ósmy

5.8K 273 70
                                    

  Michael podjechał na parking przed supermarketem. Zacisnął ręce na kierownicy, długo bijąc się z myślami, czy to zrobić. Odetchnął głośno i wziął ze sobą portfel, nim poszedł w ciemne miejsce za sklepem, gdzie obiektywy kamer nie sięgały.

-Ile chcesz? - warknął do brązowookiego bruneta.

Ten tylko zaśmiał się na słowa młodszego.

-Nie bądź taki, jakbyś miał miotłę w dupsku, wyluzuj, stary. - zaśmiał się cicho — Jak dla ciebie... Dwadzieścia pięć.

-Ochujałeś, Calum. Najzwyczajniej w świecie ochujałeś.

-Dwadzieścia dwa i to moje ostatnie słowo. - oparł się o mur — Za przyjemności się płaci, ty chyba powinieneś najlepiej o tym wiedzieć, prawda? - prychnął.

Michael westchnął głośno i rozejrzał się.

-Wiesz, że cię nienawidzę? - dopytał, biorąc od chłopaka swój zakup — Jeśli nie wiesz, to teraz już wiesz. - wybełkotał, wsadzając mu dwadzieścia pięć dolarów do kieszeni.

Odszedł w stronę samochodu. Zamierzał wrócić do domu, zrobić sobie ciepłą kąpiel po ciężkim dniu pracy. Jutro czeka go to samo, doskonale wiedział o tym, że prawdopodobieństwo, że jutro znów spotka się z aroganckim dupkiem, Hemmingsem — jest zerowe. Mężczyzna znienawidził go za to, co młodszy mu zrobił, chociaż wiedział, że należało mu się.

Wtem zadzwonił Theo.

-Theo, nie mogę rozmawiać, muszę wracać do domu, aktualnie prowadzę. - westchnął.

-No kochasiu, powiem ci, że całkiem nieźle poradziłeś sobie w pracy. Nie mam pojęcia, co zrobiłeś, ale pan Hemmings zapłacił za dzisiejsze usługi podwójną stawkę. Jesteś aż tak dobry, czy ukradłeś hasło do jego konta? Jeśli prawdziwa jest ta pierwsza opcja, to dłużej zastanowię się nad osobistym wynajęciem cię na jedną noc.

-Przestań, dupku, totalnie nie mam humoru, nie wylatuj z twoimi bezsensownymi żartami. Są tak suche, że nawet najlepszy lubrykant nie pomaga.

-Jutro masz dwóch klientów, jeden chce cię na noc.

-Pewnie Hemmings — zakpił Michael — Po dzisiejszej usłudze chyba przez długi czas już się nie zobaczymy.

-Aż tak źle ci z nim było? Każdy sobie go chwali, nie rozumiem, czemu jesteś do niego tak sceptycznie nastawiony.

Michael skręcił w jedną z uliczek.

-Z tego, co wiem, nie mogę rozmawiać o swojej pracy z osobami trzecimi, Theo. - warknął do niego — Nie masz nic do roboty? Nie wiem, jakaś papierkowa praca, albo coś w tym stylu?

Theo spojrzał na włączoną stronę w swoim laptopie.

-No w sumie mam, ale...

-To zajmij się tym, czym masz się zająć. - rozłączył się.

Michael wrócił do swojego domu, rozbierając się ze swojej zmasakrowanej koszuli. Rzucił ją w kąt i poszedł do swojego pokoju.

-Też miło mi cię widzieć!- krzyknęła Katy, idąc za nim — I jak było z bogiem seksu, alfą i omegą, najjaśniejszym gaylordem?

-Chujowo — warknął Michael, przebierając się w dresy — Nigdy więcej tego z nim nie zrobię, był chamski, wyzywał mnie od dziwek i traktował jak szmatę. Nienawidzę go, kurwa. - odetchnął.

-Rozumiem, że mam cię zostawić samego? - dopytała, nieco się wycofując, lecz spojrzała na torbę — Co tam masz? Przecież ona była zawsze w aucie, po co ją przyniosłeś?

Michael momentalnie zbladł.

-Muszę ją wyprać — wymyślił szybko — Śmierdzi pleśnią.

Katy tylko spojrzała na chłopaka podejrzliwie i wyszła z jego pokoju, kierując się do kuchni.

-Chcesz lody, Michael?! - krzyknęła, otwierając zamrażalnik.

-Nie dzięki, obejdzie się. - odpowiedział Mike, chowając kupione produkty do szafki ze swoimi skarpetkami — Tu ich nie znajdzie... - powiedział ciszej.  


***

ekonomia to zło najgorsze, jeśli macie wybierać nigdy nie idźcie na ekonomię, kurwa

pozdrawiam

zmęczony, ekonomiczny jednorożec

be gentle, daddy | mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz