- Jesteś w Nowym Yorku? Wooow, jak to się stało? - naprawdę się zdziwił.- Opowiem ci, jeśli się spotkamy.
- No okej. Więc gdzie i o której?
- Może w Starbucksie? I.. teraz? - powiedziałam zakłopotana. Może mu przeszkadzam? A może po prostu nie chce? Ugh.
- Już się ubieram. - połączenie zakończone.
Jace Dowell jest jedną z osób, z którymi bardzo trzymałam się w gimnazjum. Był moim przyjacielem, lecz kontakt nam się urwał po jakimś miesiącu po jego przeprowadzę właśnie do Nowego Yorku. Bardzo się cieszyłam spotkaniem z nim.
Zabrałam torebkę, do której włożyłam portfel, ładowarkę i powerbanka (do końca życia chyba już będę to nosić przy sobie) i telefon. Zamknęłam drzwi na klucz i kierowałam się do wyjścia budynku, lecz jedna osoba przykuła moją uwagę.
Ta osoba wychodziła z mieszkania Claire. I była chłopakiem. Blond włosy, niebieskie oczy, wysoki. Poprawił bluzkę i poszedł, zapewne do windy.
Czyli stało się to, co myślałam.
Szybko podbiegłam pod drzwi koleżanki i zapukałam, lecz nikt nie przychodził. Zapukałam jeszcze z 3 razy. Nic.
Wymknął się. Świnia.
Chciałam porozmawiać z Claire, ale najwyraźniej spała, a jej rybki mi raczej nie otworzą.
W dodatku jestem już umówiona i zaraz się spóźnię.
Weszłam do kawiarni niczym torpeda, prawie się potykając o cholerny stopień. Szukałam znajomego do momentu, aż jakiś chłopak nie zaczął do mnie machać.
Oh, to Jace.
- Jak ja cie dawno nie widziałem ty stara dupo! - wstał z krzesła i mnie przytulił. A raczej dusił.
- Jace, kroku, to ty jesteś starszy o parę miesięcy. - poklepałam go po plecach, już powoli tracąc przytomność. - Jace..
- Co ty tak dziwnie gad.. o Boże przepraszam. - wypuścił mnie z uścisku i zaczął się śmiać, jak zobaczył moją czerwoną twarz.
Muszę przyznać, że przez te dwa lata z patyka stał się chłopakiem z ciałem, na które każda dziewczyna miałaby ochotę. I także wyprzystojniał. Bardzo. Włosy miał do linii szczęki, a jego szare oczy wydawały się jeszcze piękniejsze w blasku słońca.
Wow.
Lecz nigdy nie pomyślałabym o nim, jako materiał na chłopaka.- Zamówmy coś. - Jace pokiwał głową i usiedliśmy przy stole.
- No chyba żartujesz! Jak mogłeś powiedzieć po pijaku do łysego, że podoba ci jego kolor włosów? - śmiałam się chyba na pół kawiarnii, jak nie miasta. Niektórzy ludzi wysyłali mi groźne spojrzenia. Ta, naszczekajcie na mnie. - i to w dodatku pogłaskać go nad głowa i powiedzieć, że są miękkie?
- A wiesz jaki ja wtedy poważny byłem? - również zaczął się śmiać. - Więc - zaczął, gdy już się trochę ogarnęliśmy. - masz jakiś kontakt z tymi pizdokleszczami z Salem?
- Nope. A ty?
Chłopak chwile się zastanawiał i po chwili westchnął.
- Tak. Z Robertem. - patrzył na mnie, czekając na moją reakcje. Na jego słowa zrobiło mi się gorąco, a moja mina od razu od razu zrzędła.
Robert Anderson był moim chłopakiem. Jedynym chłopakiem. Bo tylko on wywołał u mnie takie uczucia. Kochałam go i jakaś część mnie nadal go kocha, a bardzo tego nie chcę. Nie po tym co mi zrobił po półtorej roku związku. Nie chce pamiętać tego wszystkiego, co jest z nim związane. Chcę o nim zapomnieć. Lecz to nie będzie takie łatwe, ponieważ Jace przyjaźni się z nim od paru lat. To on mnie zapoznał z Robertem.
CZYTASZ
Castaway // Ashton Irwin
FanfictionPomyślałeś kiedyś, że twoje życie może się nagle zmienić i będziesz musiał uciekać z kraju?