Rozdział 5

136 16 2
                                    

     Jak to się stało?! Ten motocykl należy do mojego kolegi z gangu. To jedyny członek naszej ekipy w moim wieku. Cody Hemsworth, jest jednym z najlepszych kierowców, to nie możliwe żeby tak po prostu miał wypadek. Nic mi tu nie pasuje. Muszę koniecznie znać szczegóły. 

     Zeszłam ze swojej maszyny, wcześniej parkując na poboczu i podeszłam do jednego z policjantów.

-Dzień dobry.

-Witam, mogę w czymś pomóc?

-Nie, a właściwie tak. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o wypadku.

-Jest Pani z mediów? Przepraszam, ale nie mogę udzielać żadnych informacji mediom ani nikomu z osób obcych.

-Nie, nie! Nic z tych rzeczy, znam tego chłopaka i chciałam się tylko dowiedzieć czy on żyje i jak doszło do wypadku.

-Tak, chłopak żyje, ale jego stan jest krytyczny i nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Z zeznań świadków wynika, że kierowca osobówki wymusił motocykliście pierwszeństwo. Chłopak uderzył w bok auta i przeleciał nad nim. Zaś osoba, która kierowała samochodem, uciekła z miejsca wypadku i jest teraz poszukiwana przez wszystkie oddziały policji.

-Znajdziecie kierowcę auta? - zapytałam. - To absurd. - dodałam szeptem.

-Postaramy się, ale niestety nikt nie zdążył zobaczyć numerów rejestracyjnych samochodu. Czy Pani sugeruje, że wypadek był celowy?

-Nie. To po prostu dla mnie dziwne bo Cody to dobry kierowca.

-Każdy z nas jest tylko człowiekiem, nie wszystko da się przewidzieć.

-T-tak , ja już pójdę.

     Po około dwudziestu minutach byłam na miejscu. Ruszyłam do biura rodziców i bez pukania weszłam. Oboje siedzieli przy biurkach i grzebali w jakichś papierach.

-Cześć.

-Cześć, siadaj.

-Muszę wam coś powiedzieć. - oznajmiłam z poważną miną na twarzy.

-Stało się coś? - zapytał tata.

-Cody miał wypadek. Został przewieziony do szpitala w ciężkim stanie i nie wiadomo czy przeżyje.

-Co?! - poderwał się przerażony. - To nie tak miało być!

-Co? Czekaj, o co wam chodzi?

-Zbieramy ekipę, zmiana planów. - oboje wstali i wybiegli z pomieszczenia, a ja stałam zdezorientowana. - Victoria, nie stój tak, musimy jechać!

-Ale o co chodzi?! Może mi to ktoś wytłumaczyć?

-Później, teraz się zbieraj. - Szybko zaczęłam się przebierać. Nałożyłam kamizelkę kuloodporną, a na wierzch kurtkę motocyklową do tego glany. Nie minęło dziesięć minut i już byłam gotowa. Zebraliśmy całą ekipę w głównej sali, wszyscy byli zdezorientowani tą nagłą zmianą planów. Najbardziej ze wszystkich przerażony był Lukas.

-Mike co się dzieje?

-Cody miał wypadek.

-O nie wierze! Czy to o czym myślę?

-Jeśli o tym właśnie myślisz, to tak.

-Wrócili...

-Na to wychodzi. - Wszyscy byli przerażeni.

-Mamo? Tato? Dowiem się o co chodzi?

-Bradley wrócił.

-Kto to?

-To brat Max'a właściciela gangu przez, którego Lukas prawie zginął. Wypadek Cody'ego, to nie był zwykły przypadek. To ich sprawka. Jeśli to prawda, że wrócili, to mamy niezłe kłopoty.

-To co teraz robimy?

-Wyjeżdżamy.

-Co?! Gdzie? Na ile? - zadawałam ciąg pytań jak opętana.

-Na razie na kilka dni. Zatrzymamy się w Issy-Les-Moulineaux. Kilka osób zostanie, by przekazywać nam informacje. Jest ktoś, kto się tego podejmie?

-Ja mogę. - odezwał się Matteo.

-I ja. - dodał Derek.

-Christopher pomożesz im?

-Jasne.

-Okej, w takim razie wasza trójka zostaje, a reszta jedzie z nami. Wyłączcie telefony i zostawcie je w bazie, wszyscy. Nikt nie może nas znaleźć.

-Michael, a co z naszym synem? - zapytała Kelly.

-Nie ma go tu?

-A widzisz go?

-Ja po niego pojadę. Tylko ze mną zgodzi się tu przyjechać.

-Jedź, ale ostrożnie i wracaj jak najszybciej. Mamy mało czasu.

-Okej. - szybko zdjęłam kamizelkę i z powrotem nałożyłam kurtkę. Po chwili byłam już w drodze po chłopaka.

     Zajechałam pod dom Watsonów i ruszyłam do środka. Drzwi były otwarte, więc weszłam.

-Zack! Gdzie jesteś? - w domu było słychać głośną muzykę, dochodzącą z pietra. Ruszyłam schodami na górę i weszłam do pokoju chłopaka ale jego tam nie było.

-Zack! - nigdzie go nie ma. Co jest?! Wyjęłam z kieszeni telefon i połączyłam się z jego numerem. Nie odebrał. Drugi raz to samo. Po chwili usłyszałam dzwoniący telefon. Zeszłam na dół, a w drzwiach stał zakrwawiony Zachary. Ledwo trzymał się na nogach.

-O Boże! Nic ci nie jest?

-Victoria? - zapytał ledwo słyszalnym głosem. Zrobił krok w moja stronę i się przewrócił.

Ciąg dalszy nastąpi!

Do zobaczenia! Liczę na was!

Zakazana miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz