Rozdział 2

156 20 12
                                    

Midge usłyszał jej płacz gdy Agent Guy wraz z dzieckiem byli wciąż w tunelu łączącym samolot z terminalem lotniska. Spojrzał na Scotta i podskoczył dwukrotnie, po czym zmusił się do uspokojenia się, skoro wokół było tyle osób.

 - O Boże, już ich słyszysz? Czy ono płacze? - zapytał Scott, przestraszony.

 - Tak, ONA płacze, ale będzie dobrze.

Scott nie mógł powstrzymać uśmiechu, widząc, jak wyglądał Agent Guy - kompletnie zszargany i zdenerwowany. Mężczyzna zazwyczaj wyglądał tak gburowato jak brzmiał, lecz teraz wyglądał jakby spędził tydzień w Vegas, tracąc wszystko, co posiadał.

 - Patrz, co przyciągnął kot - powiedział, krzyżując dłonie na klatce, by Guy nie wpadł na pomysł podania mu płaczącego dziecka.

Midge wyciągnął ręce i wziął płaczącego malucha od wielce odciążonego Guy'a.

 - Shhh - wymruczał, trzymając ją blisko siebie. - Co się dzieje, maleńka? - zabrał ją do stolika przy którym usiadł, przekopując się przez torbę, którą dla niej zabrał. Znalazł smoczek który zapakował i zaoferował jej go. Chwyciła go natychmiast i uspokoiła się.

 - Do cholery, w końcu! Myślałem, że nigdy się nie zamknie. Dałem jej jeden taki, ale wypluła go na mnie. Dwa razy. - usiadł i chwycił dłońmi głowę, masując swoje skronie. - Próbowałem wszystkiego, ale płakała cały dzień. Nic nie działało. Wszystkie matki w samolocie rzucały mi krzywe spojrzenia.

 - Coś ją boli, prawdopodobnie zęby. - powiedział Midge, tuląc dziecko do swej klatki i głaszcząc ją po plecach.

 - Moja żona myślała, że jest na to za mała, ale nie znamy... uh... dzieci. Staraliśmy się dojść do tego, w jakim jest wieku, ale to dla nas tajemnica. Jeśli masz jakiś pomysł, Midge, proszę, powiedz mi. Może to pomoże mi odnaleźć jej matkę. Scott, musisz podpisać kilka papierów. - Agent Guy wyciągnął teczkę ze swego bagażu podręcznego i podsunął go blondynowi.

 - Możemy to zrobić w domu, prawda? - zapytał Midge, zataczając dłonią kółka na plecach dziecka i uspokajając ją delikatnie.

 - Wracam kolejnym samolotem, wybaczcie. Nie sypiam bez żony jeśli nie muszę, a poza tym muszę spróbować natrafić na ślad matki tej małej.

Scott wziął od niego papiery i zaczął czytać, podpisując tam, gdzie trzeba było.

 - Martwisz się, że ją oddamy? Jak ma na imię?

 - Trochę. Nie mam pojęcia jak ma na imię, nazwijcie ją jak chcecie. Jeszcze raz dziękuję że to robicie, mam nadzieję, że nie zajmie mi to dłużej niż tydzień czy dwa. Wrócę po nią gdy wszystko się wyjaśni. Macie wszystko gotowe? Dacie sobie radę, prawda?

 - Trochę za późno żeby się o to martwic, ale tak, jej pokój jest gotowy i poinformowaliśmy nasze wsparcie, ze dziecko jest w drodze - powiedział Scott.

 - Zadzwoniliśmy do każdej matki, którą znamy - wyszeptał Midge. - Nic jej nie będzie.

 - Okej, będziemy w kontakcie, dobra? Odezwę się jak tylko będę cos wiedział. Pójdę znaleźć coś do jedzenia i będę łapał następny lot. Jeszcze raz dziękuję, będę miał was skreślonych z mojej listy na co najmniej rok.

 - Uh... dzięki? Pa, Guy. - Scott obrócił się do Midge'a, który tulił teraz śpiące dziecko do swej klatki.  - Jest naprawdę urocza. Zabierzmy ją do domu, dobra? - złapał torbę i poprowadził Midge'a do auta, otwierając tylne drzwi, by mógł włożyć dziecko do jego nowego fotelika. Zajęło im kilka minut ułożenie jej i przebudziła się nieco, ale nie zaczęła krzyczeć.  Gdy auto ruszyło, zdawało się, że znów przysnęła.

 - Scott? Jak powinniśmy ją nazwać? Chciałbym, żebyśmy znali jej imię.

 - Nie wiem, ale nazywanie jej "to" albo "dziecko" nie wydaje się w porządku. Jak myślisz?

 - Wszyscy zasługują na imię.

 - Yep, a ona powinna mieć imię Neko. Ty powinieneś ją nazwać. Chcesz się gdzieś zatrzymać na kolację?

 - Nie, wolałby,m zabrać ją do domu. Może Melody? Albo Lorelai - w skrócie Rory? - zaoferował Midge.

 - Imiona twoich sióstr kończą się na 'y', to standard, czy tylko w twojej rodzinie tak jest? Nie zauważyłem tego wcześniej.

 - Tak, to rodzaj żeński.

 - Przeszkadza ci, kiedy nazywam cię Midgey?

 - Nie, oczywiście, że nie. Nie obawiam się mojej żeńskiej strony.

 - Wiem, panie liberalny. Okej, obojętnie, naprawdę. Może zdecydujmy wieczorem albo jutro, jak już chociaż trochę ją poznamy? Prawie jesteśmy w domu.

 - To dobry pomysł. Nie mogę się doczekać, żeby ją faktycznie zobaczyć. Jest strasznie zawinięta, a nie chciałem jej rozpinać na lotnisku.

 - Zdaje się, że jest blondynką.

 - Tak, ale nie wiem, czy to dziecięcy puch, czy jej faktyczne włosy - odparł Midge.

 - HUH?

 - Dzieci Neko są bardziej owłosione od ludzkich, ale wypadają one po paru miesiącach, najpóźniej po roku. Może jak ją zobaczę, to będę mógł lepiej określić jej wiek. Muszę też zobaczyć jej zęby, wychodzą dużo szybciej niż u ludzi. Pamiętam, jak moja matka mówiła mi, ze niemal się z nimi urodziłem.

 - Jest maleńka - powiedział Scott. - Boję się, że ją skrzywdzę.

 - Ty jesteś bardzo delikatny, nic jej nie będzie. Bardziej się boję, że ona zrani ciebie, szczerze mówiąc. Och, nie mogę się doczekać, aż będziemy w domu! Chcę się z nią pobawić, ale to musi poczekać, az cos zje. Będzie płakała.

 - Dobrze w takim razie, że jesteśmy w domu. - zaparkował auto i obszedł je, by podnieść fotelik z jego podstawy i zanieść marudzące już dziecko do domu. - Witaj w domu, maleńka.


Dziecko NekoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz