Rozdział 8

198 18 2
                                    

— Wylali mnie w lutym. Stwierdzili, że mimo moich zajebistych umiejętności informatycznych bez szkoły jestem zerem. W sumie, co ja tam potrafię... przecież całymi dniami napierdalałem w debilne multiplayery albo trollowałem innych w sieci. 

Gdy weszli do mieszkania Jamesa ten od razu, choć niechętnie, żałośnie wyjaśnił ojcu całą sytuację, którą, de facto, opanował Michael. Brunet rozglądał się po małym metrażu kwadratowym, którego nigdy nie nazwałby mieszkaniem swojego syna. Fakt, meble nie były najwyższej jakości ani największej nowości, jednakże wszystko było czyste i świeże. Nigdzie nie walały się nieświeże kawałki jedzenia czy brudna bielizna, jak to było gdy chłopak mieszkał w domu rodzinnym.

— Powiedzieli, że nadaję się tylko do obierania ziemniaków w Burger Shocie. O-BIE-RA-NIA ZIEMNIAKÓW, rozumiesz? — mówił dalej przejęty leżąc i patrząc w sufit, jakby był na wizycie terapeutycznej. Jedną ręką przytrzymywał worek lodu ochładzający jego poobijaną głowę.

— Nie mogłem kolejny raz zawieść ciebie i siebie... Jak sobie to wyobrażasz? Wbijam pewnego dnia do ciebie, "Hej tato, wyjebali mnie z roboty, dorzucisz mi się na czynsz, bo jestem pieprzonym, leniwym grubasem?"

Mężczyzna zmarszczył brwi. Już dawno pogubił się w moralnym przemówieniu syna. 

—No właśnie. Ty byś pewnie zaczął się drzeć albo patrzył tak jak teraz. Znając życie pewnie oba. Jak nie jesteś wrednym kutasem to podstarzałym, zamkniętym w sobie mrukiem.

— Jimmy! — warknął Michael.

— No co? Tak z tobą jest. Musiałem sobie sam poradzić.

— Jak każdy normalny facet w twoim wieku — przyciął mu Michael.

— Właśnie! — zerwał się, ale zaraz przypomniał sobie o obolałych żebrach — Dlatego... zapożyczyłem się u nich.

— Oni tu wrócą, wiesz o tym?

— Tak, ale już mam hajs. Oddam im i będzie po sprawie.

Michael nie był usatysfakcjonowany tym planem. Życiowe doświadczenie mówiło mu, że nic nie da się załatwić łatwo i bez szkód. Szczególnie porachunki z szemranymi ludźmi, do których niegdyś należał i on.

— A co potem? Co z dalszym czynszem, hę?

— Idę jutro na rozmowę o pracę. Na osiemdziesiąt procent mogą mnie przyjąć — Jimmy napotkał się z litującym spojrzeniem ojca - No dobra, z tymi obrażeniami na sześćdziesiąt pięć.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo. Czuł jak napięcie powoli go opuszcza. Patrzył na swojego syna - niemotę z nadprogramową ilością kilogramów i wyjątkową nieumiejętnością radzenia sobie w życiu. Ostatecznie był to jednak jego syn i Michael coraz bardziej uświadamiał sobie, że drugą cechę mają wspólną, dziedziczną. Patrzyli na siebie obojętnie. Spojrzenia obojga wyrażały coś innego niż bierność. Po raz pierwszy od nie wiadomo kiedy czuli, że mogą sobie ufać. Mogą na sobie polegać, pomimo różnych gównianych sytuacji nawet jak ta sprzed niedawna z latynoskimi gangsterami. W końcu mogą zacząć być sobie jak ojciec i syn.

***

Trevor był zły. I choć to nie było u niego żadną nowością, ten stan był czymś u niego dawno nie doświadczonym. Po pierwsze, a właściwie przede wszystkim, winny temu był motocyklista Johnny i jego banda. Dawno nikt mu tak nie nadepnął na odcisk jak ta zgraja gangsterów-narkomanów. Po drugie, ciśnienie momentalnie mu podskakiwało na mus przyznania się przed samym sobą, że nie ma żadnego pomysłu na spektakularną zemstę. Uczuciem tym była bezsilność i Trevor ją strasznie nienawidził.

"Trzej wspaniali" | GTA VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz