Wojna to nic nowego w moim życiu. Wiele słyszałam o krwawych bitwach z poganami. Wiele razy ratowałam ludzi od niepotrzebnej rzezi. Można powiedzieć że niewiele kobiet w Anglii miało do czynienia z bronią. Byłam tym wyjątkiem. Wiele prób i treningów przetrwałam aby się tu znaleźć. Gdyby nie moja wytrwałość raczej już dawno wąchałabym kwiatki od spodu.
Wojsko szykowało się do uratowania, podbitego przez wikingów, Jorku. Wiele dni wypatrywano szczególnych znaków.
Aż wreszcie przybyła do miasta choroba i wszyscy myśleli że poganie palą zmarłych. Wydawało się że to opaczność boga zlitowała się nad nami. Wszystko miało okazać się za niedługo.
Jeszcze przed przygotowaniami postanowiłam porozmawiać z moim przyjacielem Heahmundem. Znałam go bardzo długo. Nawet kiedy zostawił mnie i wyruszył odnaleźć powołanie, wiedziałam że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Weszłam do namiotu Heahmunda.
- (T.I) jak miło cię widzieć- powiedział.
- Ciebie też- rzekłam.
- Jak idą ci przygotowania?
- Dobrze, ale wydaje mi się że to może być zwycięska bitwa. Poganie podali się jak na tacy.
- Nie lekceważ normanów. Ale masz rację, z Bożą pomocą zwyciężymy- w jego oczach zobaczyłam tajemniczy błysk.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk trąb. Za niedługo mieliśmy wyruszyć.
- Czas na nas- powiedziałam i wyszłam z namiotu.
Wszyscy byli już gotowi. Zasiadłam na konia i ruszyliśmy w stronę Jorku.
***
Kilka chwil później byliśmy na miejscy. U podnóża murów miasta. Trzymałam się z tyłu.
Nie wiem co się dokładnie stało ale w mieście nikogo nie było. I nagle tysiąc myśli przeleciało mi przez głowę. Wiedziałam że coś jest nie tak.
Nagle poganie wyrośli jak z pod ziemi. Rozpętała się bitwa, albo raczej krwawa rzeź. Żołnierze ginęli jeden za drugim a ja nie wiedziałam co robić. Moja zręczność pozwoliła mi się bronić, ale nie na długo.
Nagle jeden z nordmonów wybiegł na mnie z toparem. Zamknęłam oczy licząc na bolesny cios, ale nic nie poczułam. Otworzyłam momentalnie oczy i zobaczyłam heahmunda który jednym ciosem odciął poganowi gardło. Hehmund zaskoczył z konia i pociągnął mnie bliżej siebie.
- (T.I) uciekaj- powiedział, a ja nie wiedziałam co mam zrobić.
- Nie moge!- powiedziałam.
Trudno było cokolwiem zrobić w tym zamęcie. Strzały przeleciały nam nadgłowami więc załapałam za tarcze która leżała na ziemi. Zasłoniłam nas przed ostrymi grotami.
- Na litość Boską, (T.I) ratuj się- powiedział i spojrzał mi w oczy.
- Dlaczego?- zapytałam a oczy mojego przyjaciela zabłysły nieznanym i blaskiem.
- Zależy mi na twoim życiu - odparł - (T.I) ja cie kocham- nachylił się nade mną i delikatnie mnie pocałował. Czułam jego ból i nienawiść do ludzi którzy spowodowali tą wojnę.
Nagle wszystko do mnie dotarło. Heahmund pomógł mi wsiąść na konia. A resztę pamiętam jak przez mgłę. Uciekłam z pola bitwy, ale nie pamiętam jak i czy byłam cała. Pomietam tylko ból rozstania.