Życie to nie bajka. Przynajmniej tak powtarzano Madeleine, odkąd pamięta. Za każdym razem to było wytłumaczenie, gdy coś się sypało w jej życiu. Zaczynając od śmierci rodziców, a kończąc na tym okropnym miejscu. Każdy, kto tu trafi prędzej czy później przekonywał się, co to znaczy wychowywać się w piekle. Niejednokrotnie ktoś próbował stąd uciec, jednak mało komu udawało się to. Teraz nadeszła jej kolej. Musi za wszelką cenę uciec stąd, aby osiągnąć swój cel. Aby dostać szanse na zemstę.
Zestresowana leżała na swoim łóżku, czekając. Powoli nadchodziła pora na ucieczkę młodej kobiety. Wszystko miała już przygotowane. Teraz tylko musiała przeczekać nocny obchód opiekunek, który lada chwila miał się zacząć. Madeleine coraz bardziej obawiając się powodzenia jej planu, leżała, nadsłuchując kroków. Przez dłuższy czas nic nie słyszała prócz cichego szumu wiatru, który wydziera się do pokoju przez uchylone okno. W końcu z korytarza dobiegł cichy stukot botów. Z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu zastępuje go skrzypnięcie starych drewnianych drzwi. Delikatnie uchyliła oczy, patrząc w ich stronę. W drzwiach stała jedna z najgorszych opiekunek. Madame Anderson. Kobieta przez chwilę rozgląda się po pokoju. Jej uwagę zwraca uchylone okno. Podchodzi do niego i gdy już ma je zamykać, zauważa plecak położony w kącie. Odwraca się w stronę przerażonej szatynki i po chwili jest już obok. Szarpie ją za ramię wyciągając z łóżka i ciągnąc w stronę drzwi. Przez krótki moment szarpie się z nią, aż w końcu zauważa stojącą na biurku metalową lampkę. Spanikowana łapie za nią i uderza starszą kobietę w głowę. Oszołomiona tym, co się stało puszcza dziewczynę i cofa się krok do tyłu.
– Ty mała suko! – krzyk opiekunki roznosi się echem po pustych korytarzach.
Kobieta próbuje ją ponownie złapać, jednak tym razem jej na to nie pozwoliła. Od razu uderzył ją kilka razy w głowę, myśląc jedynie o tym, aby w końcu stąd uciec. Po chwili madame Anderson upada na ziemię. Dziewczyna zamarła na moment, gdy dotarło do niej, co zrobiła.
Z szoku wybudzają ją odgłosy kroków na korytarzu. Roztrzęsiona tym, co się stało, szybko zabrała plecak i nie patrząc się już za siebie, wyskoczyła przez okno. Po chwili słyszy krzyk dochodzący z jej pokoju. Wstaje z ziemi poobijana przez upadek i biegnie w stronę ogrodzenia. Najszybciej jak tylko potrafi, wdrapuje się na nie. Po raz ostatni odwróciła się w stronę budynku, po czym zeskoczyła z płotu i uciekła na dobre ze znienawidzonego przez siebie miejsca.
Madeleine zerwała się gwałtownie z łóżka. Tamto wydarzenie nawiedzało ją bardzo często w snach. Na początku miała okropne poczucie winy, wywołane tym, co wtedy uczyniła. Jednak z czasem zaczęło ono zanikać i pozostało jedynie wspomnienie, które przypominało, jej ile jest w stanie zrobić, aby osiągnąć swój cel.
Zmęczona przeciera twarz dłonią. Nie ma teraz czasu na wspominki, musi dokończyć swój plan, zanim szansa na jego wykonanie przepadnie. Wstała z materaca, który tym czasowo był jej łóżkiem i podeszła do stołu, na którym leżały porozrzucane plany budynku T.A.R.C.Z.Y. Przeglądała je po raz kolejny, aby dokładnie je zapamiętać. Gdy już wejdzie do środka, nie będzie miała czasu na zastanowienie się, gdzie ma iść. Tym razem nie mogła sobie pozwolić na pomyłkę czy zawahanie się.
Powoli zapada zmrok, to już ta pora. Odkłada plany z powrotem na stół i sięga po torbę leżącą pod nim. Wyciąga z niej pistolet, który od razu chowa do kabury przypiętej do swojego uda. Sięga jeszcze po dwa sztylety, pierwszy schowała z tyłu za pasek, a drugi do buta. Na koniec założyła czarną chustę tak, aby zasłoniła jej twarz. W pełni gotowa opuściła swój tym czasowy dom i kieruje się w stronę motoru.
Czekała ukryta w cieniu lasu na swój transport do bazy. Po chwili zauważa w oddali światła. Gdy byli już niedaleko, pod postacią cienia szybko i niespostrzeżenie dostała do środka ciężarówki T.A.R.C.Z.Y. Na razie wszystko upewniało ją, że informacje, które pozyskała od swojego informatora, okazały się zgodne z prawdą. Jednak wciąż miała przeczucie, że pozbycie się go było dobrą decyzją.
Pojazd przemieszczał się szybko po pustych drogach. Po kilku minutach zatrzymali się, a Madeleine wiedząc, że nie ma zbyt dużo czasu, opuściła ciężarówkę. Zachowując ostrożność, udała się w kierunku tylnego wyjścia. Z tego, co dowiedziała się z planów budynku, właśnie tam znajdowało się najmniej kamer nakierowanych na wejście. Jedyny problem, jaki mogą tam napotkać to strażnicy. Jednak był sposób na wyminięcie ich, gdy następowała zmiana warty. Miało to nastąpić za równe pięć minut. Podeszła najbliżej, jak tylko mogła i ukryta za skrzyniami odliczała minuty, czekając na odpowiedni moment.
Obserwowała strażników, gdy nagle metalowe drzwi otworzyły się i ukazała się w nich postać. Była to dość wysoka rudowłosa kobieta. Od razu ją rozpoznała – Czarna Wdowa ponoć najlepsza agentka T.A.R.C.Z.Y. Gdy ta spojrzała w jej stronę, cofnęła się o krok, omal nie upadając na ziemię. Na szczęście agentka nie zauważyła jej.
— Agent Cal nadal nie wrócił. Prawdopodobnie został zamordowany w trakcie misji... — w głosie kobiety było słychać wyraźny niepokój. — Bądźcie czujni, ona może tu już być.
Zdenerwowana wycofała się jeszcze bardziej do tyłu. Mężczyzna, który był jej informatorem, okazał się być szpiegiem. W tym momencie nawet ucieszyła się, że jednak pozbawiła go życia. Parszywy sukinsyn dostał za swoje, pomyślała. Przez chwile zastanawiała się, czy nie powinna się wycofać całkowicie ze swojej misji, jednak odrzuciła ten pomysł niemal od razu. Wiedziała, że szansa na ponowne dostanie się tutaj, może szybko nie nadejść, ba nawet może w ogóle nie nadejść. Zdeterminowana rozgląda się po okolicy, szukając jakiegokolwiek wejścia. W końcu zauważa drabinę prowadzącą na dach budynku. Szybkim krokiem udaję się w jej stronę, zwinnie omijając wszelkie przeszkody. Drabina nie wygląda na zbyt zdatną do użytku, ale nie ma teraz zbytnio wyboru. Ostrożnie łapie jeden ze szczebli i rozpoczyna swoją wspinaczkę.
Madeleine zatrzymała się na wysokości jednego z najbliższych okien. Niemal pewna, że już prawdopodobnie wiedzą o jej obecności, wybija szybę i wskakuje do środka. Na moment na jej twarzy można zauważyć zdziwienie. Korytarz jest zupełnie pusty. Wiedząc, że najpewniej nie wróży to nic dobrego, już bardziej czujna kieruję się do pomieszczenia, w którym według planów budynku powinna się znajdować serwerownia. Gdy dociera na miejsce, powoli uchyla drzwi, trzymając w dłoni pistolet. W środku znajduję się wyłącznie jeden agent. Niczego nieświadomy mężczyzna stoi spokojnie wpatrzony w okno. Wykorzystując jego nie uwagę, po cichu podeszła do niego równocześnie wyjmując sztylet. Jednym pewnym ruchem podcina mu gardło. Ciało agenta upada na ziemię, na której po chwili zaczyna pojawiać się coraz większa kałuża krwi. Dziewczyna, wycierając sztylet o spodnie, podchodzi do komputera. Nie zwlekając, zabiera się do przeszukiwania danych. Wyszukuje wszystkiego, co jest powiązane z jej rodzicami i ich śmiercią, przy okazji sprawdzając, czy nie mają jakiś informacji o jej samej. Po chwili wszystkie potrzebne dane zgrywa na pendrive'a, którego podpięła chwilę wcześniej. Gdy ma już wszystko, czego chciała, usuwa dane, które są z nią powiązane jakkolwiek.
Ciszę, która panowała w pomieszczeniu, przerywa dźwięk otwieranych drzwi. Spogląda w ich stronę. Widząc w nich Agentkę Romanoff, westchnęła, odłączając pendrive'a. Odwróciła się do kobiety tyłem i wzruszyła wyłącznie ramionami, zaskakując ją tym.
— Wybacz, ale mój czas się skończył. — szepnęła.
Nie czekając na jej reakcję, ruszyła biegiem w stronę okna, przez które wyskoczyła, rozbijając je na drobne kawałki. Spadając, zamknęła oczy, modląc się o przeżycie spotkania z lodowatą wodą. Fakt, że prawdopodobnie będzie potrzebowała szybkiej drogi ucieczki, przemyślała już w momencie, gdy dostała się do serwerowni. Nie była może to najlepsza droga, ale jedyna. Po chwili poczuła chłód otaczający jej ciało, wywołany lodowatą wodą.
CZYTASZ
RIVEN [ marvel fanfiction ] (W TRAKCIE POPRAW)
FanfictionPo śmierci rodziców życie małej dziewczynki legło w gruzach. Stało się na długo koszmarem. Od tego momentu zawsze pozostawała ukryta w cieniu. Nieważne czy z własnej woli czy nie. Taki już był los Madeleine. Samotna i porzucona po ciuchu marzyła o z...