5

2 0 0
                                    

Otworzyłam oczy i w półmroku nocnych świateł dostrzegłam Remingtona na łóżku obok. Sama nie wiem co mnie obudziło, ale na pewno to nie były koszmary. Patrzyłam na mężczyznę dłuższą chwilę. Spał bez koszulki, do połowy przykryty kołdrą. Dokładnie obejrzałam jego spokojną twarz, klatkę piersiową, ramiona. Moja wyobraźnia zaczynała działać i nie do końca mi się to podobało. Wstałam po cichu, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z sypialni. Ubrałam się i przeczesałam włosy palcami.

-Co robić?-spytałam powietrza, a ono za nic nie chciało mi odpowiedzieć. Górę wzięło, więc przyzwyczajenie; śniadanie, potem ćwiczenia. Odkryłam, że bez zgody Remingtona nie mogę opuścić bazy. Z przebieżki nici. Medytacja? Czemu nie? Może dam radę wyciszyć się.

-Ranny, z Ciebie, ptaszek.-budowaną ponad godzinę równowagę zburzyły słowa szatyna. Zachwiałam się stojąc na jednej nodze i runęłam na podłogę. Obiłam lekko tyłek i spojrzałam na niego z wyrzutem. Uśmiechał się do mnie, ubrany jedynie w spodnie dresowe, które zdecydowanie za nisko mu się zsunęły. Dłonie mi się spociły i zrobiło mi się okropnie gorąco, odchrząknęłam czując gulę w gardle.

-Powinieneś się więcej ubierać.-mruknęłam nielogicznie i spróbowałam na niego nie patrzeć. Potargał ciemne włosy naturalnym gestem i się zaśmiał.

-Myślałem, że Wojownicy tak chodzą na co dzień. Wiesz, na luzie, gotowi do ćwiczeń.-zaczął się tłumaczyć, ale nie poszedł założyć choćby koszulki. Usiadł przy konsoli i zamówił sobie śniadanie.-Pewnie już jadłaś, ale może chcesz coś?-spytał, a ja nie potrafiłam pozbierać się z podłogi.

-Nie.-wymamrotałam, niezdrowo wgapiając się w jego plecy. Co się ze mną dzieje? Co mogło być w mieszance witamin, którą rano piłam? Spojrzał na mnie, a ja szybko odwróciłam wzrok jak dziecko, a nie dorosły wojownik.

-Dobrze.-jego zamówienie się pojawiło.-A co chciałabyś robić dzisiaj? Pamiętaj, że masz wolne, masz odpocząć.-wgryzł się w zwyczajną kanapkę.

-Chciałam pobiegać, ale bez Twojej zgody nie mogę opuścić bazy.-poskarżyłam się. Wstałam z podłogi i wyprostowałam się dumnie.

-Bieganie odpada.-zawyrokował i znów ugryzł kanapkę. Strasznie dużo jedzenia mieści w ustach.-Masz odpocząć, a nie trenować.-pomachał karcąco palcem.

-To rozkaz?-spytałam unosząc jedną brew. Zrobił ostatniego gryza i ubrudził policzek różowym sosem.

-Dokładnie.-odpowiedział, gdy tylko połknął.

-Masz coś...-wskazałam na policzek. Przetarł palcem, ale drugi.-Po drugiej stronie.-znów nie w tym miejscu.-Dalej masz...-też nie trafił. Ta nieporadność zaczynała mnie denerwować. Wyciągnęłam w jego stronę dłoń i delikatnie starłam sos z policzka. Skóra Remingtona była miękka, i ciepła, i taka przyjemna. Patrzyliśmy na siebie zaskoczeni. Nigdy tak nie dotykałam mężczyzny. Policzki zaczęły mi płonąć, tak małe zdarzenie, a wydało mi się teraz strasznie żenujące. Już się odwracałam, żeby zmyć sos z palca, ale on mnie chwycił za nadgarstek i przyciągnął go do swoich ust. Zlizał różową maź z mojego palca i uważnie mnie obserwował.

-Umyłabym go.-szepnęłam, bo bałam się, że jeśli spróbuję coś głośniej powiedzieć to gardło mnie zawiedzie.

-Teraz też jest dobrze?-puścił mnie, a ja jak jakaś kretynka w romansidle, pokiwałam głową.-Co robisz jak masz wolne?-spytał zmieniając temat i już tak uważnie na mnie nie patrząc. Wzruszyłam ramionami.

-Nie biorę wolnego.-usiadłam na wolnym krześle.

-Widzę, że wiele musisz nadrobić.-uśmiech rozpromienił jego twarz.-Zaczniemy od zwykłej rozmowy.

Wskazał fotele, zamówił napar z prawdziwej herbaty i rozsiedliśmy się. Najpierw on mówił, a ja go słuchałam. Opowiadał o misjach, które go bawiły. Muszę przyznać, że niektóre naprawdę były śmieszne. Słuchanie go, patrzenie jak gestykuluje, jakie miny przy tym robi, było bardzo przyjemne. Sama zaczęłam opowiadać, ale tylko to co działo się na Volantis. O tym co było przed przylotem, nie miałam ochoty nawet sobie przypominać. Zaczęliśmy po śniadaniu od zabawnych rzeczy, a skończyliśmy późnym popołudniem opowieścią o tym co przeżywa Zwiadowca. Urodził się tu, więc obowiązuje go tutejsze prawo. Mimo tego, że należy do "Czarnych" ma tak jak inni tubylcy zakaz wylotów, który jest ściągany tylko za zgodą Generała albo rady Federacji. Jego matka odrzuca każdy wniosek, który składa, a rada odsyła go do niej z powrotem.

-Czemu?-spytałam patrząc w jego smutne, zielone oczy.

-Jestem najlepszym Zwiadowcom od czasu mojego ojca. Matka nie chce stracić mnie, ani jako syna, ani jako dobrą jednostkę. Boi się, że nie wróciłbym, że wybrałbym inaczej niż ona.-musiałam pogłaskać go po ramieniu.

-Jest egoistką.-mruknęłam, od tej strony nie znałam pani Generał.

-Jest służbistką.-poprawił mnie i dotknął mojej dłoni.

-Czemu nie złożysz donosu na nią? Przysługuje Ci prawo wylotu na najbliższą stację w ramach nauki. O ile dobrze pamiętam na rok.-jego palce były przyjemnie ciepłe, nie odsunęłam ręki pławiąc się w nowym doświadczeniu.

-Wykorzystałem już ten rok, a donosu nie złożę, bo coś mnie tu jeszcze trzyma.-spojrzał na nasze dłonie i uśmiechnął się czule.

-Przyzwyczajenie czy dziewczyna?-spytałam.-A może chłopak?-dodałam szybko uważając na poprawność. Zaśmiał się i coś wymamrotał. Nie zrozumiałam go w ogóle.-Co?

-Jest jedna dziewczyna, ale to chyba przegrana sprawa. Czas na jedzenie, nie uważasz?-nie zdziwiło mnie, gdy szybko zmienił temat. Puścił moją dłoń, podszedł do jednej z konsol i zamówił posiłek. Jedząc uraczył mnie kilkoma opowiastkami o przysmakach w krajach, które odwiedzał ze względu na pracę. Znów się śmialiśmy.

Kładąc się do łóżka rozmyślałam o tym jak spędziliśmy dzień. Cały przegadaliśmy popijając herbatę. Odcięłam się od innych ludzi i dlatego zaskoczył mnie fakt, że było naprawdę przyjemnie. Chciałabym móc tak spędzać wolne dni. Wyjechać na bezludzie z kimś miłym i słuchać tej osoby. Miłe było też to, że on mnie słuchał, a nawet kiwał głową, że rozumie co czasem czuje. Wybraliśmy się na małą przejażdżkę przed spaniem. Już robiło się ciemno, ale nam to zupełnie nie przeszkadzało. Wiatr we włosach, zapach lasu i gór, odprężyło mnie to. Bławatka też poczuła się lepiej spędzając czas na otwartej przestrzeni. Szybka kolacja oraz prysznic. Remington czekał, aż skończę, dając mi trochę prywatności w małej bazie. Poszłam spać czując, że dobrze wykorzystałam dzień i świetnie się bawiłam, mimo wcześniejszych oporów.

Volantis.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz