Rozdział 4

85 11 2
                                    

***Kiedy ten czas tak zlatuje?! Ja nie wiem. Straszne to jest. Jeszcze chwilę temu tłumaczyłam poprzedni rozdział. a teraz się okazuje, że to było w maju...

Mam też do was pytanie. Jeśli założyłabym zbiórkę pieniężną związaną z tym tłumaczeniem - czy ktoś byłby chętny wesprzeć chociaż groszem? Wtedy może łatwiej byłoby mi usiąść do dalszego tłumaczenia. No i zabrać się później za trzecią część, którą musiałabym wykupić. Chodziłoby głównie o chociaż sam zwrot za wykupienie tych książek, ale ewentualne kilka groszy za sam fakt siedzenia przy tym też byłyby miłe.

Jeśli chętnych nie będzie, to tłumaczenie tej książki dokończę i tak; ale pewnie dalej będzie to w takim mozolnym tempie, bo w tej chwili, gdy robię to po prostu w wolnej chwili, często ciężko znaleźć ten czas. A tak będę już musiała go wygospodarować.***


Scott przebudził się z głębokiego snu, wzbudzony przez nieprzerwany płacz. Obrócił się na bok i zakrył głowę poduszką, ale płacz nie przeminął. Po paru minutach uniósł głowę i stwierdził, że Midge'a nie ma wcale w łóżku, po czym z powrotem się położył. Niemal znów zasnął, ale wtedy zawodzenie wzrosło i finalnie objęło go poczucie winy. Wiedział, że nie będzie w stanie nic zrobić, ale mógł chociaż wesprzeć go moralnie. Przesunął się do drzwi i otworzył je, mentalnie dziękując Midge'owi za myślenie o nim i staranie się, by było cicho.

 - Kochanie? - wyszeptał.

Midge szedł dalej wzdłuż korytarza, nim zakręcił i ruszył z powrotem w stronę Scotta.

 - W porządku, idź spać. Przepraszam, że cię obudziła.

 - Wyglądasz na wykończonego. Czekaj... - ruszył za Midge'm przez korytarz, ciężkim krokiem. - Od kiedy nie śpisz?

 - Od 3:15. Ona nie jest szczęśliwa i nie wiem, co jest nie tak.

 - Skarbie... Jest po szóstej. Musisz trochę pospać.

  - Nie zapomnij o Wielkanocnym brunchu u Zac'a i Lee o 10.

 - Zapomniałem, kompletnie o tym zapomniałem. Wyślę im wiadomość, że nie damy rady. Mógłbyś przestać chodzić, proszę?

 - Ja... To zdaje się trochę pomagać. To Wielkanoc, specjalna okazja. Nie musisz anulować; możesz jechać, a ja zostanę z Lily. - odpowiedział, w końcu opadając na krzesło.

Scott wyciągnął ręce i wziął Lily bez namysłu. Midge był wyczerpany i potrzebował chwili przerwy, a on po prostu zareagował. Dziewczynka spojrzała na niego czerwonymi, zmęczonymi oczami i owinęła luźno ogon wokół jego ramienia, trzymając mocniej jego przedramię. Utknął, jego plan by trzymać ją w górze tak jak Midge nie mógł teraz zadziałać, więc ułożył po prostu jej głowę w zgięciu swego łokcia i trzymał ją horyzontalnie, z nogami po bokach jego ramienia.

 - Połóż się kochanie. Może chwilę popłakać ze mną. Nakarmiłeś ją?

 - Tak, ale zjadła tylko pół, jakąś godzinę temu - powiedział, a w tej samej chwili małej odbiło się głośno i ulała na ramię Scotta.

 - O BOŻE! To jest TAKIE paskudne! - Scott odchylił się, po czym wzdrygnął.

 - Ale założę się, że czuje się lepiej - zaśmiał się Midge, łapiąc ręcznik. - Powinieneś widzieć jej minę!

Scott stał bez ruchu, zamykając oczy, starając się zignorować fakt, że paskudna, ciepła maź spływa mu po ramieniu, gdy Midge co nieco ich wyczyścił.

 - Pójdę ją przebrać, jak ty zajmiesz się sobą - powiedział Midge, idąc do jej pokoju. Przebrał ją w luźną koszulę nocną przyniósł ją z powrotem do Scotta, który ułożył się na kanapie.

 - Daj ją tu kochanie i idź do łóżka, proszę.

 - Jesteś pewny? - zapytał, wpół śpiąc.

 - Absolutnie. Będziemy oglądać bajki i bawić się tym wypchanym, piszczącym słoniem. Odpocznij trochę.

Midge był zbyt zmęczony by się kłócić, więc po prostu podał ją Scottowi, wiedząc, że się obudzi, jeśli zacznie znów płakać.

 - Spróbuję. - dotoczył się do łóżka i nie miał nawet czasu naciągnąć na siebie koca nim zasnął. Obudził się zdezorientowany, ze Scottem pochylonym nad nim i odgarniającym mu włosy z twarzy.

 - Dobry, śpiochu.

 - Czy wszystko w porządku?

 - Tak, śpi. Rozmawiałem z Lee i chcą, żebyśmy przyjechali z Lily na brunch. Ale nie chcę jej brać bez porozmawiania z tobą o tym, czy tak będzie okej?

 - Ty... poczekaj - powiedział, siadając.

 - Możesz spać dalej, czy to ci pasuje, czy mam zostać?

 - Ja... Która godzina? Ja też mogę jechać?

 - Tak, oczywiście, ale myślałem, że będziesz chciał odespać.

 - Nie, jestem rozbudzony i spałem bardzo dobrze, dziękuję. Chciałbym ich zobaczyć i zobaczyć ciebie i ja zdrzemnę się później, kiedy ona będzie spała. W porządku. - przeciągnął się leniwie, po czym wygrzebał się z łóżka.

 - W porządku, zapakuję rzeczy kiedy ty będziesz się przygotowywał - powiedział, całując go w policzek. - Dam im znać, że troszkę się spóźnimy.

 - Hipermleko proszę! - zawołał, zamykając za sobą drzwi od łazienki.


Dziecko NekoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz