Rozdział 4

149 15 4
                                    

     Powoli, wybudzając się z głębokiego snu, otwierałam oczy. Dopiero po chwili poczułam ciężar na swoim brzuchu i delikatny oddech muskający moją szyję, zrozumiałam że nie jestem sama. Spojrzałam na zegarek, dochodziła szósta. Zaraz musimy wstawać do szkoły. Delikatnie by nie obudzić chłopaka, zrzuciłam jego rękę z brzucha i powoli wyskoczyłam spod cieplutkiej kołderki. Szybko poszłam do łazienki by wziąć szybki prysznic i już po chwili, odświeżona weszłam do garderoby i wybrałam jeansy z dziurami na kolanach i czarną bokserkę. Do tego bluzę w tym samym kolorze i granatowe converse. Zrobiłam szybki makijaż i zeszłam na dół zrobić nam śniadanie. Gdy weszłam do kuchni, zobaczyłam że posiłek jest już gotowy, a obok na stole leżała kartka.

"Skarbie jesteśmy na bazie. Jeśli możesz, przyjedź poi szkole jak najszybciej. To ważne. 

P.S. smacznego i uważajcie na siebie! Rodzice. :)"

Są tacy kochani, popatrzyłam na kartkę i delikatnie się uśmiechnęłam. Po chwili poczułam jak czyjeś dłonie obejmują mnie w talii, od razu wiedziałam do kogo należą. 

-Zack. - powiedziałam szeptem i uśmiechnęłam się szerzej.

-Witam moją księżniczkę. - usłyszałam przy uchu jego głęboki i lekko zachrypnięty głos. - Dlaczego uciekłaś? Źle ci się spało?

-Nie chciałam cię budzić, tak słodko spałeś. - powiedziałam i odwróciłam się przodem do niego jednocześnie biorąc jego twarz w dłonie. Siadaj śniadanie jest gotowe. 

-Tak szybko zrobiłaś? O której wstałaś?

-Niedawno, śniadanie już było gotowe.

-Masz cudownych rodziców.

-Wiem, ty też masz, tylko ich nie doceniasz.

-Doceniam, ale zmuszają mnie do czegoś, czego nie chcę.

-Rozumiem cię, ale skoro podjąłeś taką decyzję, to powinieneś im o tym powiedzieć, a nie wiecznie unikać tematu. Dopóki im nie powiesz, to dalej będą cię do tego przekonywać. Szczerze? Liczyłam na to, że jednak się zdecydujesz i razem poprowadzimy gang. 

-Znasz moją decyzję. Nie zmienię jej choćby nie wiem co się działo. Nie mam zamiaru narażać swojej rodziny, nie chcę by było tak jak z twoimi dziadkami. - gdy o nich powiedział, od razu zrobiło mi się smutno. Miał rację, to przez ten gang oni nie żyją, a ja nigdy ich nie poznałam. Nigdy nie miałam okazji dać im laurki na dzień babci i dziadka. Jedynie świeczka na cmentarzu. Zawsze widziałam jedynie zdjęcia, na których byli tacy młodzi i uśmiechnięci. Ani razu nie zastanowiłam się gdzie jest nasza rodzina i czy w ogóle ją mam. - Victoria? Słuchasz mnie? Wybacz, nie powinienem o nich mówić.

-Nic się nie stało, ja tylko się zamyśliłam.

-Zaraz się spóźnimy.

-Która godzina?

-Siódma trzydzieści dwie.

-Chodź jedziemy. - wstaliśmy od stołu, chłopak poszedł na górę po nasze rzeczy i razem wyszliśmy z domu. -Mogę prowadzić?

-Mhm. - pruknęłam i rzuciłam mu kluczyki. Chwilę później chłopak wyjechał na ulicę i ruszył w stronę szkoły.

-Co jest na pierwszej lekcji?

-Matematyka.

-O cholera!

-Co? - zrobiłam przerażoną minę.

-Zapomniałem pracy domowej. Została u mnie na biurku.

-Znowu?! Żartujesz, prawda?

-Nie, najwyżej nie pójdę. Urwij się ze mną. Pójdziemy na drugą.

-Ale...

-Proszę.

-No dobrze. - nagle chłopak zawrócił i ruszył w przeciwną stronę gdzie znajdował się park. Gdy dojechaliśmy na miejsce, usiedliśmy na naszej ulubionej ławce przy małym stawie. Chłopak objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Wyglądaliśmy jak para, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Czułam się przy nim bezpiecznie.

-Uwielbiam spędzać tak z tobą czas. - powiedział.

-Ja też, jesteś najlepszym towarzystwem do spędzania tego typu chwil.

-Miło mi to słyszeć.

-Wiem, dlatego tak mówię. - powiedziałam, a chłopak się zaśmiał. Przesiedzieliśmy tak około godzinę i moglibyśmy dłużej gdyby nie szkoła.

-Muszę jechać po lekcjach do rodziców. Pojedziesz ze mną?

-Vicky, wiesz dobrze, że nie chcę tam jeździć.

-Ehh, rozumiem. Nie powinnam w ogóle pytać, przepraszam.

-Nie szkodzi. Wiem, że starasz się mnie jeszcze przekonać do zmiany zdania, ale to nic nie da. - gdy dojechaliśmy do szkoły trwała jeszcze lekcja więc zostaliśmy w samochodzie.

-Zawiozę cię do domu i pojadę sama. - powiedziałam bez żadnych uczuć. Jakbym była pusta...

-Poradzę sobie. - czemu on jest taki uparty?

-Przyjechałeś tu ze mną i to ja cię odwiozę. - powiedziałam i akurat zadzwonił dzwonek. - a teraz chodź.

     Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy do szkoły. Po chwili gdy odnaleźliśmy znajomych, rozeszliśmy się w swoje strony. Ja dołączyłam do dziewczyn, a Zack do chłopaków. Od razu zaczęły wypytywać gdzie się podziewałam i czy Zack był ze mną. Wyjaśniłam i przestały zadawać pytania, zaś w zamian śmiały się z chłopaka, który po raz kolejny zapomniał swojej pracy domowej. Nagle za plecami usłyszałam głos Watsona i wystraszona aż podskoczyłam.

-Nie ładnie tak śmiać się z innych. - powiedział.

-Nie ładnie tak straszyć innych. - odpowiedziałam naśladując go i jednocześnie krzyżując ręce.

-Przepraszam, wybacz mi! - zrobił minę małego szczeniaczka.

-Dobra, niech ci będzie. - przewróciłam oczami.

-Dziękuję. - uśmiechnął się i dał mi buziaka w policzek.

-Wiecie co? - odezwała się do nas Claudia. - bylibyście świetną parą.

-My?! - powiedzieliśmy jednocześnie.

-Nie, coś ty. - odezwałam się pierwsza.

-Na pewno nie... - odpowiedział Zack.

*pięć godzin później*

     Nie chciało mi się siedzieć dłużej więc zwolniłam się z ostatniej lekcji, a w moje ślady poszedł Watson. Szybko odwiozłam go do domu, na chwilę zajechałam do siebie by przebrać się w kombinezon i wyjechałam swoją Hondą.

     Po chwili na drodze zatrzymał mnie korek. Stałam za daleko by zobaczyć co się stało, więc zapytałam przechodnia. Powiedział, że był wypadek. Zaczęłam przeciskać się między stojącymi samochodami. Po chwili ujrzałam porozbijany motocykl. Nie wierzę...

Ciąg dalszy nastąpi!

Cześć wszystkim. 
Wracam z nowym rozdziałem
Pozdrawiam wszystkich czytelników i zapraszam na Ciąg dalszy!

Miłej niedzieli kochani!


Buziaki Lauren!

Zakazana miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz