Kiedy młoda Ginny Weasley-Zabini podeszła do kanapy w swoim salonie podczas przyjęcia z okazji siódmej rocznicy pokonania Lorda Voldemorta, na pewno nie spodziewała się takiego wybuchu po dwójce tam siedzącej.
- Jakim prawem ta suka przystawia się do mojego męża? - jednocześnie warknęli Hermiona i Draco, patrząc na Cho Chang z czystą nienawiścią. Trzeba przyznać, że wyglądali przy tym dosyć śmiesznie siedząc w identycznej pozie pokazującej oburzenie i ciążowymi brzuszkami.
- Kiedy wy jej wreszcie dacie spokój? Oni tylko rozmawiają. - Ginny ewidentnie wybrała zły moment, aby to powiedzieć, bo akurat w tym momencie Azjatka przytuliła się do zdezorientowanego Potter'a. Chłopak próbował się wyrwać z uścisku dziewczyny, ale ona miała całkowicie inny plan. Mocniej ścisnęła Gryfona, który stracił równowagę. Wylądowali na podłodze w dość jednoznacznej pozycji.
- Zabiję. - syknął Draco i już już miał iść w tamtą stronę, kiedy przy nim pojawił się Blaise.
- Stary, daj sobie spokój i lepiej uważaj na mojego przyszłego chrześniaka, a nie ganiaj za Potter'em. - czarnoskóry uśmiechnął się łobuzersko, usiadł na oparciu kanapy, przez co zasłonił widok na Chłopca-Który-Nie-Dość-Że-Nie-Chce-Zgniąć-To-Jeszcze-Śmie-Działać-Draco-Na-Nerwy. - Porozmawiać nie mogą? Nie zwieje ci już. Skoro nie uciekł spod ołtarza, a przecież miał okazje, to teraz tym bardziej. Idź się lepiej połóż i nie przemęczaj, a ty Granger yyy... znaczy Weasley pokaż mu, że ty jeszcze tu jesteś i to tak wiesz. Z mocą!
Oboje zainteresowani skorzystali z rady. Draco poszedł do zajmowanego przez nich pokoju w Norze. Zgodnie z tym co powiedział mu przyjaciel, położył się na łóżku, wcześniej rzucając zaklęcie wyciszające na pokój. Nikt nie lubi słuchać wrzasków Granger. Blondyn w życiu by się nie przyznał, ale nienawidził kiedy ktokolwiek oprócz niego zbliżał się do Harry'ego. Myślał o tym jak chłopak mu pomógł, kiedy zmienił stronę w czasie wojny i o tym jak się zakochali. Przeleciał wszystkie wspomnienia od tamtego momentu do teraz i uśmiechnął się szeroko do siebie. Chang mogła próbować go odbić, ale tak jak za każdym razem to on wygra. Nie pomylił się. Po kilku minutach usłyszał pukanie do drzwi.
- Draco, jesteś tutaj? - zza drzwi wysunęła się potargana czupryna Gryfona.
-Jestem, a gdzie mam być?
- Jesteś zazdrosny o Cho? Przecież wiesz, że ona jest tylko przyjaciółką. - Potter powoli wszedł na łóżko i obecnie leżał obok Draco, podpierając się na łokciu.
- Nie, bo w ogóle nie mam o co. Zwłaszcza, że każdego dnia jestem coraz grubszy i to z twojej winy Potter. - Draco wskazał oskarżycielsko palcem na małżonka, który zaczął się do niego przybliżać.
- Nie wyjeżdżaj mi z nazwiskiem, Potter. - zażartował Harry i delikatnie pocałował chłopaka w usta. Ręką uniósł jego koszulkę. Gładził ręka jego brzuch, by po chwili oderwać się od jego ust i zacząć szeptać do ich jeszcze nienarodzonego dziecka. - Za miesiąc się zobaczymy maluszku, a Draco wreszcie przestanie zrzędzić, że jest gruby.
Draco patrzył na to z uśmiechem, a kiedy jego mąż zaczął całować mu brzuch nawet nie próbował powstrzymać chichotu. Milion do zera Chang. Ja zawsze wygrywam. - pomyślał.