Hwang Hyunjin już jako pięcioletnie dziecko przekonał się jak okrutne potrafi być życie oraz przynależność.
Podczas przerwy w przedszkolnym ogródku, chłopak siedział pośród dziewczynek, które robiły wianki z zwiędłych, a jednak wciąż urodziwych, stokrotek, gdy inni chłopcy łapali robaki krzycząc przy tym tak głośno, że mały Hyunjin zakrywał lekko zaczerwienione uszka brudnymi i klejącymi się po zabawie z klejem, pulchnymi rączkami.
Jednak nie tylko rączki chłopaka były pulchne, gdyż on cały wyglądał jak malutka kluseczka, taka na którą z uśmiechem patrzyły sąsiadki babci, mówiąc przy tym,że kawał chłopa z niego. Bo babcine sąsiadki, jak i sama babcia, lubiły tłuste dzieciaki. Chłopak nie wiedział dlaczego cieszy się taką popularnością wśród emerytek, które wciskamy mu do kieszeni i rączek cukierki oraz inne słodkości. Nie żeby mu to przeszkadzało.
Tylko cała ta ekscytacja jego osobą ni jak nie pasowała do jego życia wśród rówieśników. Tu koledzy zabierali mu słodycze, mówili na niego "Boczek", a o zabawie z nim nawet nie było mowy. Dlatego pyzaty chłopak, siedział wyłącznie w towarzystwie dziewczyn. Chociaż ciężko mu było się wcielić do ich grona. Gdy masz pięć lat i jesteś chłopcem nie tak łatwo zacząć rozmowę z dziewczynami. Musiał się nieźle nagimnastykować by wykupić się w ich łaski. Ale po okresie próbnym został miło przyjęty do paczki kwiatocholiczek. Wolał już siedzieć wiecznie zrywając kwiatki, którym swoją drogą współczuł, że muszą znosić te katusze, gdyż mimo tego, że już zostały zerwane to na dodatek ich martwe ciałka były miętoszone w lepkich rączkach morderczyń kwiatów - niż samotnie spoglądać w w niebo i szukać na nim róznokształnych chmurek.
Tak, uwielbiał obserwowanie chmur. Można powiedzieć, że było to jego hobby, a nawet pasja. Zawsze przyglądając się tym puszystym obłokom, wyobrażał sobie siebie latającego wśród nich. Wyobrażał sobie, jak zakłada tam własną wioskę, w której nikt nie będzie się z nikogo śmiać, na drzewach będą rosły cukierki, a zamiast deszczu będą spadać banany z nieba- Tak jak w tej piosence, którą babcia nuciła podlewając petunie na działce. Bo chciał tylko miejsca, w którym nie będzie musiał się dostosować do innych, w którym nie będzie musiał uczyć się pisać, czytać, a już na pewno nie będzie zmuszał ludzi do jedzenia zupy mlecznej lub, broń Boże, szpinaku.
Ale to były tylko marzenia. Sam Hyunjin miał tyle marzeń w głowie, ile wszystkie dzieci w jego przedszkolu razem wzięte. Jednak w chumar nie rosną drzewa, banany mogłyby stwarzać zagrożenie oraz w chmurach nie można oddychać. Tyle, że chłopak o tym nie wiedział, a jego mama nawet nie zamierzała się zagłębiać w jego rozmyślania, gdyż była zbyt pochłonięta wirem pracy by odpowiedzieć synowi na zwykłe "cześć".
Czarnowłosy przyglądał się pracy zwinnych paluszków jego koleżanek, które raz za razem splatały ze sobą łodyżki tworząc na pierwszy rzut oka skomplikowany wzór, lecz po chwili wpatrywania się były tak proste jak zjedzenie podwieczorku. Chyba, że na podwieczorek była zupa mleczna- wtedy wszystko się komplikowało.
Lecz te rozmyślania zostały szybko zakłócone przez grupę chłopców, którzy uznali za zabawne wrzucenie mu dżdżownicy za kołnierzyk koszulki z Bobem budowniczym.
Pięciolatek szybko podskoczył z piskiem próbując pozbyć się niechcianego gościa z jego pleców. Skakał z nogi na nogę, a jego oprawcy mieli z niego niezły ubaw.
Było mu smutno, ba! Nawet bardzo. Hwang był na skraju płaczu, a rozpłakać się nie chciał. A raczej bardzo chciał tyle, że nie mógł bo nie chciał dać swoim dręczycielą satysfakcji.
- Patrzcie! Boczek zaraz się poryczy!- powiedział jeden z chłopców zginając się w pół ze śmiechu.
Wszystkie dzieci przybiegły zobaczyć co się dzieje, po czym ryknęły gromkim śmiechem, a biedny chłopak zastanawiał się gdzie w takich momentach jest pani przedszkolanka. Jednak co się dziwić, Pani Park była tylko wtedy, gdy jej ulubieńcy płaczą.
***
Ciemno włosy wrócił do domu wciąż trzymając łzy pod powiekami. Rzucił mamie, która zapewne dalej siedziała w papierach lub tępo gapiąc się w ekran laptopa, cześć i nie otrzymując odpowiedzi zamknął się w swoim pokoju.
Chciał jak najszybciej pozbyć się nieprzyjemnego uczucia, które miał na plecach. Ciągle czuł jakby coś się po nim wiło, co było tylko kolejnym wymysłem jego rozmarzonej główki.
Ściągnął koszulkę i spoglądając z góry na swój duży brzuszek, zalewając się łzami. Już nie ważne, że wymyślony robak chodził po jego plecach, omijając zawijającą się w dziecięce fałdki skórę.
Rzucił się na łóżko w kształcie wyścigówki i płakał. Tak najzwyczajniej w świecie, a łzy te były tak gorzkie jak szloch człowieka, który przeżył katastrofę. Zdecydowanie za gorzkie jak na paroletniego chłopaka, lubiącego Boba budowniczego, Spidermana i atomówki, chłopaka, którego mama od roku nie zapytała jak w przedszkolu, a babcia przejmowała większość obowiązków rodzicielskich.
Przetarł nosek koszulką i wziął do ręki figurkę Spidermana. Pomachał nią kilka razy wydając przy tym dzięki latającego człowieczka. Lecz szybko znudziła mu się ta zabawa, a do głowy przyszedł mu pewien pomysł. Jego mama kiedyś mówiła, ze żeby schudnąć nie je już słodyczy. Wyciągnął spod łóżka skrzynkę z wizerunkiem jakiejś wyścigówy i otworzył ją. Miał tam swój skarbiec słodkości. Spojrzał na nie z odrazą, co było dla niego nowością, gdyż zwykle na same ich wspomnienie topił się wewłasnej ślinie. Miał dość bycia Boczkiem. Bo przecież nikt nie lubi takich jak on. Przysiadł na łóżku lekko uspokajając się. Wziął głęboki w dech pogrążając się w myśleniu, tak jak lubił. Czemu jego koledzy się z niego śmiali? Postawił sobie te pytanie za myśl przewodnią, by ułożyć sobie mapę myśli. Bo był dziwny. Siedziała i gapił się w niebo zamiast grać w piłkę. Bo był gruby. Kiedy większość grupy zostawiała połowę porcji, on prosił o dokładkę. Czasem nawet zjadał szpinak do końca, za co również był szykanowany. Lubił atomówki. A jak przedszkolne porzekadło głosi, 'atomówki są dla bab!'. Jego zamiłowanie do kwiatków też budziło agresywnie poniżające zachowanie rówieśników.
Postanowił, że do końca przedszkola nie będzie jadł słodyczy, przestanie oglądać 'Atomówki' i poprosi mamę by zapisała go na piłkę nożną. Tak, to super plan. Teraz pozostało mu tylko pozbyć się słodyczy. Nie chciał ich marnować, więc jutro da je koleżankom.
I tak jak postanowił: skończył z bajkami dla bab, nie jadł słodyczy, grał w piłkę i zamiast samemu gapić się w chmury - grał z kolegami, którzy po pewnym czasie go polubili.
Ze słodyczami miał nie mały problem, gdyż Tatuś przyjeżdżając z pracy przewoził mu góry zagranicznych słodkości. Wiele razy prawie się złamał. Ale popatrzył wtedy w dół na swoje stopy ciesząc się, że je widzi, a brzuch nie przesłania mu już widoku. Zanosił je wtedy swoim starym dręczycielą wkupując się zyskując w ich oczach. Jednak problem z zagranicznymi wyrobami cukrowymi, bądź czekoladowymi, rozbił się w drobny mak, niczym butelka rzucona o asfadl, razem z jego Tatusiem, który tym razem nie wrócił z delegacji, a raczej wybrał się w podróż w jedną stronę do chmur, na które jego syn już dawno przestał spoglądać.
_________________
Hejo! Bardzo lubię ship Hyunin z Stray Kids, a to opowiadanie napisałam dawno temu, a raczej jego prolog. Zawsze chciałam je opublikować i ten ship wpasował mi się w fabułę.
Mam nadzieję, że was do niego przekonam.Dziękuję za 400 follow!!!

CZYTASZ
Hero's Soup | Hyunin
Random[w trakcie poprawy] Tylko nastolatkowie wiedzą jak ciężko przeżyć życie licealne, jak złożoną musisz mieć osobowość, jak ciężko przeżyć z dnia na dzień. Hwang Hyunjin był idealny w samodyscyplinie i samodoskonaleniu. Yang Jeongin za to idealnie ukr...