Amunicji nigdy za wiele nie?

59 7 0
                                    

Czułem, jak świadomość wyrywa mnie z objęć Morfeusza. Zacząłem się przebudzać. Spojrzałem na zegarek stojący na szafce, pokazywał trzy minuty po siódmej. Ech, znowu to samo, organizm nie da się wyspać człowiekowi, co? Podniosłem się z łóżka, stanąłem na drabince i je zaścieliłem, po czym zszedłem na dół po cichu, by nikogo nie obudzić. Przebrałem się w ukochany mundur, zabrałem karabin, a do torby spakowałem zestaw do czyszczenia broni i paczkę amunicji. Potem, niczym myszka, przemknąłem w stronę drzwi. Wychodząc na dwór, przywitała mnie jakże kochana i uwielbiana przeze mnie „Lady Frost” i jej chłodny powiew wiatru. Czego się spodziewać od pogody o godzinie siódmej? Zamknąłem za sobą drzwi i rozejrzałem się za miejscem, na którym można byłoby usiąść. Jedyne miejsce, jakie znalazłem, to zawalony dąb - na oko 200 metrów od baraków. Stwierdziłem więc, że wolę to od siedzenia na ziemi. Po dotarciu do drzewa siadłem na nim, oparłem o nie karabin i w tym samym momencie zaśmiałem się pod nosem, myśląc jak komicznie to wygląda. Przypominam stalkera wyciągniętego wprost z zony. Uspokajając się, wyciągnąłem z torby paczkę amunicji z napisem PAB-9. Ach, pociski przeciwpancerne tańsze od SP-6, także mniej celne - ale co poradzić... Bogaczem nie jestem. Odczepiłem magazynek od karabinu i zacząłem ładować naboje. Tu też burżuazji nie ma, stwierdziłem gorzko, bo mam tylko dziesięcionabojowe. Kończąc ładowanie chwyciłem VSS'kę w ręce, zdjąłem pokrywę komory zamkowej, wyjąłem cały zamek, po czym chwyciłem za zestaw do czyszczenia. Oliwiłem,„odkurzałem” i polerowałem karabin na błysk. Po dłuższym czasie konserwacji broni skończyłem i odetchnąłem z ulgą.
Zauważyłem, że wychowawca już idzie złożyć nam wizytę, więc zabierając wszystko z sobą zacząłem truchtać w stronę akademików.
Zdążyłem przed nim, szybko wcisnąłem się w szereg, ale nigdzie nie widziałem Asha... Wszedł Hinton, zadziornym spojrzeniem zmierzył nas wszystkich i nasze posłania, sprawdzając czy nie zostawiliśmy za sobą bałaganu.
- Jest was jedenastu, a powinno być dwunastu! Nie będę tolerował spóźnialstwo! - wykrzyczał Anton. - Rekruci za mną, zobaczymy jak poradzi sobie śpiąca królewna - dopowiedział pogardliwym tonem, prowadząc nas przed kwatery, prosto na strzelnicę. Kiedy doszliśmy na miejsce, za nami pojawił się zadyszany Ash... Ech - pierwszy dzień, a ten już się spóźnia. Hinton kazał nam zająć stanowiska, a jemu zrobić pięćdziesiąt pompek za karę. Po chwili zajął on swoje stanowisko i wszyscy byliśmy gotowi na trening. A więc, dzisiaj będziecie strzelać do usranej śmierci - powiedział wychowawca. Nie uśmiechał się. - Naszej szkole zostało za dużo amunicji i albo zapłacimy karę albo wy to dzisiaj wystrzelacie. Czyli strzelajcie, w innym wypadku zrobię wam wraz z dowództwem jesień średniowiecza. Spojrzałem za siebie - stał tam Anton, a obok niego ogrom skrzynek amunicji. Moja pierwsza myśl brzmiała „Strzelam 9x39, nie ma bata, by mieli jej od groma”, jednak myliłem się. Było jej dziesięć razy więcej, niż bym się spodziewał. Po mojej lewej był spóźnialski z PTRS, który półautomatycznie walił jak hałbica pociskami 14,5, a po prawej chłopak. Trochę mniejszy ode mnie, noszący maskałat „ALFA” z naszywką Dmitri, strzelający z PPS-43, który nie był za głośny, ale za to szybki jak koliber. Wszyscy tylko ładowali amunicję do swej broni i strzelali. Wokół było pełno łusek, lufy broni były rozgrzane do czerwoności, barki nas bolały, a dym po wystrzałach gryzł w oczy jak cholera. Dosłownie po sześciu godzinach Hinton powiedział, że wyrobiliśmy normę i jesteśmy zwolnieni do końca dnia. Miałem dość, wróciłem na drzewo, które znalazłem o poranku i stwierdziłem, że się zdrzemnę, a pod wieczór zapoznam się zresztą ekipy. Oparłem się o konar zamykając oczy i czując jak bark wchodzi mi w rzyć. Udało mi się jednak ułożyć do snu. Nawiązując romans z chłodną wietrzną bryzą, zacząłem odpływać do krainy snów.

Akademia młodocianych strzelcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz