Droga Krasno,
widzę przecież wyraźnie, że w tym samym kierunku spoglądamy. Tylko milczysz. Nie mówisz nic, trzymasz język na wodzy. I czuję się, jakby tylko z jednej strony mnie słońce grzało, ale czy usta nie zamykają się, gdy mają do powiedzenia coś ważnego? Pamiętam jeszcze — znalazłam się na dnie i usłyszałam wnet pukanie od spodu. Czy jestem sama, czy samotna, czy prowadzę szczęśliwy żywot z Tobie nieznajomym, nieważne, wracam myślami do Ciebie i przypominam sobie, kogo tak naprawdę potrzebuję. Zupełnie jak gdybyś była wzorem, ideałem wytyczającym do czego powinno się dążyć. Powiedz, a Ty wady jakieś masz? Nie wiem już, gdzie mam ich szukać. Chociaż może wadą jest ta Twoja słabość, która doprowadza mnie do białej gorączki. Ta niewielka rysa na tafli wielkiego chłodnego jeziora. Fakt, że nie jesteś panną. Tylko dlaczego mówisz tak, jak gdybyś chciała być? I po co wciąż powtarzasz, że szukasz takiego charakteru jak mój? Co za ułomne nieszczęśliwe dopasowanie. Ja po prostu nie chcę się wtrącać i mówić niczego wprost. Zresztą, nawet kiedy próbuję, delikatnie i subtelnie, odtrącasz mnie. Czego Ty chcesz, Krasno? Czego Ty chcesz od życia? Czego chcesz ode mnie?Oczekujesz ode mnie, że wysypię potok słów o Twoim uroku, cudowności, oczach w kolorze nieba, w których odbija się piękno? Przecież wiesz o tym wszystkim. A ja w końcu stracę cierpliwość. Wiem, to taka miłość baśniowa, kiedy ktoś czeka w nieskończoność. Tylko Ty najwyraźniej nawet nie zdajesz sobie sprawy, że jestem teraz w pełni poważna. Więc może powinnam udać się inną drogą i po prostu znaleźć kogoś innego. Kogoś innego, kto będzie słodko uśmiechał się z zakłopotaniem, krzyczał na mnie, żebym o siebie dbała, prosił mnie o rady i sam ich udzielał, żalił mi się tak jak Ty. I chciałabym powiedzieć, że na moim ramieniu zawsze będziesz mogła się wypłakać, ale może nadszedł już czas, aby to zakończyć?
Czasem mam ochotę usiąść obok i Twoją dłoń zamknąć w swojej dłoni, ale to mi nawet nie wypada, skoro nie jesteś sama. Miłość to trucizna. Smak ma słodki, ale zabija niezawodnie.
Więc może nadal żyjmy swoim życiem. Ty bezpiecznym i stabilnym, ja — pełnym ryzyka i spontaniczności. Może kiedyś te dwie skrajnie różne drogi znów się zejdą i będzie wówczas inaczej. A może przeczytasz ten list, którego nie mam zamiaru wysyłać i zorientujesz się, kto jest jego odbiorcą. A może to tylko stek kłamstw, którym nie należy się przejmować. Ale to już nieistotne. Bywaj, Krasna.
S.