13. Długi wszechświata

36 9 0
                                    

Martha poderwała głowę znad klawiatury komputera. Ten dźwięk! TARDIS materializowała się we wnętrzu Osi, w pobliżu Manipulatora Szczeliny, ukrytego pod lustrzaną kolumną fontanny. Bez namysłu Martha odepchnęła się od pulpitu i klawiatury, wybiegając na spotkanie błękitnej, policyjnej budce, przechodzącej z niebytu w istnienie na niewielkiej, nieco mniej od całej reszty zagraconej przestrzeni.

Znajome skrzypnięcie drzwi i równie znajoma twarz w ich prześwicie, oświetlona bursztynowym i zielonkawym blaskiem płynącym z wnętrza TARDIS. Twarz Doktora wydawała się bezcielesna, półprzejrzysta, jak oblicze ducha. Szeroko otwarte oczy obiegły wnętrze Osi.

- Doktorze?

- Nie! Nie – nie – nie – nie – nie – nie – nie!

Zatrzasnął drzwi. Martha zatrzymała się w pół kroku, natychmiast pełna złych przeczuć. Podobne zachowanie nie wróżyło niczego dobrego.

- Doktorze?!

Ze śpiewnym zawodzeniem TARDIS zaczęła migotać, stopniowo znikając z czasu i przestrzeni Osi Torchwood.

- Doktorze?!

Budka rozmyła się się w powietrzu. Martha stała przez chwilę z wyrazem szoku i zatroskania malującym się na twarzy, oddychając szybko przez uchylone usta. Przez moment wyglądała, jakby zamierzała się rozpłakać, ale zacisnęła tylko zęby i zwróciła się w stronę Ianto, z podobnym wyrazem wstrząsu na twarzy przenoszącego wzrok z miejsca, w którym zdematerializowała się TARDIS na rząd komputerowych monitorów.

- O...Key... – rzuciła Gwen, przechylona przez balustradę drugiego poziomu. – To była chyba dość krótka wizyta?

- Rekordowo – potwierdził Jack, wychodząc z biura i stając obok. Poprawił ułożenie szelek i wsunął ręce w kieszenie spodni. – Plus, minus, dwadzieścia sekund?

- Obiecał, że wpadnie. – Mickey Smith pochylił się i zaczął zbierać z podłogi szczątki nowych kubków, walające się w kałużach kawy i herbaty. Kiedy TARDIS pojawiła się w Osi, upuścił tacę.

- On... zachowywał się dość dziwnie – zauważyła Gwen. – Prawda?

- Rekordowo. – Jack zakołysał się na piętach.

- Eee... nie, bez przesady – powiedział Mickey wyławiając z kałuży gorące saszetki herbaty i odkładając je na tacę. – Powinnaś go widzieć zaraz po regeneracji. To dopiero było dziwne.

Ianto drgnął nagle. Błysk zrozumienia pojawił się w jego oczach. Wyciągnął dłoń w stronę jednego z monitorów i podnosząc wzrok na Jacka wyrzucił:

- Lodownia!

- Donna! – podjęła Martha już w biegu. – Jack! Donna!

Słyszała za plecami łomot butów Ianto, Mickey'a i Harknessa, pytania Gwen. Nie zatrzymała się jednak, dopóki nie zobaczyła TARDIS zmaterialiowanej pod kątem trzydziestu stopni, o kilka centymetrów nad podłogą, częściowo w ścianie pomieszczenia.

- O mój Boże!

Doktor wybiegał właśnie z budki, niosąc w ramionach potworny kłąb kabli, przewodów i małych, migoczących światłami urządzeń – niemal organicznych z wyglądu wnętrzności TARDIS. Nie zatrzymał się, żeby przywitać Marthę (podobnie jak wcześniej nie zatrzymał się, by ją pożegnać). Wydawało się, że nawet jej nie dostrzegł. Coś wymknęło się z jego objęć i klekocząc potoczyło po kamiennej posadzce. Martha poderwała do ust obie dłonie, tłumiąc krzyk. Znała ten przedmiot. Tę okropną rzecz.

Łuk Kameleona. Metalowa obręcz transformująca biologiczną sygnaturę organizmu. Najdoskonalsze urządzenie maskujące.

- Doktorze! – Jack Harkness niemal wpadł Marcie na plecy, złapał ją za ramiona i bezceremonialnie odstawił na bok. Na moment stopy Marthy straciły kontakt z podłogą. Ianto szedł krok w krok za Jackiem, z mieszanym uczuciami malującymi się na wyrazistej twarzy – w towarzystwie Doktora zawsze obecny był na niej cień niepokoju i, być może, zazdrości. Mickey Smith objął Marthę ramieniem, pomagając jej odzyskać równowagę.

Doktor Who - 03. Niebo w sierpniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz