- Ej, P! - wydarła się Amethyst z dołu. Nie wiedziała pewnie, że jeszcze został mi weekend jako ostatnia okazja, by się wyspać? Co za naród... - Jeżeli nie zejdziesz w ciągu trzech sekund, to ciebie tu wytargam za kłaki!
Uniosłam głowę odrywając się od obślinionej przez sen poduszki, przetarłam oczy, nasuwając od razu okulary na nos, po czym rozejrzałam się po moim pokoju, wypełnionym po brzegi światłem poranka. Zmrużyłam ślepia, zasłaniając je dłonią i odwracając wzrok od nieskutecznych w swojej roli rolet.
Maskotka z Panem Alienem zamiast spoczywać na stoliczku nocnym opierając się o ścianę, leżała na dywanie. Nawet nie chciało mi się sięgać pod łóżko oraz ją poprawić; czułam się zupełnie wyrwana z cholernego letargu. A mogło być tak pięknie.
- No co...? - mruknęłam cicho przypominając sobie, który jest właściwie rok. Wsunęłam stopy w białe kapcie w czarne ciapki. Znając siebie miałam w tym momencie włosy porozrzucane we wszystkie strony świata. Pewnie oprócz Ametyst Kwarc, Granat też była od dawna na nogach, a Perła szykowała sobie drugie śniadanie zbierając się do pracy. Jak zwykle przeczucie i znanie tych lasek nie od wczoraj mnie nie myliło. Zeszłam po schodach, masując skronie z nadzieją, że rumień z jakim się obudziłam prędko zejdzie.Jeden stopień...
Drugi stopień...
Z kolejnym schodkiem poziom mojego wkurwu rósł osiągając najgorszy
- Trzeci. Czego znowu chcesz? - warknęłam rzucając nienawistne spojrzenie do fioletowowłosej mulatki. Ta wzruszyła ramionami leżąc rozwalona na kanapie.
- Nie ja, a raczej ona. - wskazała wzrokiem w stronę przedpokoju. Uśmiechnęła się krzywo, przeciągając się jak zrelaksowany kocur. Nie zapowiadało się pewnie na coś dobrego.- Masz gościa. Nie chwaliłaś się, że masz jakichkolwiek przyjaciół... albo znajomych.A nie mówiłam?!
- Ja nawet nie rozumiem jak taka miła osoba może trzymać się z takim płytkim odludkiem... - mruknęła Perła przechodząc obok.
- Wciąż tu stoję. - mruknęłam do bladej kobiety, przeczesując nerwowo kosmyk włosów za ucho. Waliło mnie to, że nadal stałam na środku salonu jeszcze w piżamie.
Widać było, że Perła odświeżała różowy kolor swoich włosów, który jeszcze wczoraj miał ślady jej bordowych pasm. Zapinała na ostatni guzik swoją błękitną koszulę w kratę przeplataną z jasnym czerwieniem na ramionach. Pod spodem zaś był biały wyszczuplający podkoszulek. Żałosne...jakby miała kompleksy, a jeszcze niedawno trenowała balet i nie zarzucała wtedy sobie, że wygląda źle.
- Wydawało mi się, że dzisiaj zaczynasz rok - wtrąciła zaraz Perła oglądając się na mnie. Jakby już matka nie sprawiała mi wystarczającej ilości problemów swoimi ciągłymi pretensjami przed wyprowadzką. - Może byś się przywitała z koleżanką? Przyszła cię odebrać.Przetarłam powieki by się wybudzić ze swojego zaspania. Trochę niefajnie było witać kogoś w piżamie, jednak nie miałam innego wyboru. Widząc przyciemnioną sylwetkę zza szklanej części drzwi prowadzących do przedpokoju, otworzyłam je szeroko. Wybałuszyłam je lekko, nie spodziewając się...
- Ciamajda z wczoraj? - wymsknęło mi się. Nie spodziewałam się jej ani trochę. Po co ona tu przyszła?
- Cześć, też miło cię widzieć - przyznała odgarniając nieśmiało kosmyk włosów za ucho. - Chciałam ci podziękować. Wiesz, emm... - starała się znaleźć odpowiednie słowa.
Podrapała się po ramieniu uciekając na moment wzrokiem na klamkę. A raczej na moją dłoń gotową zamknąć jej drzwi przed nosem w tym samym momencie. Zmarszczyłam tylko brwi. Zdecydowanie mi się ten moment mi się dłużył z coraz większą chwilą zażenowania że widzi mnie w czarno-zielonej piżamie w statki kosmiczne.
- Za klucze? - postanowiłam dokończyć za nią, marszcząc ze znudzeniem brwi.
- Tak! Tak, dokładnie.
- Na drugi raz sprzedam je na czarnym rynku, jeśli je ponownie znajdę - powiedziałam chcąc trochę zmotywować do mniejszego roztrzepania, ale zaraz czyjaś ręka zdecydowanie za mocno ścisnęła moje ramię. Odsunęłam się jak oparzona, a Perła wyprzedziła mnie uśmiechając się delikatnie do opalonej dziewczyny.
- Może póki Perydot się ogarnia na uczelnię chciałabyś wejść na moment? Kawy, herbaty? - zapytała uśmiechając się do niej przyjaźnie. Wręcz zbyt przyjaźnie, że nawet mnie przeszedł dreszcz na moment. Biedna, a taka młoda była. Zamęczą ją na śmierć.
Zanim niebieskowłosej wymknęły się jąkliwe słowa sprzeciwu, już została wciągnięta do środka, by nie stać w progu. Została od razu otoczona przez moje współlokatorki jak padlina przez wygłodniałe sępy. Albo jak Pan Alien w odcinku w czternastym uciekając z galaktycznego więzienia. Przez ich przewagę liczebną westchnęłam tylko ze zrezygnowaniem i uciekłam po schodach na górę, by oszczędzić dziewczynie jak najmniej czasu zasypywania jej pytaniami i towarzyskich tortur.
CZYTASZ
Lapidot || Singielka
Fanfiction''Singielka'' to opowieść Lapidot o wielu twarzach, przedstawiająca historię dwóch przeciwieństw. Lapis i Peridot; dziewczyny z zupełnie różnych światów. Jednakże połączyły je studia w Empire City. Co mogłoby pójść nie tak? Tego dowiecie się w tej...