Gorzka krew

37 5 0
                                    

  Syrena zawyła, a wszyscy rozbiegliśmy się jak mrówki. Mój plan był prosty - znaleźć zamszone miejsce, skulić się, czekać na wroga i go podejść. Pochylony, z karabinem wcelowanym przed siebie, mknąłem pomiędzy drzewami jak cień. Zamszona kładka - idealne miejsce, by poczekać na wroga i oszacować położenie sojuszników. Przeszedłem do siadu tureckiego z sylwetką skierowaną w bok, za którą podążała lufa tłumionego karabinu. Rozejrzałem się dookoła, Dimitri zgrupował się z Boonesem; biegli na prawo od mojej pozycji. Reszty nie udało mi się wypatrzeć, lecz po krótkiej chwili rozbrzmiał pierwszy wystrzał, głośny na tyle, że ptaki zaczeły odlatywać z drzew. Pewnie Ash kogoś zauważył. Dziwne, że to nie jego wypatrzyli. Czekając w ukryciu, dalej wypatrywałem wroga i raz po raz słychać było wystrzał lub serię ciągnącą się sznurem, jedna za drugą. Pora się stąd ruszyć - pomyślałem i pobiegłem w stronę flagi wroga. Nagle zauważyłem ruch w krzakach przede mną. Szybki doskok do najbliższej osłony, tudzież drzewa, wcelowanie się i... z krzaków wybiegła osoba z czerwoną przepaską. Dwa pociągnięcia spustu na pojedynczym, dwa wystrzały pocisków niczym rozwścieczone osy poleciały w wroga. Ten, trafiony w sam środek klatki piersiowej, zaczął się zwijać z bólu na ziemi. Podszedłem ostrożnie, by rozpoznać kto to. Przeciwnikiem okazała się być Gretel. Stwierdziłem, że nie ma co przy niej stać i ruszyłem dalej. Zanimjednak zdążyłem się oddalić wystarczająco daleko, zauważyłem, jak mówi do radia: „martwa". Chwila, mieliśmy wziąć radia?! Nieciekawie, jak Hinton się dowie, ale może nie zauważy; przynajmniej taką miałem nadzieję. Strzały w moją stronę przerwały gorące modlitwy - zostałem zauważony. Wbiegając za korzeń, znajdujący się trzy metry obok mnie, wyjrzałem w przewidywaną stronę strzału. To, co zobaczyłem, rozbawiło mnie do łez - a nie zdarza się to często. Na gałęzi jednego z drzew wisiał powieszony za spodnie Bruno. Biedaczyna musiał się zaczepić i nie ma jak zejść - zaraz mu pomogę. Zanim jednak wychyliłem się do strzału, zauważyłem Ash'a. O nie, to będzie lepsza zemsta za worek, frajerze! Szybki gwizd na komrada zadziałał - zwróciłem jego uwagę na siebie, po czym pokazałem mu gdzie jest palcem, następnie zacisnąłem pięść i uderzyłem nią w otwartą dłoń, odwzorowując coś w stylu „nie cackaj się". Teraz tylko obserwować co się stanie. Wychyliłem się, a za mną rozbrzmiał głośny wystrzał PTRS'a. Czas jakby spowolnił, a ja tylko patrzyłem, jak pocisk uderza w nieszczęsną duszę z taką siłą, że odrzuca go na 2 metry w tył, a za nim fragment gałęzi na której wisiał. To musiało boleć - no ale cóż - napieramy dalej. Dająć znak Ashowi, że robotę wykonał idealnie, kazałem mu oflankwać wroga, a ja pobiegnę frontalnie. Krótka przebieżka - i co widzę? Belatrice próbuje wspiąć się na jakąś ścianę.

 - Ej. Co jest? - zapytałem. 

- Flagi znajdują się na wzniesieniach; dwanaście na dwanaście metrów plus trzy wysokości - odparła.

 - Dobra, dawaj, podsadzę cię, a potem sam wskoczę - w końcu bycie wysokim ma swoje plusy.

 - Oki doki, łosiu! - odpowiedziała.

 Podsadziłem ją na górę, po czym sam zacząłem się wspinać, ale zanim cokolwiek zrobiłem, poczułem uderzenie czymś piekielnie twardym w twarz.

 - Cholera, co jest? - wysyczałem, krzywiąc się.

 - Sorki, kocie - powiedziała z pogardliwym uśmiechem. - Zwycięzca może być tylko jeden. Pokazała mi środkowy palec i odbiegła.

 Podniosłem się i otrzepałem, wciąż w szoku. Dobiegli do mnie Clyde i Ash.

 - Ej, stary? Co ty taki wkurzony? - zapytał Clyde.

 - Spierdalaj. Ta mała... - zacisnąłem zęby, żeby nie zdenerwować się jeszcze bardziej. - Zepchnęła mnie i powiedziała, że chce wygrać to sama.

 - To dawaj, gonimy ją! - wykrzyczał, a ja kiwnąłem głową.

 Zaczęliśmy się wspinać.Na kostce rosła trawa po kolana, a na środku znajdowała się Belatrice - 2 metry od flagi. Gdy nabierałem pewności, że zaraz ją chwyci, z trawy wyłoniły się dwie oznaczone na czerwono postacie. - Ognia!Powietrze zdawało się być cięte dźwiękiem świszczących kul.Nagle, zupełnie niespodziewanie, zapadła cisza. Z nas wszystkich stała już tam tylko nasza trójka... Ash, Clyde i ja. Belatrice została rozstrzelana w próbie dobiegnięcia do flagi na czas. Przez las rozbrzmiała syrena, gra skończona. Wygraliśmy poprzez wybicie drużyny przeciwnej. Wszyscy zebrali się znowu na środku. Hinton ponarzekał na taktyki - ale co poradzić. Odprowadził nas do baraków, a wszyscy - bardziej lub mniej obolali - położyli się na łóżka, by odpocząć. Ja tamtej nocy nie mogłem spać i siedziałem do późna, myśląc, czemu stało się to, co się stało. Czy na prawdziwej wojnie też takie sytuacje będą miały miejsce? Niespodziewanie, na moją białą pościel skapnęły dwie krople czegoś czerwonego. Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu. Przystawiłem rękę do nosa, a ta całkowicie pokryła się krwią.To było ostatnie, co pamiętam z tamtego wieczoru.  

Akademia młodocianych strzelcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz