2

3 0 0
                                    

Został mi tydzień, zanim statek będzie gotowy i zakończą się szkolenia. Byłam właśnie na placu treningowym. Tak odreagowywałam stres. Od kilku dni mało sypiałam, a jak już się udało dręczyły mnie koszmary, których rano nie pamiętałam. Słowa Remingtona nie dawały mi spokoju, tak samo jak jego motyw. Dlaczego to powiedział? Co nim kierowało? Co chciał dopowiedzieć? Ta niewiedza dręczyła mnie tak samo jak koszmary.

Próbowałam zacząć od medytacji, ale wyciszenie nie potrafiło przyjść. Przeszłam więc do metodycznych ruchów rozciągających mięśnie. Przyjemne uczucie odegnało choć na chwilę dręczące mnie myśli. Z mieczami treningowymi ruszyłam na szmaciane cele wypchane sianem. Nasz plac treningowy był żywcem wyciągnięty z filmów o średniowieczu. Tutaj byli dopuszczani tubylcy, a dalej do kwater już nie. Trzeba sprawiać pozory. Ćwiczyłam piruety i trudniejsze pozycje. Zawsze walczę dwoma mieczami z wygiętymi ostrzami. Są przedłużeniem moich rąk i dają więcej pewności siebie. Nie używam tarczy, tak jak większość z wojowników, uważam, że moją tarczą są umiejętności i szybkość. Wiem, że niektórzy mnie obserwują. Często to robili. Nowi kadeci zawsze wgapiali się we mnie. Zauważyłam jak przy stajni zebrało się kilkoro z nich. Słyszałam komentarze, choć wypowiadali je cicho.

-Jak ona się porusza...

-Taka szybka. Ciekawe czy kiedyś jej dorównam?

-Jak na dziewczynę to nawet jest niezła, ale podobno nikt jej nie lubi. Widzieliście kiedyś, żeby rozmawiała z kimkolwiek?

Próbowałam się skupić, ale te słowa wyprowadzały mnie z równowagi, którą ciężko było mi odzyskać. Poślizgnęłam się na błocie i zamiast wykonać kolejny piruet, musiałam wbić drewniany sztych w ziemię, żeby utrzymać równowagę.

-Powinnaś odpocząć.-usłyszałam i powiodłam wzrokiem dookoła. Remington stał z boku ubrany w długi podróżny płaszcz i wysokie buty umazane błotem. Pod oczami miał cienie i wyglądał na zmęczonego.

-Tobie bardziej się to przyda.-zauważyłam wyrywając miecz z błota. Nie chciałam na niego patrzeć.

-Trening idzie Ci gorzej niż zwykle, jesteś roztargniona.-zauważył.

-Po co się wtrącasz?-warknęłam z opuszczoną głową.

-Bo nikt inny Ci tego nie powie. Młodsi się Ciebie boją, a starzy olewają, widząc w Tobie rywalkę.-miał rację, tak to właśnie wyglądało. Byłam jedną z najlepszych, bo nie miałam tu przyjaciół i skupiłam się na szkoleniu. Brałam je zbyt poważnie. Odważyłam się podnieść głowę i spojrzałam na niego.-Jadłaś już śniadanie?-spytał z miłym uśmiechem.

-Nie potrzebuję towarzystwa.-odparłam i ruszyłam przez błoto w stronę łaźni. Nie zwracałam już uwagi na kadetów, niech sobie plotkują, najwidoczniej to jest ważniejsze niż ćwiczenia. Słyszałam kroki za sobą.

-Ja go potrzebuje.-usłyszałam Zwiadowcę za sobą.

-Masz koleżanki po fachu.-mruknęłam. Czy zawsze odrzucam ludzi od siebie? Zmarszczyłam brwi wchodząc do łaźni. Moje rzeczy leżały przygotowane na drewnianej ławie. Sauna i szybka kąpiel w chłodnej wodzie podziałały kojąco na moje ciało, ale nie na myśli. Poszłam na stołówkę z mokrymi włosami. Duża sala mieściła się w głównym budynku.  Drewniane stoliki z krzesłami były rozrzucone po całym pomieszczeniu. Po lewej było przejście do kuchni, gdzie "służba" uwijała się przy gotowaniu, pieczeniu, zmywaniu i innych czynnościach. Podeszłam do okienka i zamówiłam śniadanie. Było wcześnie, więc musiałam poczekać. Dziś był dzień wolny, więc większość mieszkańców jeszcze spała. Sala była prawie pusta. Dostrzegłam tylko jedną postać, Remington rozsiadł się w odległym kącie i popijał coś z drewnianego kubka. Odwróciłam się do niego plecami. W końcu dostałam miskę z pełno białkową papką, kawał chleba razowego i kubek z naparem przypominającym herbatę. Usiadłam przy najbliższym stoliku i zaczęłam jeść nie zwracając uwagi na kadetów, którzy właśnie weszli do środka.

-Można?-usłyszałam Zwiadowcę, nie czekając na odpowiedź usiadł naprzeciw mnie i obserwował jak jem.

-Czego chcesz?-spytałam, gdy tylko zjadłam wszystko z miski przegryzając chlebem.

-Mówiłem już.-jego zielone oczy były wpatrzone we mnie.

-Generał Ci dała rozkaz sprawdzenia mnie?-spytałam, bo żadne inne wytłumaczenie jego zachowania nie pasowało.

-Chciałabyś w to wierzyć?-przekrzywił głowę.

-Nie rozumiem Twojego zachowania i próbuję je racjonalnie wytłumaczyć.-odparłam dopijając napar.

-Więc może na razie wystarczy, że powiem, iż Generał martwi się o Ciebie i ma wyrzuty sumienia. Musi kogoś posłać, ale każdy wybór jest zły. Padło na Ciebie, dlatego, że...-szeptał tak, żeby nikt nie mógł usłyszeć jego słów.

-Dlatego, że nie mam nikogo, kto by cierpiał po moim odejściu.-dokończyłam za niego. Przygryzł dolną wargę, jakby nie tylko o to chodziło.

-Generał dała mi przyzwolenie na urlop i zabranie Cię poza mury wioski. Wyjeżdżamy popołudniu.-oświadczył nagle wprawiając mnie w zdziwienie.-Spakuj jedną zmianę ubrań, broń przyboczną i jakąś dobrą książkę. O piętnastej spotkamy się przy stajni.

-Widzę, że nie zamierzasz pytać mnie o zdanie.-mruknęłam.

-Idź do Generał, jeśli Ci to nie odpowiada.-zmęczenie dawało mu się we znaki, wstał i wyszedł nie mówiąc nic więcej. Patrzyłam za nim przez dłuższą chwilę, a potem poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i padłam na łóżko.

Czasem przychodzą chwile słabości, kiedy samotności nie potrafię zagłuszyć, ani w żaden sposób się jej pozbyć. Uciekam, wtedy w fantazje. Nagłe zainteresowanie Remingtona sprawiło, że zagościł w nich. To był odruch, nie specjalnie. Wiem, że on nic do mnie nie czuje, nawet się nie znamy, ale fantazjowanie o miłości pomaga.

Volantis.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz