyny koszykówki - odpowiedział Jackson.

No cóż. Chyba był pod wrażeniem.

- Na jaki college się wybierasz?

- Jeszcze nie jestem pewien, który wybiorę z trzech, na które mogę się dostać.

Kiedy ojciec wreszcie zakończył przesłuchanie, przeszliśmy do śpiewania kolęd. Byłam niezmiernie szczęśliwa.

Okazało się, że Ben ma świetny głos do śpiewania. Wyobraziłam sobie, że śpiewa dla mnie jakąś romantyczną piosenkę...

Potem każdy znalazł sobie jakieś zajęcie. Podeszłam do Bena.

- Muszę dzisiaj zrobić jeszcze trzy rzeczy - oznajmiłam mu.

- Tak? A ja jestem ci potrzebny? - zapytał.

- Tak - potwierdziłam.

Uśmiechnął się.

Pierwszą rzeczą było znalezienie wśród stosu prezentów ukrytych w sypialni rodziców, żeby nikt w nich nie szperał przed porankiem, podarunku dla Marcusa.

Średniej wielkości paczka. A w środku dwa podręczniki studenckie, bo co innego mogłabym mu kupić, żeby nie uznał tego za bezużyteczne?

Wzięłam paczkę i wyrzuciłam ją do kosza. Raczej nie zamierzałam studiować nic związanego z matematyką, bo nie cierpiałam tego przedmiotu. Wyrzucenie tej paczki było też dla mnie rodzajem oczyszczenia. Zostawienia dawnej siebie, która bała się pokazać, jaka jest naprawdę. Otworzenie drzwi do nowej Jen, nie Jennifer.

- Pierwsza rzecz załatwiona - oznajmiłam.

- Ciekawy jestem następnych - posłał mi ciepły uśmiech.

Wszystkie te rzeczy były drogą do zlikwidowania przeszłości i oznajmienia światu, że jestem inna niż myślą. Że nie jestem iluzją.

Wyjęłam mojego smartfona i przytuliłam się do Bena, robiąc nam zdjęcie, po czym wstawiłam je na Facebooka z opisem: Czasem spotyka się osobę, na którą czekało się całe życie. Która wydobywa z nas prawdziwe wnętrze i szczęście. I jedyne, czego się żałuje, to czas spędzony bez tej osoby. @Ben Jackson.

W myślach widziałam, jaką burzę to wywoła. Ale nie obchodziło mnie to. Chciałam tylko uprzejmie powiedzieć, że już nie należę do towarzystwa Marcusa, bo oni nie trzymają się z ludźmi takimi jak Ben i dać innym dziewczynom sygnał, żeby trzymały ręce z dala od mojego Bena.

A potem zmieniłam świeżo ustawiony status Wolna na W Związku i oznaczyłam Bena, który stał za mną i uśmiechał się jeszcze szerzej niż zwykle.

- Czy ty właśnie oznaczyłaś terytorium? - zapytał, a na jego ustach pojawił się krzywy uśmiech.

- Można tak to nazwać. Lepiej, żeby inne dziewczyny trzymały swoje paluszki z dala od ciebie, bo inaczej źle się to skończy - powiedziałam niewinnie.

- Jesteś zazdrosna? - jego uśmiech przerodził się w wyszczerz kota z Chesire.

- Ja? Ani trochę - oboje się roześmialiśmy, słysząc mój sarkazm.

- Ja jestem. Bardzo - powiedział i pocałował mnie w czoło.

- To dobrze - wyszeptałam mu do ucha. - Bo jestem tylko twoją Jen.

- A ja jestem twoim Benem. Tylko twoim.

Driving home for Christmas. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz