11. Ktoś umarł

24 9 1
                                    

Siła pierwszych wstrząsów wyrzuciła Wilfa z łóżka. Kiedy otworzył oczy, zobaczył jak wielkie szyby w oknie najpierw wybrzuszają się do wnętrza pomieszczenia, a następnie roztrzaskują się, sypiąc dookoła odłamkami szkła. Wilf przeczołgał się środek pokoju, pojękując ze strachu. Zobaczył fale wznoszące się ponad zaporą; morska woda w Kanale Bristolskim, zazwyczaj znajdująca się na znacznie niższym poziomie niż słodkie wody zatoki, teraz przelewała się przez tamę. Fale wysokie niczym domy pędziły w stronę nabrzeża Mermaid Quay. Sierpniowe niebo wyglądało jak pocięte jaskrawymi smugami – gwiazdy spadały na ziemię niczym deszcz. W następnej sekundzie pogasły wszystkie światła.

Wilfred słyszał okrzyki przerażenia dobiegające z sąsiednich apartamentów. Z wysiłkiem podniósł się na nogi, ale następna fala wstrząsów pchnęła go do tyłu. Wylądował na sofie, dokładnie w chwili, gdy ciężka lampa oderwała się od sufitu i roztrzaskała w miejscu, w którym stał sekundę wcześniej.

Patrzył przez wytłuczone okno na krwawiące niebo i na fale kąsające boki budynku. Jego oczy zaszkliwiły się przerażeniem.

- O mój Boże! – zaintonował. – O mój Boże! Te wszystkie gwiazdy! Ci wszyscy ludzie! Och, wszystkie te, nieszczęsne dusze!

***

Harriet Jones musiała biegiem opuścić pokój na trzecim piętrze budynku pod numerem 10 Downing Street, i udać się do gabinetu, otoczona wianuszkiem sekretarzy i ochroniarzy. Wszyscy nadal mieli na sobie oficjalne stroje; jedynie Harriet, ubrana w spódnicę i wygniecioną koszulę, miała na stopach puchate kapcie. Lampy kołysały się, a meble ślizgały w tę i z powrotem po rozkołysanej podłodze. Ciężkie drzwi zatrzasnęły się za nimi, odcinając ich od reszty świata, zamkniętych w bunkrze gabinetu.

Sytuacja wydawała się tak znajoma, że Harriet z najwyższym wysiłkiem powstrzymywała się od parsknięcia śmiechem. Czy na zewnątrz czekał na nich Slitheen?

- Hannibal – wyszeptała pod nosem.

- Tak, Pani Premier? – krzyknął jej sekretarz. Herriet spojrzała na niego, nieco zaskoczona.

- Nic takiego, Phillipie – powiedziała. – Ja tylko...

Ogromny stół przełamał się na pół i z łoskotem runął na podłogę.

- Telefony nie działają! – ktoś wrzasnął.

- Komputery też! – dodał ktoś inny.

- Nie mamy...

Kolejny łoskot.

- Czy to atak? Ktoś nas zaatakował?

- To koniec! To koniec! To koniec!

- Cicho bądźcie! – wtrąciła się Harriet. – Wszyscy, cisza! Niczego jeszcze nie wiemy! Ale wszystko będzie dobrze! Tylko... nie traćcie głowy, dobrze?

- Pani Premier, chyba powinna pani...

Pogasły światła.

***

Tuż przed tym, jak światło żarówek zastąpił czerwony blask awaryjnych lamp, Rhys usłyszał donośny łoskot zatrzaskujących się drzwi Osi. Podniósł się niepewnie, przytrzymując się ściany, drugą ręką przetrząsając kieszenie skórzanej kurtki, a następnie dżinsowych spodni. Znalazł komórkę i wybrał numer Gwen.

Słyszał, jak rozbijają się otaczające go przedmioty, ale nic go to nie obchodziło. Gdzieś tam była Gwen, wraz z resztą ekipy, nie raczyli mu nawet powiedzieć, dokąd się wybierają, a teraz kończył się świat, i Gwen była sama. No, nie dosłownie, ale też Rhysa nie było u jej boku.

Doktor Who - 03. Niebo w sierpniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz