5

497 32 4
                                    

Marcel

- Chcę wrócić do domu, muszę wszystko sobie przemyśleć. - To były pierwsze słowa, jakie moja dziewczynka wypowiedziała po wyjściu z tajemniczej kryjówki. To miejsce znane jest tylko najważniejszej parze w stadzie, czyli Alfie i Lunie. Melissa nie powinna jeszcze go widzieć, do czasu sparowania, ale jeśli ma uwierzyć dzięki temu, to wisi mi zakaz.

- Z tym jest mały problem. - zacząłem niepewnie, pocierając przy tym kark. -Tak naprawdę powinnaś zamieszkać ze mną od kiedy dowiedziałaś się o moim drugim ja. Takie są przepisy i prawo.

- W dupie mam to prawo! - wrzasnęła, aż mój kumpel wewnątrz mnie się skulił. - Przecież nie jestem jakąś pierdoloną kupą futra wyjącą do księżyca. Przecież mieszkam z dziadkami Oni zejdą na zawał, jak się oni dowiedzą.

Ej, stary, kocham ją, ale nie powinna mnie obrażać. - wtrącił się właśnie mój kochany kompan niedoli.

Muszę dać jej czas, aby oswoiła się z sytuacją, Etienne, daj sobie czas. - mruknąłem, odpowiadając koleżce.

- Halo Marcel, mówię do ciebie, a ty mnie nie słuchasz. - Z rozmowy z moim wilkiem wyrwało mnie pstrykanie palcami przed moimi oczyma. - Zawiesiłeś się, czy co?

- Przepraszam, próbowałem coś wytłumaczyć Etienne, wszystko, co nasz dotyczy.

- Kto to? - zapytała, a ja nie miałem wyboru, jak powiedzieć prawdę.

- To imię mojego wilka. Znam je tylko ja i moja... - nie zdążyłem dokończyć, gdyż poczułem ból rozchodzący się po ciele. Upadłem.

Kurwa, nie powinienem zdradzać jej imienia wilka. Przecież to powinno wyjść w praniu podczas seksu. Słyszałem, że zdradzenie imienia wcześniej boli, ale nie myślałem, że aż tak.

To tak jakby oblano nas benzyną i podpalono

- Matko, Marcel, co się dzieje? - Dziewczyna kucnęła i zaczęła mnie dotykać po ramionach, co spotęgowało ból. Wyrywałem się jeszcze bardziej, aż poczułem, że telefon wypada mi z tylnej kieszeni.

- Zadzwoń... Colden - To było ostatnie, co powiedziałem, zanim straciłem przytomność i na szczęście przestałem czuć cokolwiek.

Melisa

Kiedy czekałam na przyjazd mężczyzny imieniem Colden, nie mogłam siedzieć spokojnie. Krążyłam wokół chłopaka niczym orzeł polujący na zwierzynę, co zakrawało na ironię, biorąc pod uwagę to, że zamienia się w drapieżnika. Kiedy patrzyłam na jego twarz, mimo tego, że był nieprzytomny, widziałam wielkie cierpienie malujące się na jego twarzy.

-Ej, odejdź od niego. - Krzyk wyrwał mnie z zadumy nad własnym losem. Zobaczyłam dwóch mężczyzn zbliżających się do nas. Jeden był wyższy o jakieś pół głowy od ciemnoskórego mężczyzny z burzą afro loczków na głowie. Drugi, który krzyczał przypadkiem okazał się bym całkiem niezłym rudzielcem. Obaj umięśnieni, ubrani podobnie w czarne spodnie i koszulki w tym samym kolorze. Ledwo co udało mi się wstać na dwie nogi, a już zostałam popchnięta i upadłam na trawę. Dobrze, że nie wpadłam do kałuży znajdującej się obok.

- A wy moglibyście uważać. Prawie się przez was wywróciłam i mogłam zrobić poważną krzywdę.

- Kim jesteś, że masz czelność mówić do mnie takim tonem - odezwał się ten rudy. Byłam pewna, że to ten czarny będzie tym złym(nie, żebym była jakąś rasistką).

- Colden, nie bądź takim chamem. - Afro - loczek ofuknął rudego, po czym podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. - Jestem Max, zastępca Bety Coldena, tego gbura. - wskazał na towarzysza

I Found You (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz