Następnego dnia postanowiłam poznać trochę okolicę. Jako, że Niemcy mieli bardzo ważny trening przed jutrzejszymi zawodami wybrałam się na przechadzkę sama. Niedługo musiałam czekać na spotkanie kogoś znajomego, nieopodal hotelu zauważyłam gościa od Mannerków w towarzystwie niebieskookoego blondyna z bardzo dobrze ułożoną grzywką. Żywo o czymś dyskutowali.
- Hej, jak tam nastroje przed Pś? - zagadnęłam ich wesoło
- Michi, wypowiedz się na ten temat - zaśmiał się brunet puszczając oko w kierunku kolegi
- Zero stresu, Stefan jak zawsze wyluzowany, niczego się boimy, i tak wygramy - skwitował swoją wypowiedź teatralnym westchnięciem
- Już wam uwierzę - zaśmiałam się
- A ty z Freitagiem tak ten, no ten, no - zaczął dukać się król Mannerków
- Co? My? Ledwo się znamy - skwitowałam - To tak jakby zapytać ciebie czy chodzisz z Michaelem
W tym momencie brunet lekko się zaczerwienił, a Michi zaczął bacznie obserwować czubki swoich zniszczonych conversów. Sytuacja stała się bardzo niezręczna.
- To nie jest takie proste - odezwał się pierwszy Stefan
Pokiwałam głową i odeszłam. Wydawało mi się to bardzo dziwne, a więc postanowiłam niczym japoński mistrz kamikadze ulotnić się z miejsca zdarzenia. Gdy wspięłam się na jeden z niżej położonych punktów widokowych spotkałam tam dzieciaka od Kinderków w towarzystwie wyższego chłopaka w zielonej bluzie i czapce gorenje. Z tego, co się już się zoriętowałam są braćmi, jest jeszcze trzeci z rodzeństwa- Domen.
- Wiecie może o co chodziło Michaelowi i Stefanowi? Czy oni są razem? - spytałam patrząc na Prevców
- Kraftboeck is real?! Opowiedz nam o tym! - krzyknął wyższy, Peter o ile się nie mylę, Cene delikatnie się uśmiechnął
Przedstawiłam im szczegółowo cała rozmowę z Austriakami, odpowiadając na natarczywe pytania najstarszego z Prevców. Młodszy natomiast stał niezwruszony, nie pokazywał po sobie jakby ta historia go w jakimś stopniu ciekawiła.
- A o co chodzi z tym Karftboeckiem? To jakiś ship czy co? - gdy tylko zadałam to pytanie nawet dziecko z kinderków wybuchnęło głośnym śmiechem - No co? Jeszcze nie ogarniam tego wszystkiego
- To nie jest zwykły ship, to życie - stwierdził Pero
- Dobra, rozumiem - odpowiedziałam jakby wszystko mi się nagle rozjaśniło
Pożegnałam się z chłopakami, ponieważ Niemcy najprawdopodobniej skończyli już trening.
*◇*
Gdy doszłam na miejsce skoczkowie zaczęli już zjeżdżać wyciągiem z góry, przynajmniej tak mi powiedziano na recepcji, bo czekałam niemiłosiernie długo. Pierwszy w poczekalni pojawił się Andreas. Miał włosy całe zlepione od śniegu, ale i tak prezentowały się świetnie.
- I jak na treningu, Welli? - zagadnęłam króla fioletowych krów
- Trener dostał wścieklizny i dał nam taki wycisk, że ja nie mogę - powiedział gwizdając
- Kto go tak zdenerwował? - roześmiałam się
- A pomyśl, kto mógłby być odpowiedzialny za demolkę krótkofalówek Waltera? - zapytał uśmiechając się
- Czyżby demoniczna Ajzenpiśla? - podniosłam znacząco brew
- Wygrywa pani 5 miliardów ojro! - powiedział ukazując rząd swoich śnieżnobiałych zębów
- Dobra, idę ogarmąć czy on tam żyje - powiedziałam odchodząc w kierunku skoczni zostawiając Wellingera w recepcji
Tylko wyszłam z hotelu, już zauważyłam resztę reprezentacji.
- Ajzenpiśla, widzę, że dokonałeś się zdradzieckich czynów - powiedziałam
- Markusik? On tylko rozjebał Walterowi wszystkie krótkofalówki - powiedział Stephan uderzając łokciem wspomnianego kolegę
- Ale rebel - zaśmiałam się patrząc jak Niemiec kopie z całej siły w zebraną ze ścieżki kupkę śniegu
- Przez niego, król wiatrów nie ustawi nam podmuchów powietrza sprzyjająco - udał, że ociera łzy Freitag
*◇*
Następnego dnia stres było czuć w powietrzu. Jednak Niemcy postanowili nie przejmować się zbytnio zawodami. Ajzenpiśla zwędził pilłkę do siatkówki i zaczęliśmy grę.
Byłam w zespole z Wellingerem i Freitagiem, a na przeciw nas stali Constantin, Ajzenpiśla i Karl. Finalnie wygraliśmy przewagą 16 punktów, (które wytrwale zliczał Layhe). Przybiłam sobie z chłopakami piątki. Podeszłam do Welliego, aby zrobić to samo, ale blondyn mnie przytulił.
- Świetnie grałaś - wyszeptał mi do ucha po czym, po czym mnie puścił.
Uznałam to wtedy za miły, przyjacielski gest. Chłopaki już poszli się szykować, zawody w końcu za dwie godziny, a ja znowu wybrałam się na przechadzkę. Tym razem nikogo znajomego nie spotkałam. Wróciłam dość szybko do hotelu. W halu czekał Kraft, już w kimbinezonie.
- Marina! - zawołał moje imię, a ja odwróciłam się w jego stronę
-Słucham? - spytałam patrząc na bruneta
- Nie wydaj mnie i Hayboecka, proszę - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem
- Dobra, da się zrobić - uśmiechnęłam się
- A uważasz mnie, nie wiem, za jakiegoś nienormalnego? - spytał Mannerkowy władca
- Dlaczego? Nie jestes przecież wariatem. Ja nie zwracam uwagę na orientację - wzruszyłam ramionami
- No, ale wiesz... Skoki narciarskie to męski sport, gdyby ktoś się dowiedział bylibyśmy skończeni u kibiców i uzyskalibyśmy miana pedałów - westchnął
- Rozumiem, to tak samo jak z piłką nożną. Wiele piłkarzy o innej orientacji nie przyznają się do tego, nie raz mają swoje dziewczyny, a nawet żony, byleby tylko zaprzeczać samym sobie. A wszystko przez homofobów - uśmiechnęłam się do niego.
Wtedy brunet wstał i wbił się w moje usta całując mnie. Nie powiem, był w tym niezły, ale czułam, że tego nie chcę, że on także robi to wbrew sobie. Po prostu oderwałam się od ciała Krafta i poszłam szybkim krokiem w kierunku schodów.
- Przepraszam, ja chciałem tylko sprawdzić - szepnął, ale na tyle głośno, abym usłyszała
---------------------------------------------------------
804 słowa
Wiem, rozdział miał być dawno temu, ale wena nie wybiera i tak jakby nie chciałam pisać czegokolwiek na siłę.
CZYTASZ
Whatever It Takes// Andreas Wellinger
FanfictionMarina ma za zadanie zrobić reportaż o niemieckiej kadrze skoczków narciarskich. W tym celu musi z reprezentacją spędzić kilka tygodni. Z początku pisanie owego artykułu plasuje się na ostatnim miejscu na liście pragnień dziewczyny. Po jakimś czasie...