Pierniki, dzieci i krew

22 1 0
                                    

Zamykam kuchenne okiennice. Dom już wystarczająco się wywietrzył, a słodki zapach drożdżówek, które rano upiekłam przeszedł do historii. Teraz czułam tylko chłodne leśne powietrze. Podeszłam do stołu usytuowanego na środku izby i wzięłam z niego chustę, którą położyłam tam kilka godzin temu. Owinęłam się szorstkim materiałem i wygodnie rozparłam na krześle. W głowie po raz powtarzałam zamowienie zlecone przez króla. Sto babeczek, pięćdziesiąt drożdżówek, trzy wiśniowe torty no i chata z pienika z witrażami z landrynek. Nasz monarcha szykował wielki bal dla dorastającej z okazji nadchodzących świat, a ja zostałam mianowana jego nadwornym cukiernikiem. Nie mogłam zawieść. Instynktownie obejrzałam się za siebie aby sprawdzić, czy o niczym nie zapomniałam. Słodycze leżały na dużym blacie starannie popakowane, a piernikowy domek ogromnych rozmiarów stał na komodzie. Do środka włożyłam małe świeczki dzięki temu cukrowe szybki iskrzą się wszystkimi kolorami. "To był pracowity dzień" myślę sobie i udaję się w kierunku łóżka. Kładę się i przykładam głowę do miękkiej poduszki. Nagle słyszę pukanie. Nie wiem, czy jest rzeczywiste, zdaję się być raczej czymś na pograniczu jawy i snu. Ignoruję je, ale po kilku minutach odzywa się ponownie. Zwlekam moje zmęczone ciało z łóżka i ruszam w kierunku drzwi.
-Kto tam?- pytam zaniepokojona. Nikt nie odpowiada. Pukanie rozlega się jednak ponownie. W głowie myśli galopują jak szalone. A jak to bandyci? Mieszkam na odludziu,gdzie nikt nie usłyszy wołania o pomoc. Z drugiej strony to ktoś mógł się zgłubić i chce zapytać o drogę. Moje dobre serce wygrywa i w końcu otwieram, mroźne powietrze wdziera się do środka i przyprawia mnie o gęsią skórkę. Od strony mrocznego lasu patrzą na mnie dwie pary zaskoczonych wielkich oczu.
-Zgłubiliśmy się- mówi chłopiec.
- Nie znamy drogi do domu- dopowiada dziewczynka. Zbita z tropu otwieram drzwi szerzej i zapraszam dzieci do środka. Częstuję maluchy ciaskami, które zostały mi z wczoraj, ale zamiast je zjeść dzieci patrzą się tylko na siebie.
- Masz mleko?- chłopiec pyta po chwili. Bez zastanowienia schodze do piwnicy, przynoszę kobiałkę mleka i stawiam na stole.
Dziewczynka uśmiecha się uroczo.
-Zjedz z nami- mówi.
- Jadłam już kolację- tłumaczę.
-Zjedz!- syczą dzieci, a uśmiech znika z ich małych twarzyczek. Siadam na przeciwko nich i biorę gryz ciastka. Potem jest już tylko ciemność.
Gdy się budzę otula mnie noc. Przenika moje ciało, czuję, że w niej tonę. Przecieram oczy i zaczynam przypominać sobie wszystko, a świat wokół mnie nabiera kształtów. Jestem w spiżarni, tej samej z której kilka godzin temu brałam mleko dla chłopca. Podchodzę do drzwi. Zamkniete. Kołaczę, ale nic to nie daję. Zrezygnowana opieram się plecami o ścianę i czekam. Po chwili na schodach słyszę kroki. Drzwi otwiera dziewczynka. Doskakuję do niej lecz zaraz się zatrzymuję. Każde normalne dziecko wystarczyłoby  się dorosłego, ale nie to... stała w progu pewna siebie i wyprostowana. Małą stopką przytrzymywała drzwi tak, że przez lufcik widziałam tylko jej roześmiane oczy.
- Nie radzę- powiedziała. Pchnęłam klamkę z całej siły jednk nic to nie dało. Wrota ani drgnęły. Dziecko nic sobie z tego nie zrobiło. Zamiast tego istotka wrzuciła do mojej celi tort, który przygotowałam dla król.- Jedz. Same z Ciebie kości. Nawet nie wiesz jak długo szukaliśmy kogoś kto mieszka sam z dala od innych siedlisk. Tak tu cicho i spokojnie. Przerażona odsowam się od drzwi, a te zamykają się z trzaskiem. "Może to tylko zły sen?" Pytam sama siebie i kładę się w kącie spiżarni, chłód posadzki koi moje kołatane nerwy i szybko zasypiam.
To samo przyjemne zimno, które zeszłej nocy pomogło mi zasnąć teraz znudziło mnie. Cała drżę, a mój oddech zamienia się w biały dym.  Próbuje wstać, ale ból głowy natychmiast pokazuje, gdzie moje miejsce. Czuję niepochamowany głód i niczym zwierzę rzucam się na tort, który demon pozostawił tam wczorajszej nocy. Pakuje do ust pgromne ilosci ciasta, nawet nie przeżywam, niestety głód nie mija, czuję jak trawi mnie od środka.  Wlekę się do drzwi i resztkami sił uderzam o nie, chwilę potem słyszę, że ktoś lub w tym wypadku coś schodzi do piwnicy.
Drzwi się uchylają, a na podłodze lądują nowe smakołyki.
-Pospiesz się- syczy chłopiec.- Musimy z tobą skończyć przed przyjazdem króla.
Nie mogę skupić się na niczym innym niż palący głód, pochłania ciastko za ciastkiem, babeczka za babeczką i czuję jak moje ciało pęcznieje, to jasne, że te stwory majstrowały przy wypiekach. Na kilometr czuć w tym czarną magię.
Nie wiem jak długo siedzę w zamknięciu. Dzień, dwa,rok? Czas zlewa się w jednolitą masę. W pewnej chwili po prostu wywlekli mnie po schodach. Nie miałam siły.wstać, moje nogi były obrzmiałe.
Pozornie w moim mieszkaniu nic się nie zmieniło, było ciepło i cicho, na stole nadal stał piernikowy domek, w którym słabo tliły się świeczki jednak mój wzrok skupił się na piecu. Jego drzwiczki były otwarte, a ze środka buchały snopy ognia. Spojrzałam na dzieci, a one w odpowiedzi posłały mi tylko przerażający uśmiech. Potem nie było już nic.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 26, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Baśnie z nieznanego królestwa...Where stories live. Discover now