Rozdział 1

356 15 1
                                    


Lubię matmę. Serio, lubię ją... Ale gdy chce mi się liczyć do jasnej cholery! A nie za bardzo mam na to ochotę o ósmej rano w poniedziałek! Praktycznie w każdy dzień tygodnia matematyka jest w moim planie zajęć pierwsza. To strasznie wkurzające. 

Tak więc znalazłam się w tej ociekającej różem sali. Czy naprawdę nie mogli jej pomalować na inny kolor? Jakiś mniej oczojebny czy coś... Nie da się skupić, widząc takie wściekłe barwy dookoła siebie. Mogli chociaż zrobić jaśniejszy odcień, naprawdę...

Czy ja wydaję się być negatywnie nastawiona do życia? To pewnie przez zbyt dużą ilość stresu i straconych nerwów w ostatnim czasie. 

Gdy wszyscy uczniowie rozpakowali się, do klasy wszedł nauczyciel. 

- Witajcie, otwórzcie zeszyty - powiedział nauczyciel. - Ross, przestań całować się z Kate i usiądź na swoim miejscu. Przechodzimy do tematu lekcji...

Nauczyciel wypisał na tablicy przykłady do obliczenia i dał nam kilka minut. Co jak co, ale sposób prowadzenia przez niego lekcji znałam na pamięć. Te przykłady były dość proste, więc pewne było, że za chwilę wyznaczy kogoś do przeczytania wyników. Mógł mnie wybrać, miałam wszystko zrobione już po chwili. Mój mózg chyba się troszkę rozbudził od tego gorączkowego opisywania mojej beznadziejnej sytuacji.

- Ross, zostaw Kate oraz jej stanik w spokoju i przeczytaj swoje wyniki - usłyszałam głos nauczyciela. Lynch jak zwykle gwiazdą lekcji...

- Odpięło jej się ramiączko i chciałem jej pomóc.

- Niesamowite, Ross - odparł nauczyciel z wyraźnym niedowierzaniem. - A teraz czytaj.

- No to będzie minus dwa iks do kwadratu, dodać dziesięć igrek...

Czytał kolejno wyniki, a wszyscy patrzyli w swój zeszyt i sprawdzali. Ja na początku miałam wszystko dobrze, dopiero w połowie miałam takie same błędy jak u... KURWA, LYNCH CZYTA Z MOJEGO ZESZYTU!

Od razu odwróciłam się, żeby to sprawdzić i tak - to była prawda. Wyprostował się na krześle, lekko przekrzywił głowę i miał wszystkie odpowiedzi przed oczami. Nie rozumiem jaki jest sens ustawiania ławek w "szachownicę". W ten sposób tacy idioci jak Ross mogą sobie dobrowolnie ściągać wyniki z zeszytu kogoś innego! 

Nauczyciel nawet się nie kapnął. W sumie nie jego wina, że Ross miał taki zajebisty wzrok. On w ogóle we wszystkim był zajebisty. Aż pomidor mi zleciał z kanapki.

Ross nawet się nie przejął moim wściekłym spojrzeniem. Takie przekręty odwalał na każdej lekcji. Uśmiechnął się tylko szeroko i spokojnie wrócił do wkurwiania Kate, w czasie gdy facet napisał nowe, dłuższe przykłady. Nieco trudniejsze, co oznaczało, że zaraz będziemy je robić na tablicy. Gość zaczął chodzić po klasie i gapić nam się na ręce. Jak ja tego nienawidzę... Skupić się nie można. Najgorzej i tak mają ci z pierwszej ławki. Ledwo zdążą coś napisać, a już mają za to opierdol.

- Lynch, bo zaraz cię przywiążę do krzesła! Albo nie... Pokusa wysłania cię do tablicy jest większa. No szybko! - powiedział nauczyciel.

I to mi się podoba! Niech ten zajebisty przystojniak trochę powydurnia się przed klasą. O taak... Być może spadnie jego reputacja, dziewczyny przestaną się tak za nim oglądać i... A zresztą, nieważne.

Lynch z niechęcią poczłapał do tablicy i wziął kredę do ręki. Na tym kończy się opowieść o robieniu przez niego przykładu.

- Ross! To jest twój zeszyt? Od początku roku zapisałeś zaledwie... siedem stron?! Niektórzy mają już kolejny zeszyt! - usłyszałam wprost przerażony krzyk nauczyciela, który trzymał własność Lyncha w ręku.

Ross tylko przez krótki moment wyglądał na zmieszanego. Już wiedział jak wybrnąć z tej sytuacji.

- To też mój kolejny zeszyt! Przecież nie byłbym w stanie nie prowadzić zeszytu przez dwa miesiące!

Łgał. Znałam go na wylot. W końcu byłam w takiej sytuacji, że nikogo nie powinno to dziwić.

- Wspaniale wychodzi ci kłamanie, Ross, ale nie masz nawet dzisiejszych notatek, a nie wierzę, żebyś obliczył je w pamięci. Dzisiaj twoja mama ma się stawić w szkole - odparł nauczyciel. - A teraz zobaczymy jak sobie poradzisz z tym przykładem - powiedział i odłożył jego zeszyt. W tym momencie, dosłownie w ciągu tych kilku sekund, Ross chwycił gąbkę i starł połowę przykładu. Skrócił sobie liczenie o połowę! Dodatkowo przykład znacznie różnił się od tego, który miałam w zeszycie, bo zamienił znaki i dopisał kwadraty! Teraz ten przykład był tak banalny, że nawet Lynch potrafił go rozwiązać. Gdy skończył, jak gdyby nigdy nic spokojnie usiadł do ławki, a nauczyciel tylko spojrzał i powiedział, że dobrze. Ale to i tak nie zmienia faktu, że był wkurzony i Ross jest udupiony. Kocham rymy.

Po zakończeniu lekcji wyszłam z sali. W przejściu dogonił mnie Phil - mój dobry kumpel Phil - niezdarny kujon, którego pech nigdy nie opuszcza. Można powiedzieć, że jest zupełnym przeciwieństwem Rossa. 

- Czytał od ciebie wyniki na matmie - powiedział Phil.

- Tak - westchnęłam.

- Wiedziałem!

Phil zna Rossa dłużej niż ja i wie, jak bardzo Lynch bywa egoistyczny.

- Tori, naprawdę ci współczuję...

- Nie mów nic - powiedziałam. - Wystarczy mi, że nie mogę przestać o tym myśleć.

*****

Witajcie!

Tak zaczyna się moja opowieść. Drugi rozdział wkrótce. Dajcie znać, jeżeli jesteście ciekawi, co będzie dalej!

Rossrabiaka | Ross Lynch | Bad BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz