Rozdział 2

163 14 8
                                    

Will otworzył szeroko oczy. Krople deszczu uderzały o szybę z niemiłosiernym hałasem.
Przetarł oczy i podniósł się z łóżka.
Uchylił drzwi od chaty a
promienie porannego słońca dopadły do jego oczu. Wszystkie zmysły wyostrzyły się i dopiero teraz naprawdę się zbudził.
Przez szare chmury słońce nie było widoczne więc nie był w stanie określić godziny.
- Willu wszystko w porządku?
- Tak Alyss... wszystko w porządku. Muszę porozmawiać z Haltem. Mam złe przeczucia co do bandytów z Alpini.
W odpowiedzi otrzymał głuchą ciszę i kiwnięcia głową.

Coś w środku nie pozwalało mu spocząć. Cieszyć się tym co ma, bo czuł że w każdej chwili może to utracić.
Zastanawiał się nad każdym następnym krokiem. Wiedział że musi być ostrożny chociaż nie do końca wiedział dlaczego...

+++

Stanął w progu pokoju Zwiadowcy na zamku Araluen.
Jego stary mistrz i przyjaciel siedział na łóżku ostrząc swoją saksę.
Na widok swego dawnego czeladnika uśmiechnął się i uniósł się z łóżka.
Podał Willowi rękę po czym zaprosił go do środka.
- Halcie... muszę ponownie udać się do Alpini.
Coś nie daje mi spokoju- rzekł po długiej ciszy
- Nie wiem czy Duncan i Królowa się zgodzą.
- Halt...Nie zamierzam się ich pytać.
Na to zdanie mężczyzna zacisnął powieki
- Spodziewałem się tego. Ale wiedz że w Alpini jesteś poszukiwany za zbrodnie przeciw królowi.
- Słucham?! Nic nie zrobiłem!
- Nie rozumiesz logiki ich przywódcy. Jeśli jego plany nie pasują do rzeczywistości, zmienia ją.
To właśnie Alpini. Możesz spodziewać się wszystkiego.
- Wiem. I jestem gotowy.

+++
Tarcza księżyca błysnęła w ciemności.
Chmury kryły gwiazdy czasem tylko ujawniając ich blask.

Kaptur zakrywał brązowe oczy zwiadowcy siedzącego na siwym koniku.
Pod osłoną nocy uciekł z zamku Araluen i udał się na wschód.
Wspiął się na jakąś skarpę i przeczesywał okolice.
W krzakach zauważył drobny ruch.
Drobny lecz powtarzający się. Will ciekawy co na niego czyha podniósł kamień z ziemi i cisnął nim w stronę krzewów.
Trafił dokładnie obok czyli tam gdzie zamierzał. Odczekał chwile i nic.
Całą operacje powtórzył tym razem rzucając bliżej. Nadal nic.
- Zwierze by dawno uciekło - szepnął do siebie
Przekonawszy się o zagrożeniu zszedł w góry i dosiadł Wyrwija. Stępem szli po środku ścieżki.

Will wciąż przyglądał się miejscu gdzie zauważył istotę. Ruch powtarzał się jeszcze pare razy.
Zwiadowca zdjął łuk i założył strzałę na cięciwę.
Wydeptana ścieżka, która wizualnie nie miała końca wydawała się idealnym miejscem na zasadzkę.
Ciasno rosnące drzewa były idealną kryjówką.
Jego obserwacje przerwał długi głośny krzyk.
Ośmiu bandytów wychynęło z dwóch stron ścieżki. Will uniósł luk i błyskawicznie wystrzelił trzy strzały. Jedna za drugą dosięgały celu zadając śmiertelne rany.
Ludzie byli już za blisko więc łuk musiał odłożyć na bok. Zeskoczył lekko z siodła po czym nakazał konikowi odjechać.

W sekundę dobył noża do rzucania i celnym rzutem zakończył życie czwartego bandyty.
Więc pozostało czterech. Zwiadowca wyciągnął długą sakse z pochwy i złapał gardę.
Pierwszy bandyta z morderczym grymasem na twarzy biegł na Willa wymachując nożem.
Minęła chwila a skończył swoją szarże cięty w gardło.
Towarzysz ofiary pędził z pięściami na plecy zwiadowcy , ten jednak uchylił się i przerzucił mężczyznę przez plecy.
Nieszczęśliwie upadł na skałę i stracił przytomność.
Zwiadowca gotów do dalszej walki odwrócił się jednak nikogo nie ujrzał.
- Tchórze- mruknął pod nosem.
Pozostało mu tak wiele do przebycia.
Ale wiedział że ta podróż może być dla niego ważna. Najważniejsza.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 02, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zwiadowcy ||Ludzie ze wschodu[wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz