#.2

296 22 5
                                    


Jason budzi się i pierwsze, co stwierdza z radością, jest fakt, że leży na ciepłym, wygodnym łóżku, przykryty miłym kocykiem. Drugi fakt, który stwierdza ze strachem, jest taki, że dostrzega iż nie jest w swoim domu.

Widzi już normalnie. Postanawia wstać. Odrzuca kołdrę i natychmiast tego żałuje.

Nie jest w swoim ciele, jeśli można tak powiedzieć. Zamiast rąk ma kopyta, czy coś w tym stylu, a cała jego budowa przypomina końską. Krzycz z przerażania i spada z łóżka. Szybko wstaje na dwoje nóg, ale czuje lekko ból w krzyżu, zmuszający go do stanięcia na czworakach. Patrzy z obrzydzeniem na swoje ręce... albo, obecnie, przednie kopyta. Dotyka jednym z nich twarzy. Stała się ona inna, bardziej wydłużona, z wyraźniej zarysowanym podbródkiem. Jego ludzkie rysy gdzieś się zmyły. Przypadkiem dotyka swojego czoła i wymacuje coś niepokojącego. Jakieś coś na podobieństwo pręta.

Rozgląda się gorączkowo po domku. Widzi na jednej ścianie małe lusterko. Podchodzi do niego, potykając się, co chwilę. Wreszcie patrzy na swoje odbicie i na jego twarzy maluje się strach oraz zdziwienie.

W odbiciu nie widzi siebie. Widzi jakiegoś konia. Lub, raczej, jednorożca, gdyż z czoła wystaje mu róg. Dalej ma swoje miodowe oczy oraz roztrzepane, rude włosy, która są teraz roztrzepaną, ruda grzywą. Ma kremową sierść albo skórę lub cokolwiek innego. Nie ma już makijażu przy oczach i swojego ubrania. Na jego klatce piersiowej wciąż widnieje blizna, która zmieniła kolor skóry wokół niej na czarny.

Odsuwa się ze wstrętem od zwierciadła i próbuje się uspokoić. Pamięta, że wszedł do tego cholernego lustra za panem Glutton' em i... i przeszedł taką, okrutną metamorfozę. Nie podoba mu się to, ani trochę. Nie rozumie, co to ma wszystko znaczyć.

Może to sen? Obudzi się za sekundkę, będzie rześki jak poranek, zje śniadanie, posprzedaje w sklepie...

Chciałby się uszczypnąć, aby ten koszmar minął szybciej, lecz nie może, ku swojej wielkiej rozpaczy.

— Czemu kucyk cudem uratowany, ma minę jakby był torturowany? — słyszy, rymujący, głos za sobą.

Odwraca się. W drzwiach chatki stoi zebra, która najwyraźniej musiała do niego przemówić. Ma przez plecy przełożone juki, jakie mają ci wszyscy rycerze i Geralt z Rivii, podróżując konno. Swoją grzywę ma zaczesaną na irokeza, a spojrzenie jest wlepione w niego.

Zabawkarz pojmuje, że wypadałoby się odezwać.

— Ja... ja czuję się dobrze... —skleja jakąś wypowiedź. — tylko... nie wiedziałem gdzie jestem...

—To zrozumiałe, mój drogi kucyku — dalej rymuje zebra.— Każdy by się przestraszył, widząc, że nie leży na swoim kocyku.

 — Aha...- mówi Jason, czując się dziwnie.

— Zecora, tak mnie zwą, a do ciebie jak się odezwą?

Kurwa, jeszcze chwila i będzie mi śpiewać jak Puppeteer. - myśli rudzielec.

— Jestem... Jason the Toy Maker... Zecoro...- przedstawia się, wciąż będąc w dezorientacji.— Gdzie jestem, jeśli mogę się spytać?

 — W Ponyville, mój drogi, gdzie każdy ma swoje wyjątkowe kroki.

— A jakie to państwo? Bo zakładam, że Ponyville to miasto.

— W Equestrii, państwie strzeżonym i przez Elementy prowadzonym.

— Dobra... —te nazwy nie mówią mu nic. Brzmią jak z jakiejś pierdolonej bajki dla dzieci. Właściwie, to wszystko się wydaje jak z serialu dla pięciolatek lub z dzikiego snu dżokejki.

Zabawkarz i Świat Kucyków || Mlp&CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz