XI

10.9K 546 395
                                    

Stała na środku wypolerowanego holu i czekała na niego. Była mocno wkurzona, że jego jeszcze nie było. Za kilka minut mieli iść do szkoły, a ten idiota nic sobie z tego nie robi. W końcu po jakimś czasie zjawił się. Ciemno - zielony t-shirt, czarna skórzana kurtka i ciemne jeansy. Jasne, był przystojny, cholernie przystojny, ale maniery i reszta do wymiany. Mimo jego chwilowej poprawy, nadal zachowywał się jak dupek. Jednak, lepiej nie kusić losu. Ponoć pesymistycznym myśleniem przyciąga się same złe przypadki, takie błędne koło.

- No co tak stoisz Cheng? Chyba Ci się śpieszyło albo wolisz pójść na wagary? - zaśmiał się, stojąc obok niej.

- Z tobą nigdy. - prychnęła na niego niczym rozłoszczona kotka i skierowała się w stronę drzwi.

Jej twarz owiał zimny wiatr, no tak, do świąt zostały jakieś dwa tygodnie. Od ostatniego wyjazdu na kajaki minęły cztery tygodnie, w tym czasie zdążyli zaliczyć wypad pod namiot, co się zakończyło przeziębieniem u większości uczestników, oprócz Gabriela. Emilie natomiast wymyśliła weekendowy kurs nauki na paralotniach, co Marinette nie przyprawiło o zawał serca, z powodu wysokości i bycia z Adrienem w parze. Dzięki Bogu, to był ostatni czas pięknej i słonecznej pogody. Później z dnia na dzień było coraz mniej słońca, a dni coraz krótsze.

Szli tą samą drogą. Mari miała szyję i połowę twarzy owiniętą szalikiem własnej roboty, może niezbyt seksownie, ale jak ciepło. Natomiast blondyn wyglądał tak jak powinien wyglądać model. Jak się patrzyło na tę dwójkę, to widziało się same przeciwieństwa, przez co dziewczyna czuła się gorzej, zwłaszcza, gdy mijały ich kobiety zachwycając się facetem, a mężczyźni, naprężali się, by choć trochę wyglądać lepiej od niego. Maszerowała pogrążona w swoich myślach, chciała już być po przeklętych ośmiu godzinach, morderczo nudnych lekcji i zająć się własnymi sprawami. Zatrzymał jej myśli żelazny uścisk na jej ramieniu, chwilę potem, tuż przed nosem przejechał samochód. Była o krok od przejścia dla pieszych. Odwróciła głowę w stronę w stronę chłopaka.

- Głupia jesteś? Po co się pod samochód pchasz? Źle Ci?

- Nie. Chodźmy, bo się spóźnimy. - ruszyła, tym razem uważając, przez pasy, jak gdyby nigdy nic.

Doszli do budynku edukacyjnego i weszli, szybko się rozebrali i ruszyli na lekcje. Blondyn od razu został oblężony przez różne dziewczyny z Chloe i Lilą na czele. Mari ignorując zbiorowisko, czmychnęła do szafki, gdzie schowała wszystkie niepotrzebne rzeczy do szafki. Spojrzała na plan, odnajdując pierwszą lekcje bieżącego dnia tygodnia i odpowiednią sale. Szła korytarzem ze słuchawkami w uszach, w korytarzu wisiały prace, które zleciła im Gregoe. znajdowały się tam prace wykonane, przez innych uczniów. Martwa natura suchymi pastelami, pejzaże farbami akwarelowymi i wiele innych. Zwróciła uwagę na pracę Nathaniela. Każdy wiedział, że to artysta z urodzenia, przygotowywał się do matury z historii sztuki, by się dostać na Paryską Akademię Sztuk Pięknych, jednak z reszty przedmiotów kulał. W sumie, nikt nie wiedział, dlaczego postanowił pójść do zwykłego ogólniaka, skoro miał warunki, by startować do liceum plastycznego. Przez muzykę, przebiły się dziewczęce i kobiece piski. Jak się okazało niedaleko stała ferajna od Adriena i zachwycała się jego pół nagim ciałem. Czarna z zdesperowaniem pokręciła głową i udała się, we wcześniej wyznaczonym przez siebie, kierunku. Poczuła delikatny nacisk na swoim ramieniu, przejechała wzrokiem po ręce, aż zobaczyła charakterystyczną rudą czuprynę.

- Nath, hej. Co tam u Ciebie? Coś chciałeś ode mnie?

- Hej Marinette, wszystko w porządku. Chciałem powiedzieć tylko, że twoja praca jest świetna, chciałem to wcześniej powiedzieć, ale nie miałem okazji. - powiedział uśmiechając się uroczo do niej.

I hate. No, I love. I don't knowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz