O królu, który chciał oszukać śmierć cz.2

75 11 10
                                    

Ciało królowej spoczęło na wysokim kamiennym łożu w samy środku królewskiego grobowca. Przytłumiony blask świec oświetlał jej marmurowe lico. Miała na sobie szmaragdową suknie, która idealnie opinała jej kobiece kształty i kontrastowała z kolorem ognistych włosów. Oczy królowej zamknięto, by nie straszyły żałobników, a na powiekach, wedle starego zwyczaju, położono dwie złote monety.

Król klęczał u stóp małżonki już od kilku godzin. Modlił się do wszystkich bogów, których tylko pamiętał. To Wielkiego Pana Nieba, który zsyłał burze i wichury, do Pani Ziemi, damy okrutnej lecz sprawiedliwej w osądzie, wznosił modły nawet do podstępnego boga Podziemi. Niestety... mimo najszczerszych chęci, nie dostał od nich odpowiedzi. Do krypty co chwila przychodzili sekretarze i ministrowie. Informowali króla, że stos jest już gotowy, a ceremonia pogrzebowa powinna się zacząć. Król jednak nie był w stanie opuścić żony, myśl o tym, że jej piękne ciało miało zostać spalone nie mieściła mu się w głowie. Padł na zimną posadzkę i począł śpiewać żałobne pieśni.

Z transu wyrwało go skrzypnięcie drzwi. Wstał raptownie i obrócił się w kierunku wyjścia.

- Kto śmie zakłócać mój spokój?- Wykrzyczał, a jego głos echem odbił się od kamiennych ścian. Przy schodach stała dziewczynka. Miała na sobie różową sukienkę i skórzane trzewiki. Z pod wachlarza gęstych rzęs, bystro spoglądały błękitne oczka, a bladą buźkę zdobiły malinowe rumieńce. Można by rzec, aniołek gdyby nie jedna zasadnicza sprawa. Z pomiędzy jej złotych warkoczy wyrastały poskręcane, czarne rogi. Król zląkł się strasznie i odskoczył, zawadzając przy tym o ciało żony tak, że ręka nieboszczki nieznacznie zmieniła położenie.

-Nie bój się panie- wychrypiało stworzenie, a z jego usta począł wydobywać się dym.- Prosiłeś mego mistrza, Pana Podziemi, aby pomógł odzyskać ci ukochaną. Oto jestem, żeby cię do niej zaprowadzić.

Nastała niepokojąca cisza, którą co chwila przerywało nieregularne dudnienie serca króla. Myśli zalewały go niczym wodospad. Czy miał iść za tą poczwarą? To może być podstęp, ale także jedyny sposób by odzyskać utraconą miłość.

-Zgadzam się. Zabierz mnie do niej- istota uśmiechnęła się chytrze i dotknęła drobniutką dłonią, kamiennej posadzki. W podłodze powstała gigantyczna szczelina, a z niej wynurzały się schody, oświetlone jedynie maleńkimi czerwonymi lampkami. Stwór pierwszy skierował się ku rozpadlinie, król podążał tuż za nim. Gdy stanął na pierwszym schodzie szczelina zaczęła się zrastać tuż nad jego głową. Teraz mężczyzna nie miał wyjścia. Musiał iść za swoją demoniczną przewodniczką prosto w nieznane.

Tunel wydawał się nie mieć końca. Wił się kilometrami, lecz mimo rozległego dystansu jaki król przebył wcale nie odczuwał zmęczenia. Miłość pchała go do przodu. Dla umilenia sobie długiej podróży postanowił podziwiać widoki. Niestety, krajobraz ponurej krainy był szalenie monotonny. Ściany, sufit i podłoga tunelu były zrobione z gliniastej ziemi, Gdzieniegdzie wystawały korzenie lub fragment kości. Najciekawsze były światełka, które młodzieniec omylnie wziął za lampki. W rzeczywistości okazały się najprawdziwszymi rubinami, świecącymi w ciemności.

- Jesteśmy, za tymi wrotami znajdziesz swą ukochaną- piekielna poczwara zatrzymała się i wskazała dłonią na drzwi u wylotu tunelu.

-Jak to? Tak po prostu? Mam otworzyć drzwi i ją zabrać? A gdzie haczyk?

-Nie ma. Mój Pan czasem lituje się nad wami, śmiertelnikami. Spełnia wasze błagania, ot tak dla rozrywki. Przypomnij sobie Orfeusza albo Dantego, oni także prosili, a Pan ich wysłuchał.

-Nie wiem o kim mówisz.

-Hmm... trudno. Otwieraj drzwi i zabierz ją stąd. Moja uprzejmość nie trwa wiecznie.

Król chwycił za klamkę i pewnym ruchem otworzył portal. Zdumiał się niesłychanie tak, że odebrało mu mowę. Po drugiej stronie bowiem nie było jego żony. Lecz obleśna starucha. Wysuszona niczym rodzynka, z pod niedomkniętych warg wystawały krzywe, nadłamane zęby, obwisłe powieki prawie uniemożliwiały kobiecie widzenie. Król zamknął drzwi tak prędko jak je otworzył.

- Co to ma być!?- wrzasnął w kierunku dziewczynki, a ta teatralnym gestem wyciągnęła z kieszeni sukni wymiętą kartkę.

-Ehmm...- chrząknęła i przeczytała.- Królowa Błękitnego Wybrzeża, zwana także Nieznajomą z Krainy Wiecznych Mrozów. Zgadza się?

-Tak to moja żona, lecz poczwara kryjąca się po drugiej stronie niczym jej nie przypomina.

-Błagałeś mojego Pana by zwrócił ci ukochaną, nic nie wspominałeś o jej wieku. Ta tu- dziecko kiwnęło wskazało głową na koniec tunelu.- ma 87 lat, jeszcze trochę pociągnie. Zdążycie przeżyć razem mnóstwo wspaniałych chwil.

Król pobladł. Nie tak sobie to wyobraził. Jak miał wrócić do zamku z tą staruchą? Co pomyśleli by poddani. Jego miłość wyparowała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

-Nie chcę jej!- Wrzasnął, a jego krzyk wypełnił cały tunel.

-Głupcze, dałam ci szansę. Nie wykorzystałeś jej, więc zostaniesz tutaj na wieki.. razem ze swoją niewiastą.- Dziewczynka pstryknęła palcami, bariera odgradzająca młodzieńca, od królowej zniknęła. Król mógł teraz spędzić wieczność z kobietą, po którą zszedł do samego piekła...

Baśnie z nieznanego królestwa...Where stories live. Discover now