III.do zimnej wtrącił ją mogiły.

476 83 34
                                    



❝I'm not a gangster tonight

Don't want to be a bad guy

I'm just a loner baby

And now you're gotten in my way❞

i can't decide

      Alya Césaire, chociaż świetnie udawała szczęśliwą i tą w miarę rozważną, miała problem... No dobrze. Miała trzy problem, a dwa z nich pochodziły z tego samego źródła, podpisanego „Biedronka i Czarny kot". Nieświadomie wpadła w pułapkę i nim się zorientowała obsesja zacisnęła szczęki na jej ciele i sprawiła, że całe dnie spędzała przy telefonie, szukając nowych informacji o swoich bohaterach.

      Uwielbiała sobie wyobrażać, że sama tak walczy i wszystko jest niesamowicie proste; jej ciało, chociaż nigdy nie doświadczyło tego typu rzeczy, doskonale wie, co robić, jak się poruszać i jak uderzać, by naprawdę zabolało. Wyobrażała sobie piękną broń, która wręcz zdawałaby się być stworzona pod nią, przystosowana tylko do jej dłoni.

       Uwielbiała sobie wyobrażać, że pewnego dnia, po którejś wygranej, ona, Biedronka i Czarny Kot siadają na dachu i wracają do prawdziwych postaci. I w końcu poznaje ich tożsamość, odkrywa, kto cały czas był za maską, ale nie jest zdziwiona, bo zdążyła ich poznać i już domyślała się tego. A potem, gdy wszyscy już byliby po napadzie śmiechu i takiego „A więc to ty!", przekonałaby ich do zrobienia zdjęcia na swojego bloga. A oni by się zgodzili i wtedy w całym Paryżu byłaby znana, jako ta, co odkryła tożsamość bohaterów.

        Bo właśnie na tym koncentrowała się jej obsesja – nie na prawdziwej chęci poznania ich charakterów, zrozumienia mocy, a na głupim dążeniu do poznania prawdy.

       Ale jej obsesja przemieniła się w coś innego, dziwniejszego i jeszcze dzikszego, gdy stała się Lady Wifi i podejrzany, męski głos mówił jej, co powinna robić, zastępując codzienną samotność oraz nudę. Przez moment miała władzę i przerażone oczy całego Paryża były skierowane tylko na nią... a potem znowu była cisza. Martwa, paskudna cisza, która towarzyszyła jej, gdy wracała do domu i mieszała się z głośnym biciem serca i ciągłym przeczuciem, że ktoś patrzy, czeka aż znów popadnie w rozpacz i jest gotów szeptać kolejne obietnice, którym ulegnie. A w nocy, w swoich snach widziała motyle – paskudne i ze zniszczonymi skrzydłami. Przysiadały na jej nieruchomym ciele, ich dotyk bolał i pozostawiał krwawe ślady, a Biedronka i Czarny Kot pochylali się nad nią i zastanawiali, jak zabić to dziwadło.

      I nawet żyjąc w ciągłym strachu nie potrafiła zdjąć z twarzy uśmiechu i skasować bloga, odciąć się na jakiś czas od rzeczywistości, bo wiedziała, że tylko zmartwi wszystkich, a Paryż zawsze będzie w niebezpieczeństwie i nawet zamknięte w swoim pokoju, otoczona kocami i tak prędzej czy później usłyszy Biedronkę i Czarnego Kota.

      Kolejny jej problem był człowiekiem, chłopcem imieniem Nino. Bo on się nią zainteresował, chciał zostać ważną częścią jej życia, podczas gdy u niej pojawił się ten moment zawahania, dziwny dzień, w którym spojrzała na inną dziewczynę i spytała sama siebie: a co jeśli? I gdzieś między jednym wpisem, a drugim zawzięcie analizowała, co właściwie podoba jej się w mężczyznach, a w czym kobiety wydaja się być słodsze i urokliwsze. I w końcu płynnie przeszła do pytania „Czy mogłabym?", a odpowiedź przyszła jej zadziwiająco szybko. Tak. I wtedy ruszyły kolejne pytania, wątpliwości, ale je szybko zagłuszył widok pewnej blondynki.

      Kiedy już odkładała telefon, myślała tylko o tym, jak mogłaby wyglądać ta twarz bez ciągłej wyższości i tony makijażu. Czy byłaby smutna i równie dziecinna, co jej własna? A co z włosami? Czy te były tak miłe w dotyku na jakie wyglądały? A charakter? Czy Chloe Bourgeois na co dzień była tak wredna na jaką wyglądała? Czy może, niczym uśmiech Alyi, jej podłość była kłamstwem, maską, z którą żyło się łatwiej? Musiała się dowiedzieć.

      I musiała w końcu zerwać z Nino, nawet jeśli czasami ich związek wytwarzał jej tyle dobrych i potrzebnych rzeczy.

*

      Miraculum lisa zdawało się ważyć tonę i ściągać ją na dno. Boleśnie wbijało się w szyję, a strój uwierał i irytował. Dopiero posiadając je i dzierżąc w swojej dłoni flet, zdała sobie sprawę z tego, jak głupie są bronie bohaterów. Bo chociaż ciało faktycznie wiedziało, co robić, to umysł nie potrafił zrozumieć, jak ma walczyć fletem.

       I oczywiście nie było tak idealnie, jak planowała – Biedronka i Czarny Kot dalej ukrywali swą tożsamość, odcinali się od niej i od Queen Bee, żyli w swoim dziwnym i pokręconym świecie pełnym wykorzystywania (bo inaczej Alya nie potrafiła nazwać tego, co Biedronka robiła) i głupoty.

       Ale przynajmniej odważyła się pogadać z Chloe. 

A później maski bohaterów siłą zostały z nich zerwane, a ona zamiast panikować, bo sytuacja nie była zbyt ciekawa, znowu potrafiła jedynie uśmiechać się.

*

       — Jesteście skłóceni? — spytała Czarnego Kota, gdy razem szli przez labirynt.

      — Co?

     — No to i Biedronka.

     — Czemu mielibyśmy być skłóceni?

     — Nie chciała z tobą iść.

      Twarz Adriena zmieniła się – w oczach pojawił się smutek, a dłonie zacisnęły się mocno w pięści.

      — Ona mnie nie zna — powiedział. — Po tylu latach wciąż czasami widzi tego przystojnego modela, co raz podarował jej parasolkę. A ja widzę bohaterkę znaną w całym Paryżu. Przez lata tak się wyidealizowaliśmy w swoich oczach, że teraz przebywanie w swoim towarzystwie jest jak wbijanie w siebie igieł. Myślę, że to dlatego — powiedział w końcu, a dystans z jakim mówił, sposób w jaki wypowiadał słowa „bohaterkę" i „ona" ani trochę nie pasował do tego kota, co kiedyś biegał za Biedronką i flirtował z nią w każdym możliwym miejscu.

      Czasami dziękowała światu, że sama uniknęła tego problemu, że tyle nasłuchała się od Marinette, jaka ta Chloe jest niedobra, że poznawanie jej było raczej, jak kąpiel w miodzie albo tarzanie się w pluszakach.

       Chociaż wiedziała, że dobiłaby go tym, to miała ochotę podzielić się z nim swoimi przemyśleniami, ale właśnie wtedy zaskoczyły ich czarne motyle i Alya poczuła się, jak w jednym ze swoich starych snów.

*

       Jej pięść zostawiła ślad na twarzy Władcy Ciem. Jej flet grał jedynie melodię wojny, gdy raz za razem używała go do kolejnych ataków, a Czarny Kot idealnie się z nią zgrywał. Przez chwilę znów czuła się lekka i wolna, jak dziecko, któremu wszystko wychodzi. I to był jej wielki błąd, bo niczym Chloe i ona zbyt późno zrozumiała, że posągi przy ścianie to kolejni ludzie.

        I od tamtej pory Alya Césaire miała kolejny problem – jej ciało przebiły ogromne, wielkości dorosłego człowieka, igły, a świadomość zaczęła zanikać wraz z utratą kolejnych kropel. Jej krew ozdobiła pomieszczenie i doprowadziła do chwilowego zatrzymania czasu – wszyscy, nawet Władca Ciem, zatrzymali się i wykrzywili, jakby czekali na wrzask pełen bólu.

         A jej po prostu było zimno.

        Tak cholernie zimno.

          I przy zaciśniętym gardle nie potrafiła wydać nawet jednego jęku. 

          Za to zdołała pomyśleć o tym, jak całowała Chloe. I o dziecięcej obietnicy, że gdy wszystko się skończy już każdy poranek spędzą razem, jedząc naleśniki i oglądając głupie komedie. 

AFTER THE WAROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz