#.8

160 23 4
                                    

Jason ostrożnie zszywa ze sobą materiał. Musi to zrobić dokładnie. Inaczej cała jego praca pójdzie na marne. A jest to bardzo ważne. Jeśli chce, powrócić do swojego zawodu, nie może się bez tego obyć.

Minął już jeden dzień od kiedy Najwyższa Rada Ultra-Kucyków, czy jakoś tak, nakazała jego "resocjalizacje". Dotychczas, nic się nie działo w tym kierunku. Może prócz Rarity, która zaczęła mówić, jak bardzo się cieszy, iż ma takiego "wspaniałego i uczciwego pracownika". Zaczęła też robić najgorszą rzecz, jaką mogła mu zrobić- zalecać się do niego. Naprawdę, naprawdę, już w świecie ludzi miał po uszy tych wszystkich fangirl, które tylko łażą za tobą, proszą o autograf i straszą klientów oraz potencjalne ofiary. Serio, czy one nie mają, co z życiem zrobić? Niech najpierw zajmą się nauką, a potem szukaniem chłopaka.

Nie, żeby miał coś do flirtowania. Jeśli kobieta jest dorosła, w miarę rozgarnięta oraz NIE JEST fangirl, to coś z tego wyjdzie. A jak nie, to zawsze jakaś nowa lalka do sklepu będzie. Proste? Proste!

Niestety, podryw Rarity nie należał do "łagodnych". Klacz stale zaczynała tematy z podtekstem, chodziła za nim, śmiała się jak Roześmiany na dragach z jego żartów oraz kiedy tylko mogła, próbowała się do niego przytulić albo dać mu pocałunek. A taka dama. Ta, kurwa. Taka z niej dama, jak z Slendermana Miss Świata.

Musi to przetrzymać. Jeszcze trochę i będzie mógł spokojnie ją ukatrupić. Tak samo każdego innego. Wreszcie kończy szyć. Uśmiecha się półgębkiem do siebie.

— Tak!— mówi, spoglądając na swoje dzieło.

Szybko zakłada je na siebie. Nie sądził, że jest aż tak ciężko wkładać ubrania, będąc kucykiem. Jednak udaje mu się to zrobić.

Bierze kredkę do oczu, pożyczoną od Rarity. Dokładnie maluje swoje oczy. Po tym zabiegu, staje przez lustrem.

Uszył swój stary dobry strój, który zakładał, gdy szedł kogoś zabić- kremowa koszula, czerwona kamizelką oraz czarna marynarka*, z rękawem do łokci (a raczej, w tym przypadku, do połowy przednich racic). Do tego jeszcze czarny kapelusz z bordową wstążką. Jeszcze oczy podkreślone kredą i vóila! Jest prawie gotowy na zabijanie. Ktoś mógłby powiedzieć, że na cholerę mu jakiś specjalny strój do zabijania, lecz dla Zabawkarza jest to dość ważne. Nawet, będąc jebanym koniem.

Ktoś puka do jego pokoju. Nie przewidywał na dzisiaj jakiś gości, toteż jest zdziwiony.

— Proszę.— mówi, zastanawiając się kto to.

Kucyk nieśmiało wchodzi do pokoju. To Starlight. A więc to tak. Zamierza rozpocząć tą resocjalizacje. Rudzielec życzy jej w myślach powodzenia.

— H-Hej, Jason...

— Cześć. Co tam?

— Wiesz... nigdy tego nie mówiłam... ale...— klacz zbiera się w sobie.— Kiedyś nie byłam taką osobą jak teraz...

— Co masz na myśli?— nie rozumie Jason.

— Dawno temu... ech... myślałam, przez pewne doświadczenia, że przyjaźń polega na równości wśród kucyków — opowiada Starlight, nie patrząc mu w oczy.— Dlatego stworzyłam własną wioskę, gdzie dominowała zasada równości. Żaden kucyk nie miał być specjalny, czy inny.

— Według mnie, w tolerancji nie ma nic złego...— oświadcza rudzielec.

— Nie, źle zrozumiałeś— wyjaśnia Starlight.— To nie polegało na tolerancji. Tam nie tolerowano inności. Indywidualności. Tam każdy musiał być taki sam, mieć wszystko to samo i udawać, iż podoba mu się to.

Komuna.- myśli Jason, lecz zatrzymuje to dla siebie.

— Ale nie poprzestałam na tym— kontynuuje lawendowa klacz, przyciszonym głosem.— Ja... ja zabrałam im znaczki. Zabrałam ich naturalne talenty, wychodząc z założenia, iż robię dobrze!

Jason milczy. Nie do końca ogarnia, o co chodzi z tymi znaczkami, jednak po załamaniu na twarzy Starlight, rozumie, iż jest to bardzo poważna. Postanawia milczeć, by przypadkiem nie chlapnąć czegoś językiem.

— Długo uważałam, że robię dobrze i to właściwa ideologia— Starlight dalej ma cichy głos.— Dopiero spotkanie z Twilight i jej przyjaciółkami sprawiło, iż zauważyłam, że robiłam tylko krzywdę kucykom, dla których chciałam dobrze...

Wygląda okropnie. Zabawkarz chce powiedzieć jej coś. Najlepiej, coś pocieszającego. Lecz sam nie ma pomysłu. Nie przywykł do pocieszania. Rzadko kiedy musiał to robić. Nawet jego przyjaciele nie potrzebowali tego zbyt często. 

Starlight spogląda mu w oczy. Widzi w nich... nadzieje. Nadzieje, na nie wiadomo co. Klacz wychodzi. Jason orientuje się, skąd ta nadzieja. Starlight liczy, że wyznanie swojej przeszłości da Jasonowi do myślenia. I dało. 

Zamyka drzwi i stara się nie śmiać. Dobry Boże. Ona serio uważa, iż zmiękczy mu serce? Niedoczekanie. To zabawne. Ta ostatnia nadzieja w oczach ofiary, zanim się ją ukatrupi. 

Będzie się śmiać jak szalony, kiedy odbierze tę nadzieje Starlight.

Odbierając jej życie.



Zabawkarz i Świat Kucyków || Mlp&CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz