Rozdział 18

1.6K 113 0
                                    

Pov. Demencja

Ostatnie dni w Asgardzie spędziliśmy dość spokojnie. Celi trafiła do lochu, Sif po naszym pojedynku nabrała do mnie szacunku, a Loki nikomu nie wspominał o mojej...słabości.

~*~  

Kiedy pewnego poranka przebudzałam się powędrowałam dłonią w miejscu gdzie zazwyczaj spał Loki, ku mojemu zaskoczeniu nie było go tam. Leniwie otworzyłam oczy. Przeciągnęłam się i wstałam do pozycji siedzącej. 

- Nareszcie wstałaś. - usłyszałam dobrze znany mi głos. Rogacz był już prawie gotowy do wyjścia, zapinał właśnie swoją ulubioną zieloną koszulę. 

- Co się stało że tak wcześnie wstałeś? - spytałam rozbawiona.

- Pamiętasz jaki dzisiaj dzień? Wracamy na Midgard. 

- Aaaaaa. To wiele wyjaśnia. - zaśmiałam się. Wstałam, złapałam swoje ulubione ubrania i poszłam do łazienki. Odświeżyłam się, ubrałam. Kiedy wyszłam pierwsze co zobaczyłam to mój Loki już gotowy do wyjścia. Rzucił mi maskę której oczywiście zapomniałam. Uśmiechnął się do mnie szczerze. 

- Nie sądziłam że tak chętnie wrócić na Ziemię.

- Ja też. - założyłam maskę, a rogacz otworzył mi drzwi. Wyszliśmy ubrani w normalne (midgardzkie) ubrania. Poszliśmy do Odyna. Jak zwykle siedział w sali tronowej. Spytał się nas skąd te ubrania. Odpowiedzieliśmy że minęły już dwa miesiące i wracamy do domu. Wszechojciec był...zaskoczony, zdziwiony i trochę zawiedziony, ale zgodził się na nasze odejście, no bo szczerze kto zabroni coś Lokiemu? Rogacz zawsze robił, robi i będzie robił co chce. Na bifroscie spotkaliśmy Thora i Jane. Też wracali na Ziemię. Pożegnaliśmy się z Hemindallem, a już po chwili czułam znajome już uczucie oderwania się od ziemi.

~*~  

Znów znalazłam się na Stark Tower. Loki pomógł mi wstać (tak znowu upadłam na kolana). We czwórkę weszliśmy do wierzy. W salonie był Steve, Clint, Banner i Nat. 

- Tęskniliście? - spytałam z uśmiechem

- Bogowie wrócili. - uśmiechnął się gorzko Steve

- Co się stało Rogers? - spytał z zaciekawieniem Loki

- Ehhh...Susan...

- Rzuciła cię? - dopytywał Thor

- Gorzej...Susan okazała agentką Hydry...mieliście racje, a ja głupi...

- Nie obwiniają się Steve - starałam się go pocieszyć

- Ludzie z miłości robią głupie rzeczy. To nie twoja wina. - pocieszał nieudolnie Loki jak zawszę z kamienną miną

- Dzięki. Co nie zmienia faktu że zostałem omotany. To ja jestem kapitanem, a tak łatwo dałem się wrobić...ehhh, szkoda gadać. - spuścił wzrok.

- Coś nas jeszcze ominęło? - dopytywał rogacz

- Ja i Nat jesteśmy razem, a Stark i Pepper znowu się pokłócili. Virginia jest w Mediolanie, a Tony zapija smutki. 

- Czyli po staremu. - mówiąc to zdjęłam maskę i podeszłam do Steva. - Co planujemy kapitanie? - spytałam

- Jak na razie musimy się dowiedzieć gdzie jest i główna baza. Przydał by się również plan pomieszczeń, ale nie mamy niczego takiego.

- Rogers, żartujesz prawda? Od czego ja jestem? - blondyn spojrzał na mnie pytająco. - Jestem od zdobywania informacji, a jak dobrze wiesz mam wtyki i z łatwością je załatwię.

Zabawy z nożami | Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz