Michael Gracey w bajkowy i ujmujący sposób przedstawił nam historię, zaczynając od dzieciństwa, człowieka, który sam sobie był szefem - P.T. Barnuma, założyciela cyrku w Nowym Jorku. Nazywany oszustem, dorobił się fortuny na niepochlebnych opiniach i niczym Stanisław Wokulski w "Lalce" - starał się dotrzeć do arystokratów, stać się jednym z nich mimo wszystko, a tym samym spełnić obietnicę złożoną żonie, gdy byli dziećmi.
Wszystkie utwory, których mamy przyjemność słuchać, stanowią uzupełnienie akcji - dopowiadają niewypowiedziane, prowadzą nas za rękę przez nastrojowość całości dzieła i uczucia bohaterów. Mogłoby się wydawać, że film pt.: "The Greatest Showman" będzie dość wyrazisty, dosłowny - że powinien oszałamiać. W nim jednak równie istotne, co same spektakle cyrkowe, które oczarowują spektakularnością, kolorem i dźwiękiem, są szczegóły - powtarzalność historii, spojrzenia i kontekst w postaci realiów tamtego czasu, z którym widz powinien się zapoznać przed projekcją.
Wszystkie te elementy w połączeniu z pięknymi strojami i choreografią sprawiają, że całość śledzi się może nie z zapartym tchem, bo jest ona dosyć przewidywalna, ale na pewno z przyjemnością.
Obraz można nazwać "celebracją człowieczeństwa" - zachęcam do obejrzenia, a to określenie wyjaśni się samo.
YOU ARE READING
Everything about anything
OverigZnajdziecie tutaj zbiór moich wszystkich artykułów - wynika to w dużej mierze z tego, że muszę je gdzieś trzymać i wolałabym, żeby nie była to szuflada mojego biurka. Aktualizowane - co najmniej raz w miesiącu.