Chapter one.

86 8 10
                                    

Jest dwudziestego drugiego grudnia, dwa tysiące szesnastego roku. Przedpołudnie - przedmieścia Busan.

Tego dnia Jeongguk i Neyong mieli wyjechać do Daegu. Między innymi po to, aby ustalić wszystko odnośnie ich zbliżającego się wesela. Wystrój sali, muzyka i jedzenie to tylko kilka z nich. Termin przewidywali na ósmego lutego przyszłego roku.

Jeon był tego dnia wyjątkowo poddenerwowany. Zresztą nie bez powodu, gdyż los miał wobec niego inne plany i postanowił uprzykrzyć biednemu Kookiemu życie. Od samego rana wszystko szło po złej myśli. Budzik nie zadzwonił, przez co zaspał o około dwie godziny. Wspaniale, prawda? Dodatkowo koszula, którą wrzucił wczoraj do prania, po prostu skurczyła się. Jego ulubiona. Jakby tego było mało to narzeczona chłopaka miała "te dni". Wyjątkowo wkurwiony już Jeongguk musiał wyszykować się w niespełna siedemnaście minut, podjechać pod dom Neyong oraz uważać, żeby nie podpaść przewrażliwionej dziewczynie. Obiecujący zwiastun dnia.

Przynajmniej pod posesją państwa Choi, jako tako, zjawił się punktualnie. Niestety, nie można tego było powiedzieć o jego narzeczonej. Pierwsze pięć minut chłopak jeszcze przeżył, siedząc w świeżo zakupionym BMW X5 z tego rocznika. Oj, wykosztował się. Czekając na swoją ukochaną, nerwowo stukał palcami w kierownicę. Nieustannie wpatrywał się w drzwi frontowe bogatej oraz wielkiej posiadłości w stylu vintage. Miał nadzieję, że chociaż dziaj Choi będzie "na czas". Nic bardziej mylnego. Tak minęło kolejno dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści minut. Kiedy dochodziła czterdziesta, wtem czas Jeongguk już nie wytrzymał i zadzwonił do przyszłej żony.
- Yoboseyo? - powiedziała. W tle Kookie słyszał dźwięki suszarki do włosów.
- Kurwa jego mać, Choi Neyong. - trochę, jak widać, puściły mu nerwy. - Jeżeli za pięć minut nie zjawisz się w moim samochodzie to przysięgam, że wszystko odwołam! - kompletnie nie wiedział, co ma powiedzieć, żeby Panna Spóźnialska raczyła w końcu wyjść z domu.
- NIE PODNOŚ NA MNIE GŁOSU, GÓWNIARZU! - paradoks i hipokryzja. - Jak zejdę to nic z Ciebie nie zostanie, Jeon jebany Jeongguk.

Pomimo faktu, iż obydwoje na co dzień uznawali siebie nawzajem za oazy spokoju, tak w stresowych sytuacjach wychodzili z nich naburmuszeni oraz niezadowoleni z życia nastolatkowie. Wtedy nie liczyły się kultura i etykieta. Po prostu dwa rozwrzeszczane, wulagrne do granic możliwości bachory. (Chociaż, co im się dziwić, skoro muszą podjąć ostateczne decyzje odnośnie wesela, a w dodatku jest okres przedświąteczny. Zbyt duży poziom stresu, jak na tak krótki czas).

Ledwo Kookie odłożył telefon, gdy z posiadłości urzędnika państwowego wyszła niezadowolona Neyong. Oczywiście nie obyło się bez trzaskania drzwiami frontowymi, jak i tymi samochodowymi. Narzeczeni nie odzwyali się do siebie, aż w końcu to Choi postanowiła zrobić ten pierwszy krok.
- Króliczku..? - powiedziała niepewnie, lecz najbardziej uroczo jak tylko potrafiła. Ma talent, skubana.
- Jagiya? - odrzekł bez wyrazu. Przynajmniej tak to wyglądało, ale w środku niemal rozpłynął się od słodyczy swojej wybranki.
- Przepraszam, że się tak bardzo spóźniłam. Też jestem dzisiaj poddenerwowana, tak jak Ty. W końcu wesele z pierwszą miłością to cholernie ważne wydarzenie w życiu. Po prostu... - momentalnie jej oczy się zaszkliły- ...strasznie mi zależy na tym, aby wszystko wyszło po naszej myśli.

Na tę wypowiedź Jeongguk w końcu odwrócił się twarzą do Neyong. Po jego policzku spłynęła jedna, samotna łza. W ramach przeprosił złączył ich usta w czułym pocałunku. Po tym uśmiechnęli się promiennie, jakby ta cała sytuacja nie miała miejsca. Nareszcie wyruszyli do Daegu.

Jest dwudziestego drugiego grudnia, dwa tysiące szesnastego roku. Godzina pierwsza czterdzieści trzy. Do spotkania pozostało siedemnaście minut.

Po ponad godzinie zakochana para w końcu znalazła się w Daegu. Podróż minęła im bez większych niedogodnień, ponieważ ruch uliczny nie był za duży. W dodatku Choi przespała całą drogę. Znaleźli się pod agencją organizującą imprezy okolicznościowe. Z zewnątrz całość wydawała się dosyć obskurna. Obydwoje spojrzeli na budynek zniesmaczeni, ale wiedzieli, iż teraz jest już za późno na odwrót.

the male heart || kth&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz