Ubrana w zdecydowanie zbyt krótką jak na tę porę roku sukienkę pocierałam dłonie, starając się choć odrobinę je rozgrzać. Mróz nie odpuszczał nawet w dzień, co było dość niespotykane w tych stronach. Prawdziwa zima, ubrana w biały kożuch ze śniegu i naszyjnik z sopli, zdarzała się raz na kilkanaście lat. Ostatni raz pamiętam ją kiedy razem z Hope sięgałyśmy czołami zaledwie do parapetu i narzekałyśmy na to, że nie możemy spędzić całego dnia z nosami przyklejonymi do szyby, bo tacie zbyt szybko drętwiały ramiona.
- Ładnie wyglądasz, Angel. - Niski głos wyrwał mnie z otępienia, a mimowolny uśmiech wstąpił na moje usta. Nie byłam przyzwyczajona do komplementów, a tym bardziej tych skierowanych do mnie, dlatego też automatyczne podziękowanie, które wyrwało się z moich zmarzniętych ust, było całkowicie poza moją kontrolą.
- Ty też nie najgorzej, tym bardziej bez tego dziewiczego zarostu - zażartowałam, dłubiąc czubkiem buta w grudce śniegu jak zawstydzony przedszkolak. - Wszystko gotowe?
- Tak myślę - odpowiedział z nieskrywanym rozbawieniem. Gdzieś w głębi swojej ciemnej, zakurzonej duszy byłam mu wdzięczna, że nie obrażał się o każdą uszczypliwość, jaką kierowałam w jego stronę. Tym bardziej, że większość z nich była po prostu nieudolnymi próbami skomunikowania się ze światem zewnętrznym tak, jak to podobno robią ludzie w moim wieku. - Mam coś dla ciebie. - Uśmiechnął się po chwili, kiedy już unosiłam stopę gotowa do dalszej drogi. Zdziwienie i zwykła ludzka ciekawość sprawiły, że zawisła w powietrzu, a ja podświadomie wstrzymałam oddech. Z kieszeni obszernej kurtki wyciągnął małą, kolorową kulkę, która przywoływała na myśl szkolne wycieczki i kilometrowe kolejki na stacjach benzynowych ciągnące się do automatów z tymi bibelotami. Magazynowałam te wspomnienia w swojej głowie, bo z późniejszych lat nie miałam czego wspominać. Byłam zbyt słaba, żeby czasami nawet iść zwyczajnie do szkoły w dniu ważnego testu z historii czy algebry. Wycieczki były totalną abstrakcją, odległym i nieosiągalnym marzeniem, które sama od siebie odpychałam wraz z widelcem przy każdym posiłku.
- Zabawka z automatu? - Uniosłam brwi w zdziwieniu, jednak w moich przygaszonych oczach czaiła się ciekawość, co wymyślił młody pan psycholog. Wręczył mi ją, obserwując reakcję z niecierpliwością widoczną w drgających kącikach wąskich warg. Objęłam kościstymi palcami plastikowe jajko i otworzyłam je bez chwili zawahania. W środku znalazłam mały, plastikowy pierścionek z błyszczącym dżetem zamiast prawdziwego diamentu na środku obrączki, pomalowanej srebrną farbą. Rozmiar był dziecięcy i pewnie jeszcze niedawno by mnie zabolało, że na moje dorosłe palce również pasuje, ale nie tym razem. Nie chciałam tego okazać, ale gdzieś w środku czułam, że to jeden z najlepszych prezentów, jaki kiedykolwiek dostałam mimo, że jego wartość nie przekraczała dolara.
- Jest sztuczny jak nasz związek, ale pasuje idealnie. W końcu co to za zaręczyny bez pierścionka? - Steve wzruszył ramionami z uśmiechem, a ja zaczynałam być pełna podziwu dla jego inwencji. Naprawdę się angażował w nasze poczynania, a z początku myślałam, że będzie jedynie pionkiem w grze, którą zaplanowałam dla mojej rodziny. Mimo pierwotnej niechęci ten człowiek pokazywał mi, że zaskakiwać innych można nie tylko w negatywny sposób.
******
Drżącym palcem nacisnęłam dzwonek do drzwi. Nie wiem czy drgał z zimna czy ze stresu, który przed kilkoma sekundami ogarnął całe moje ciało. Nagle to wszystko wydało mi się bezcelowe i zwyczajnie głupie.
Co ja sobie myślałam?
Że ta szopka coś zmieni? Że są naprawdę tak zamroczeni moim nieustającym problemem, że nie zauważą podstępu? Że Hope ucieszy się z mojej próby ratowania jej szczęścia i niezależności?
Błąd.
Kurtyna idzie w górę, a przedstawienie czas zacząć.
Ogromny błąd, którego nie da się już cofnąć.
CZYTASZ
Casting na superbohatera
Short StoryCo zrobić, kiedy wszyscy spisali cię na straty? Jak nieużyteczne, zwęglone resztki pod kominkiem. Co zrobić, kiedy życie już dawno wymknęło się spod upragnionej kontroli? I nikt nie widzi szans, żeby ją kiedykolwiek odzyskać. Angel nigdy nie sądziła...