Rozdział VI

17 2 0
                                    

     – Ernest?! – woła­łem wście­kły – W tym mły­nie o mało co Nas nie zabi­łeś! – Rzu­ci­łem się i zaczą­łem dusić skrzata.

     – Uspo­kój się! Nic Wam nie zro­bił. – Odrzu­ciła mnie od niego Angie.

     – Ona ma rację Michał nic wiel­kiego Ci się nie stało. – Powie­dział Maks cho­ciaż widać było po nim, że bar­dzo chęt­nie by zoba­czył jak duszę tego paskud­nego skrzata.

     – Nie chcia­łem Wam nic zro­bić. – zarze­kał się skrzat – Bro­ni­łem tylko moich skar­bów. Musi­cie Mi oddać co zabra­li­ście.

     – Ani Nam się śni.

     – Oddaj­cie, a powiem Wam coś, co Was zacie­kawi. – Powie­dział bar­dzo pewien sie­bie skrzat.

     – Pierw powiedz, a potem oddam ci... Część rze­czy, które wzią­łem. – Odpo­wie­dział mu Maks.

     – Hmm. Niech będzie. – zaczął skrzat – Dwie pur­rai, które Wam towa­rzy­szyły por­wał mój pan koba­los, któ­rego zabi­li­ście. Przez por­tal, któ­rym się tu dosta­li­ście prze­ka­zał je swoim pobra­tym­com.

     – Jakie pur­rai? – spy­ta­łem – Towa­rzy­szyły nam tylko dwie dziew­czyny

     – Purra to kobal­skie okre­śle­nie kobiety – wyja­śniła mi Angie.

     – Teraz moja zapłata. – upo­mniał się skrzat.

     Rzu­ci­łem mu pier­ścień, a on bez pytań uciekł. Ale My musie­li­śmy o czymś poroz­ma­wiać.

     – Jest bar­dzo źle – stwier­dziła sta­now­czo Angie.

     – No wiem jakiś potwór por­wał nasze przy­ja­ciółki – powie­dzia­łem.

     – Co? Nie. Nie mówię o tym. – spro­sto­wała mi Angie – Cho­dzi mi o to, że koba­losi zna­leźli por­tal do Waszego świata. A to zna­czy, że musimy go znisz­czyć.

     – Nie! – sprze­ci­wił się Maks – Mie­li­śmy nim wró­cić z powro­tem do sie­bie.

     – Wró­ci­cie, ale inną drogą. Nasi kapłani Was ode­ślą za pomocą magii.

     – Jaką mamy pew­ność, że Nas nie oszu­kasz? – upew­nia­łem się.

     – Nie macie żad­nej pew­no­ści. – Poszła w stronę por­talu.

     Zanim cokol­wiek zdą­ży­łem powie­dzieć zma­te­ria­li­zo­wała w rękach coś czer­wo­nego co zaczęło rosnąć. Uświa­do­mi­łem sobie, że to kula ognia, ale było już za późno. Leciała w runy wyryte na ziemi, a, kiedy dotarła do celu nie zostało nic prócz dziury i popiołu.

     – Co dy zro­bi­łaś? – Maks rzu­cił się na nią z mie­czem, który zdo­był we mły­nie.

     I tak o to roz­po­częła się pierw­sza walka. Wytre­no­wa­nej i pew­nej zwy­cię­stwa Angie i wście­kłego Maksa. Już po chwili było można usły­szeć brzęk metalu o metal. Miecz tarł o miecz. Maks, ze wście­kło­ścią i całym gnie­wem zaata­ko­wał Angie wysta­wiła na przód miecz, żeby spa­ro­wać atak, ale stało się coś, czego chyba nikt się nie spo­dzie­wał. W chwili star­cia miecz Angie po pro­stu pękł.

      – Jak to?! – Zasko­czona Angie schy­liła się po drugą część swo­jego pęk­nię­tego mie­cza. Chciała go podnieść, ale gdy spró­bo­wała go dotknąć mocno się popa­rzyła. Miecz był roz­grzany.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 26, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wieczna opowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz