Pobudka: 6.10
WITAM PONOWNIE!
Moją nieobecność usprawiedliwiam brakiem weny, nawałem materiału w szkole i nie tylko w niej, życiem na tyle nudnym, że nie nadaje się do opisywania szerszej publice czytelników łaknących akcji, przygód i genialnego dzieła, jakim te posty niestety nie są.
Ogólnie dużo się nie działo, jednak postanowiłam coś opublikować, żeby nie wyszło, że mam słomiany zapał, i że porzuciłam wattpad'a. Tak więc może po prostu powiem jak przez ostatnie kilka tygodni wyglądało moje życie.
Wyglądało dokładnie tak samo jak zawsze, czyli ok. 06.00 pobudka ( +- 20 min ), szkoła do 14.20/15.15, zajęcia dodatkowe i wieczorkiem w domu do lekcji, często siedząc do 01.00/02.00, byleby tylko ogarnąć cały materiał, albo chociaż większość. Powiedziałam sobie, że w liceum będę miała lepsze oceny, i że zacznę się systematycznie uczyć. Może z tym systematycznie mi nie wyszło, ale na pewno uczę się więcej niż w gimnazjum, ponieważ po pierwsze więcej materiału, po drugie chcę udowodnić sobie i innym, że potrafię. Może matematyka i historia nie dowodzą poprawy, wręcz przeciwnie, natomiast inne przedmioty są na wyższym stopniu, co bardzo mnie satysfakcjonuje.
Ostatni weekend spędziłam w pracy, całkowicie odcinając się od kontaktu ze światem, mianowicie wyłączając internet w telefonie i ,tak szczerze, prawie w ogóle go nie używając, wykluczając sprawdzanie godziny, co w pracy jednak jest dosyć istotne. Robiłam to co zawsze, czyli prowadziłam lonżę dla dzieci dopiero zaczynających przygodę z tymi cudownymi, czterokopytnymi stworzeniami. Ogólnie myślałam, że zaraz mnie coś strzeli ( co przez chwilę było prawdą, bo koń mnie prawie kopnął podczas jazd, ale kto by się tym przejmował ). Byłam kompletnie rozkojarzona, nie wiedziałam co się dzieje a koń, którego prowadziłam w niedzielę kompletnie nie słuchał ( czego się spodziewać po zimnokrwistej staruszce ). Spotkałam się z kilkoma dziewczynami z wakacji, zobaczyłam moją miłość -Burzę i odpoczęłam chociaż chwilę od tego pędzącego życia i codziennych problemów. Jednak co najważniejsze JEŹDZIŁAM! Od hubertusa nie siedziałam na koniu, co się szczęśliwie zmieniło w niedzielny wieczór i muszę się tu pochwalić. Pierwszy raz w życiu SKAKAŁAM NA KONIU. Co prawda idealne może i to nie było, ale sam fakt już daje mi tę satysfakcje i poczucie, że idę do przodu. Wróciłam do domu pełna entuzjazmu i głodna następnych treningów, które niestety najprawdopodobniej będą dopiero w ferie zimowe.
W poniedziałek - szkoła! Cudowne życie licealistki. O tyle dobrze, że nasza szkoła kończy semestr jeszcze przed świętami, więc tego dnia było wystawienie ocen, co równa się z ,, macie w sumie wolne lekcje ". Wykorzystaliśmy to i dekorowaliśmy klasę przez większość godzin. Nauczyciele nie zaczynali już nowych tematów, więc dali nam wolną rękę. Dowiedzieliśmy się także, że mamy wyjść na ostatnie 3 h na Uniwersytet, aby wspierać szkolną drużynę w debatach. Niestety, wicedyrektorka ( którą darzę NIEZMIERNĄ miłością i nadzieją... na to żeby dostała liścik z napisem ,, zwolnienie z pracy "... ), która była na naszej lekcji z matematyki w formie wizytacji uznała, iż yyy NIE. Takim sposobem zostaliśmy na fizykę, angielski ( Boże, dopomóż ) i hiszpański.
We wtorek również luźniej i również dekorowanie sali, chociaż ja od 4 do 6 lekcji byłam na próbie do przedstawienia świątecznego, które odbywało się dzisiaj ( przypomnę, w środę ). Wróciłam do domu, zmęczona, marząca tylko o łóżku. Niestety, marzenia się nie zawsze spełniają. Czekał mnie jeszcze kochany angielski. Jedyne co w tym momencie miałam w głowie było ,, dobijcie mnie ". Tak się stało, ponieważ przypomniałam sobie, iż nazajutrz, gdy przyjadę do szkoły idę od razu do auli, ponieważ czeka mnie występ. Były 3 tury, dla każdego rocznika po jednej, 9 piosenek łącznie, 4,5 h, ogólnie, miałam ochotę paść. Po 1 turze zobaczyłam Santie, co mnie pocieszyło chociaż w jakimś stopniu.
Po wszystkim, ok 12.00 wracałam z Filozofem do domku. Jako, że mieliśmy dużo czasu poszliśmy przejść się do parku i pogadać. Tematy jak zwykle specyficzne, ale to jest przyjemne. Nie poruszamy tylko codziennych tematów, ale też takie troszkę oderwane od ,, tu i teraz ".
Aktualnie piszę dla was post i jest godzina 17.42, więc za chwilkę wyjeżdżam na trening. Mam nadzieję, że tym długim na 730 słów postem troszkę wam wynagrodziłam nieobecność i wyjaśniłam, dlaczego mnie dosyć często nie ma na długo. Moje życie to nie Once Upon a Time, nie ma co chwilę jakichś dram, albo zagadek. Panuje tu ogólna, jak to w życiu szarego ucznia, nuda.
Życzę wam miłego dnia, popołudnia, wieczoru i super ocen na półrocze ! :)
Hasta la vista gente !
CZYTASZ
Z życia wzięte
RandomTo będzie mój taki daily vlog. Chcę móc dać upust myślą, których nikomu nie mówię.