Podstęp

30 0 0
                                    

Jak za zwyczaj, Morana obudziła się pierwsza i zaczęła się zastanawiać czy wczorajszy wieczór jej się śnił. Przekręciła głowę i zobaczyła uśmiech na twarzy męża, spał tak słodko,że żal jej było go budzić choć miała ochotę go udusić. 

Założyła szlafrok i wyszła do drugiego pokoju, bogato ozdobionego obrazami, chyba nawet do przesady. Podeszła do lustra oraz misy z wodą, pochyliła się i opłukała twarz. Chwyciła ręcznik, wytarła policzki i w odbiciu lustra zobaczyła za sobą Kacpra, przysunął się i oparł głowę na jej ramieniu. 

Przez chwilę oboje patrzyli na swoje odbicia, Morana odwróciła się do niego i spojrzała w te cudne, błękitne oczy. Widziała przepraszający, pełen skruchy wzrok. Kacper powoli uniósł ręce chcąc ją przytulić. Przysunął do niej głowę z zamiarem obdarowania jej całusem na zgodę, Em spojrzała łagodnie, po czym zamachnęła się i Kacper dostał w twarz. Zamknął oczy i przyjął cios bez słowa, doskonale zdawał sobie sprawę,że mu się należało. Przekręcił głowę i dostał drugi raz, tym razem lewą ręką dla równowagi.

-Za co, złotko?-spytał, powstrzymując ją by nie przyłożyła mu po raz trzeci.

-Teraz złotko?-oburzyła się i wyszarpnęła z jego rąk-Nie mydl mi oczu słodkimi słowami i już ty doskonale wiesz za co!

Odsunęła się od niego i podeszła do okna, wpatrując w fontannę za nim.

-Wybacz, że ci nie wierzyłem-powiedział, odwracając się do niej-Proszę.

-Sądzisz,że od tak zapomnę o tym co mi zrobiłeś. 

Była wściekła jak nigdy, żałowała,że nie przyłożyła mu mocniej. Przyniosło to trochę ulgi.

-Więc zabij mnie jeśli jeszcze raz uczynię ci przykrość-powiedział po chwili ciszy.

-Oczekujesz ode mnie nieograniczonej wiary w twoje słowa i to,że mnie kochasz-spojrzała urażona- Ale Ty nie wierzysz mi. Zmusiłeś mnie żebym za ciebie wyszła i powiedziałeś,że mogę odejść jeśli zechcę. Zostałam.

Mówiła to z goryczą,że tak ją potraktował.

- Brak ci cierpliwości Kacprze, wszystko bierzesz siłą jakby ci się należało- Morana stała wściekła ale patrząc na niego złagodniała- Polubiłam twój temperament, porywczość a nawet upór ale nie zniosę takiej zazdrości.

Kacper spuścił głowę, pomyślał trochę i spojrzał spod ciemnych brwi. Uniósł kącik ust w chytrym uśmieszku, zmrużył oczy i ukazały się maleńkie linie wokół oczu. Wyprostował się i patrzył z miną zadowolenia, widać było jak zagryza zęby, wziął głęboki oddech i przetarł palcami obojczyk.

-Jestem na ciebie zła. Nie wybaczam ci.

Stanęła do niego plecami, usłyszała ciężkie westchnięcie i ciche kroki lecz nie odwróciła się. Kacper przerzucił ją przez ramię i ruszył do sypialni.

-Co ty wyprawiasz?

-Biorę co moje-odparł i rzucił ją na łóżko.

-Nie słyszałeś co mówiłam?-próbowała się wyszarpnąć z jego objęć ale nie miała szans-Puść, próbuję być na ciebie wściekła.

-Słyszałem-rzekł z uśmiechem, unieruchamiając jej ręce-Kochasz mój temperament i porywczość.

-Tylko tyle?-spytała zirytowana.

-Nie ale to jedyny sposób żeby cię udobruchać, złotko.

Znowu miał przewagę, Morana mogła jedynie się poddać. Patrzyła z miną rezygnacji, była wściekła na siebie bo była zbyt uległa i ustępliwa wobec niego. Nie umiała długo być na niego zła. Kacper twarz miał obojętną, chłodną ale oczy śmiały się i lśniły w słońcu. Uniósł pytająco brwi opierając brodę na jej brzuchu.

Szlachetna TruciznaWhere stories live. Discover now