⚜Rozdział trzeci⚜

2.3K 278 91
                                    

Uwaga, uwaga. Wstawiam tu zrobione na szybko drzewko genealogiczne, bo zapewne nie połapiecie się o kim mowa. Mam przeczucie, że nawet z drzewkiem i tak się nie połapiecie, ale nie przejmujcie się tym zbytnio. Polecam pobieżnie przestudiować albo  sobie wracać jak będzie potrzeba :3

 Polecam pobieżnie przestudiować albo  sobie wracać jak będzie potrzeba :3

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Miłego czytania :)

Mimo że ten dzień nie należał do najcieplejszych, Lance miał wrażenie, że zaraz się roztopi. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak zestresowany.

Stanął przed drzwiami i wziął głęboki wdech. Przeczesał palcami włosy, by upewnić się, że wygląda jako tako i z duszą na ramieniu pchnął mosiężne, dębowe drzwi. Przecież to nic takiego, prawda? Nie było go tylko dwa dni. Pewnie nawet nie zauważyli...

Kogo on próbował oszukać?

Oczywiście, że zauważyli. Leo  przecież co kilka godzin wypraszał się do jego pokoju. Jedli posiłki w rodzinnym gronie. No i był najgłośniejszą (według Ian'a) osobą w ich posiadłości. Po za tym, jego ojciec był czasem bardziej nadopiekuńczy niż matka. Jedyna różnica między nimi polegała na tym, że mama martwiła się o niego otwarcie, ojciec za to dyskretnie. I za nic w świecie by się do tego nie przyznał.

Przechodząca akurat matka stanęła jak wbita w ziemię na jego widok. Potarł kark, nie wiedząc od czego zacząć. 

— Hej...? — powiedział w końcu i to jakby wyrwało kobietę z transu. Momentalnie dobiegła do syna i zamknęła go w matczynym uścisku, po czym wybuchła niepohamowanym płaczem. To ściągnęło do holu resztę rodziny. Leo widząc go, postąpił identycznie jak matka. Ian oparł się o ścianę i zjechał po niej, jakby stracił siłę w nogach. Mia zaśmiała się jakby histerycznie i wróciła do pokoju, trzaskając głośno drzwiami. Lotty natomiast rozpłakała się, stojąc na środku holu. To samo zrobiła mała Daisy, gdy wujek Cameron wyszedł z nią na rękach. 

Reszta stała w milczeniu. Nigdzie nie widział ciotki Eleonory, za co był wdzięczny losowi. Ona już od wejścia strzeliłaby mu kazanie, a gdy otwierała usta, on miał dość. Co nie zmieniało faktu, że zachowanie jego rodziny nie było normalne. 

— Powie mi ktoś o co chodzi? — spytał, rozglądając się po zebranych. Zatrzymał się na ojcu, który stał na piętrze, trzymając się werandy. Mężczyzna zszedł na parter z nieodgadnionym wyrazem twarzy. — Ja wiem, że nie było mnie dwa dni, ale przecież nic mi nie jest. Po prostu za mocno zabalowałem...

— Za mocno zabalował. — Ian podniósł się z kucków i spojrzał na Lance'a rozwścieczonym spojrzeniem. — Czy ty kurwa masz pojęcie przez co my tu przeszliśmy?! Nie było cię dwa pieprzone dni! 

— Znikałem na dłużej i nie reagowaliście w ten sposób! — odszczekał Lance, powoli tracąc cierpliwość. — Może zamiast wyjeżdżać na mnie z mordą, może powiesz mi w końcu co się dzieje?!

— Ciocia Eleonora nie żyje — szepnął Leo zdławionym głosem. — Nie żyje też wujek Olivier i ciocia Lisa. Nie żyje Max. I Daniel. Michelle i Romeo są w szpitalu w stanie ciężkim. Myśleliśmy, że ty też...

⏸️ HURRICANE || Klance [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz