NIALL HORAN "FLICKER" - ALBUM JESIENI

3 0 0
                                    

Napisane 22.10.2017r.


Musimy przestać zaprzeczać - przyszła jesień. Osobiście uwielbiam tę porę roku, ale zdaję sobie również doskonale sprawę z tego, że zdecydowana większość populacji nie podziela mojego zdania. Nie wiadomo, co na siebie włożyć, z reguły pada, do wszystkich dłuższych przerw daleko, a na karku czuć oddech depresji sezonowej. Ale hej! Pamiętajmy, że polska jesień nazywana jest złotą nie bez powodu, że to sezon na milusie swetry i Pumpkin Spice Latte.

W tym roku jesień będzie jeszcze lepsza. 21 października wyszła pierwsza solowa płyta Nialla Horana z One Direction. Kiedy pada jego nazwisko, przed oczami mamy uroczo uśmiechniętego blondynka. Album nie do końca koresponduje z tym obrazkiem. To zdumiewające jak człowiek nazywany przez niektórych "kulką szczęścia" może czuć się tak smutny i samotny w środku. Wszystkie piosenki, słuchane w kolejności, układają się w historię związku, przechodzimy razem przez wszystkie "fazy" po rozstaniu - możemy podzielić album na cztery części. Na początku dostajemy opis szalenie pewnej siebie dziewczyny, przed którą ostrzega mężczyzn (On The Loose), miłości z przeszłych, która nigdy nie zwietrzeje (This Town) i uczuciu dziewczyny tak zaskakująco idealnej, że aż nierzeczywistej (Seeing Blind) doprawionym fizycznością (Slow Hands).

Tematem trzeciej, na którą składają się Fire Away, You and Me i On My Own, jest tak naprawdę egoizm - mimo czasu poświęconego drugiej osobie, trzeba więcej czasu poświęcić sobie. Tutaj poznajemy Horana imprezowicza, który potrzebuje poznać siebie jako jednostkę a nie część składową pary - "Everybody's got somebody, I just wanna be alone".

Czwarta, ostatnia część jest dostępna tylko na płycie Deluxe (tak samo jak ostatni utwór trzeciej). Mirrors i The Tide są niespodziewanym zwrotem akcji. Mówi o miłości, która jest potrzebna do życia.

Myślę, że blondyn bardzo chciał pozytywnie zakończyć tę historię, żeby jego debiutancki solowy album stał się nastrojowym lekiem na jesienną depresję. W ogólnym ujęciu całość jest melancholijna, brakuje wyraźnych kontrastów między utworami, a niektóre z nich momentami przywodzą na myśl twórczość One Direction (Czyżby Niall tęsknił za nimi tak samo bardzo jak fani?) czy Bon Jovi. Mimo to składanka wydaje się być przemyślana i intymnie ważna dla artysty.

O emocjonalności będą mogły przekonać się osoby, którym udało się dostać bilety na trasę koncertową, która już trwa a niestety nie przecina Polski. Reszcie polecam zakupienie płyty 'podstawowej', Deluxe lub w wersji na winylu, owinięcie się kocem z kawą w ręku i rozpoczęcie wypędzania smutku z serca.

Everything about anythingWhere stories live. Discover now